Komentator CNN: Świat chce od USA jednej rzeczy. Stany nie potrafią jej zapewnić
Zbliżające się wybory prezydenckie w USA odbywają się w nadzwyczaj chaotycznym kontekście globalnym. Dla tych, którzy nie śledzą sytuacji, świat stanął w płomieniach - pisze Nic Robertson, międzynarodowy korespondent dyplomatyczny CNN. Interia publikuje w całości jego artykuł.
Na dwóch kontynentach trwają obecnie dwie poważne wojny, w których istotni sojusznicy USA - Izrael i Ukraina - walczą z odwiecznymi przeciwnikami Ameryki - Iranem i Rosją.
Tymczasem coraz bardziej napięty i potencjalnie jeszcze większy konflikt tli się między Ameryką a jej jedynym światowym rywalem - Chinami. Podsycając tę toksyczną dynamikę, Chiny, Rosja i Iran łączą zasoby zbrojeniowe i technologie wojskowe. To mieszanka oszałamiająca i dezorientująca.
Od wyborów w 2020 roku historyczni wrogowie Ameryki zacieśnili więzy, prestiż tego wielkiego narodu na arenie międzynarodowej spadł, a kraj wydaje się coraz bardziej sparaliżowany przez głęboki podział polityczny.
W cieniu tego wszystkiego, bez prawa głosu w wyniku wyborów, zarówno wrogowie jak i sojusznicy Ameryki patrzą z fascynacją na niegdyś przewidywalnego przeciwnika lub pewnego przyjaciela, który zdaje się spalać w ogniu niepewności.
Wybory USA 2024. Próby ratowania świata
Każdy kraj ma plan, by albo gasić, albo podsycać płomienie, które mogą z tego wyniknąć, ale to nie zmniejsza niepokoju co do wyniku tych wyjątkowo polaryzujących wyborów.
Jak doniosło CNN, indeks akcji Dow Jones zanotował spadek w wyniku obaw inwestorów, że jeśli wybrany zostanie były prezydent Donald Trump, zrealizuje swoje obietnice kampanijne dotyczące znaczącego zwiększenia ceł na import, zarówno wobec przyjaciół, jak i wrogów, aby ożywić podupadający sektor produkcyjny w USA.
Ten sam raport pokazał, że prezydentura Trumpa spowodowałaby większe zadłużenie rządu USA niż wybór wiceprezydent Kamali Harris. Tak jak w przypadku ceł, również i to jest powodem do globalnych obaw. W 2024 roku, tam gdzie podąża gospodarka USA, tam podążają także inne. W przeciwieństwie do obywateli amerykańskich reszta świata nie może brać odpowiedzialności za wynik wyborów, ale zareaguje na ostateczny rezultat.
Ani polityka zagraniczna Harris, ani Trumpa nie będą dla świata zaskoczeniem. Trump pokazał już swoje intencje podczas prezydentury, z kolei Harris wydaje się podążać blisko linii Bidena. Brak niespodzianek nie oznacza jednak braku dramatyzmu. To skala różnic między tymi dwoma kandydatami trzyma świat w napięciu. UE już opracowuje plany na wypadek wzrostu ceł, wprowadzonych przez Trumpa, przygotowując się na ich nałożenie na szeroki zakres importowanych towarów.
Harris, mimo że nie jest w pełni przetestowana na arenie międzynarodowej, jest dla większości świata kandydatem "ciągłości". Tak jak Biden, popiera Ukrainę (i NATO), Izrael (w pewnym stopniu), autonomię Tajwanu i w dużej mierze utrzymuje porządek światowy po II wojnie światowej, który Stany Zjednoczone pomogły stworzyć, a Biden pielęgnował przez pół wieku swojej kariery.
W ostatnich dniach swojej prezydentury Biden zajmuje się inwestowaniem swojej coraz mniejszej dyplomatycznej "waluty", próbując stworzyć zaporę przeciwko radykalnym zmianom w polityce, które Trump mógłby wprowadzić, jeśli wróciłby do władzy, zwłaszcza w kontekście Ukrainy, której wsparcie Trump grozi zakończyć.
