"Zespół redakcyjny zamierzał poprzeć Kamilę Harris, ale właściciel dziennika Jeff Bezos zablokował ten zamiar. Podobnie uczynił właściciel 'Los Angeles Times'. Czy znany cytat 'Nie ma przypadków, są tylko znaki' już za tydzień nabierze dodatkowej wagi?" - napisał w mediach społecznościowych były polski premier Leszek Miller. - Musimy pamiętać, że "Washington Post" jest gazetą, która ma bardzo jasny profil ideowy. To gazeta liberalna, więc to poparcie byłoby prawdopodobnie dla Kamali Harris. Tak samo jak w poprzednich latach, kiedy poparcie grupy redakcyjnej zdobywali kandydaci liberalni - mówi Interii amerykanista Rafał Michalski. - Naturalny wniosek, który przychodzi do głowy, to że Bezos chciałby uniknąć konfrontacji w przypadku zwycięstwa Donalda Trumpa. Tylko pytanie jakie ja mam, obserwując całą tę sytuację, to czy to cokolwiek by zmieniło - wskazuje nasz rozmówca. Wybory w USA. Jeff Bezos i interesy z rządem Bezos kupił "Washington Post" w 2013 roku. Jest jednym z najbogatszym ludzi na świecie. Jak wskazuje amerykańska National Public Radio, Bezos ma do zrealizowania duże kontrakty z rządem federalnym, które wpłyną na działalność jego biznesów: firmy spedycyjnej Amazon, usługi przetwarzania danych oraz Blue Origin, czyli firmy z branży kosmicznej. Biorąc pod uwagę zaangażowanie biznesowe Bezosa, logiczne wydaje się, że nie chciał w "Washington Post" bezpośredniego poparcia dla Harris, by nie pozbawiać się szans na realizację kontraktów, jeśli Białym Domem zacznie ponownie rządzić Trump. Rafał Michalski uważa jednak, że poparcie gazety nie miałoby fundamentalnego znaczenia. - Poparcie przez medium było ważnym czynnikiem wyborczym w latach 60., 70., kiedy prasa była faktycznie istotnym czynnikiem mobilizujących wyborców. Dzisiaj subskrypcyjne magazyny internetowe, jak "New York Times" czy "Washington Post", nie mają tak masowego wpływu. Większy mają gwiazdy internetowe, celebryci, influencerzy - wskazuje amerykanista. - Sam fakt poparcia nie zmieniłby trajektorii wyborów. Czy Donald Trump wykorzystałby tę sytuację, żeby w przyszłej administracji być może uprzykrzyć życie Jeffowi Bezosowi? Moim zdaniem nie - mówi dalej Michalski. Donald Trump i Kamala Harris. Szanse pół na pół Nasz rozmówca podkreśla też, że sam Bezos tłumaczył decyzję o braku poparcia dla któregokolwiek z kandydatów tym, iż media powinny być bezstronne. W konsekwencji gazeta straciła ponad 200 tysięcy płatnych subskrybentów. - Postrzegam to jako próbę oddzielenia się od polaryzacyjnego klimatu. Nie tylko w kontekście tego, że Trump mógłby przeprowadzić jakiś odwet polityczny na Bezosie. Jakby chciał dokonać takiego odwetu, to zrobiłby to w swojej pierwszej kadencji. Wtedy utrudniał życie Bezosowi w rozmowach z Pentagonem, ale nie było jasnego przypadku pójścia na wojnę - mówi Michalski. - Na pewno Jeff Bezos, blokując poparcie w magazynie "Washington Post", zakłada że Trump ma 50 proc. szans na wygranie wyborów i decyzja jest podyktowana politycznie. Dzisiaj nie można powiedzieć z jakąkolwiek pewnością, kto wygra wybory w Stanach Zjednoczonych - podkreśla rozmówca Interii. Jakub Krzywiecki Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz na jakub.krzywiecki@firma.interia.pl ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!