Otwarta pogarda Trumpa wobec NATO i jego pozorna gotowość do zaakceptowania nielegalnej aneksji ogromnych obszarów Ukrainy przez Putina sprawiają, że większość europejskich przywódców jest bardziej zatroskana o bezpieczeństwo kontynentu niż kiedykolwiek od zakończenia zimnej wojny.
Wybory USA. Wojna w Ukrainie a słowa Donalda Trumpa
Tylko w tym tygodniu Wielka Brytania i Niemcy ogłosiły plany bliższej współpracy w produkcji uzbrojenia, powielając rozmowy prowadzone w całej Europie w ramach przygotowań na nieprzyjazną Amerykę i agresywną Rosję, wspieraną przez Chiny, Iran i Koreę Północną.
Gdyby Harris przejęła władzę w przyszłym roku, zostałaby wystawiona na próbę przez Putina, tak jak testował on Bidena tuż po jego wyborze, gromadząc wojska na granicy z Ukrainą, a następnie wycofując je w kwietniu 2021 r., na żądanie Bidena, by rok później dokonać inwazji.
Trump twierdzi, że zakończy wojnę w jeden dzień, ale nie mówi, jak. Dotychczasowe doświadczenia wskazują na niechęć do konfrontacji z Putinem, co budzi obawy wśród europejskich sojuszników, że będzie pobłażał rosyjskiemu dyktatorowi i może zostać przez niego oszukany.
Jednym z sojuszników, z którym Trump prawdopodobnie zyska przychylność, jest premier Izraela, Binjamin Netanjahu. Netanjahu chce partnera do walki z Iranem, jego sojusznikami i zagrożeniem związanym z bronią nuklearną. Trump był twardy wobec Iranu podczas swojej ostatniej administracji, co początkowo zostało przyjęte z entuzjazmem przez kraje Zatoki Perskiej, dopóki nieprzewidywalne taktyki byłego prezydenta stały się zbyt uciążliwe na co dzień.
Pewien urzędnik z kraju Zatoki Perskiej, mówiąc anonimowo o chaotycznych decyzjach Trumpa, gdy napięcia z Iranem osiągnęły szczyt, powiedział CNN: "Nigdy nie wiadomo z czym się obudzisz".
To, czego pragną decydenci od Londynu, przez Paryż, Berlin, i Madryt, po Ottawę, Rijad i Rzym, to wiarygodny partner. Moskwa, Pekin i Teheran również mają swoje obawy, ale w przeciwieństwie do poprzedniego okresu rządów Trumpa, teraz są lepiej zjednoczeni i mają silniejsze więzi z coraz bardziej liczącym się ekonomicznie "Globalnym Południem."
Wybory prezydenckie USA. Co z sojusznikami?
Trump szczyci się swoim, jak sam twierdzi, talentem do biznesu i wiarą w swoje zdolności negocjacyjne w kontaktach z poszczególnymi przywódcami. Jednak jeśli powróci do Białego Domu, może odkryć, że rozdzielenie wrogów Ameryki z sojuszu, który sobie zbudowali, będzie większym wyzwaniem.
Nie znaczy to, że Harris miałaby łatwiej, gdyby to ona objęła najwyższy urząd; ale wyobraźmy sobie scenariusz, w którym nowy prezydent zwraca się o przysługi do sojuszników, aby pokonać wspólnych wrogów i o ile łatwiej będzie to zrobić, jeśli te relacje nie zostaną zmącone przez wrogość handlową, opartą na taryfach celnych.
Współpraca z sojusznikami, a nie ich podburzanie, była cechą charakterystyczną zarówno demokratów, jak i republikanów. Historia Trumpa ukazuje jednak lidera niechętnego konwencjom, a ta cecha zwiększa każdą inną obawę wśród sojuszników Ameryki.
Co więcej, świat stoi w obliczu wspólnych kwestii, wymagających współpracy. Klimat, migracja i sztuczna inteligencja to trzech jeźdźców potencjalnej apokalipsy XXI wieku, zwiastujący przyszłość, którą wielu trudno sobie wyobrazić. Dla reszty świata to nie jest czas, aby Ameryka uległa wewnętrznemu rozłamowi.
Nic Robertson, Międzynarodowy korespondent dyplomatyczny CNN
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!