Kampania pozorów, czyli jakie tematy zostały pominięte w wyścigu o prezydenturę
Obronność, sprawy międzynarodowe i polityka historyczna to tematy, które w kontekście wyborów prezydenckich powinny zdominować debatę publiczną. Tak się jednak nie stało, a zamiast spraw związanych ściśle z obowiązkami głowy państwa, wyborcy oglądali spór ideologiczny, obietnice socjalne i festiwal przekomarzania się.
Prezydent, mimo że to najważniejszy urząd w państwie, ma dość okrojone uprawnienia. Nie było tego widać w kampanii. Obaj kandydaci rzucali obietnicami i zapewnieniami, jakby przynajmniej byli szefami rządu albo w Polsce obowiązywał system prezydencki. Nie, tak nie jest. Rola prezydenta ma dużo mniejsze znaczenie niż wynikałoby to z przedwyborczych deklaracji obu kandydatów.
Co może prezydent? Jego uprawnienia wynikają jasno z konstytucji i można je streścić do najważniejszych kwestii: podpisuje lub wetuje ustawy, ma prawo inicjatywy ustawodawczej, może zarządzić referendum, współodpowiada za politykę zagraniczną, jest zwierzchnikiem sił zbrojnych, może stosować prawo łaski, nadaje obywatelstwo. Aż tyle, i tylko tyle.
Widać wyraźnie, że w kampanii prezydenckiej z oczywistych względów powinny pojawić się sprawy związane z obronnością i polityką zagraniczną. To najważniejsze zadania prezydenta i pomysł na ich realizację powinien być kluczowym zagadnieniem w wyścigu po ten urząd. Jakie więc tematy, ważne z punktu widzenia głowy państwa, nie pojawiły się w kampanii? Wybraliśmy kilka z nich. Dorzucamy też inne tematy, które nie należą bezpośrednio do roli prezydenta, ale nawet przy takim festiwalu obietnic zostały pominięte.
Pojawiała się w kampanii, ale w ograniczonej formie. Priorytety polityki zagranicznej obaj kandydaci przedstawili już w debacie ze wszystkimi pretendentami. Andrzej Duda w pierwszą wizytę zagraniczną wybrałby się do Waszyngtonu, a Rafał Trzaskowski do Brukseli. Na wiecach wyborczych Duda opowiadał o dobrych relacjach z USA i wspominał ostatnią wizytę, Trzaskowski zaś przekonywał, że chce odbudować relacje z UE, które mają być ważne głównie w perspektywie nowych siedmioletnich ram finansowych.
Zabrakło jednak kwestii spraw sąsiedzkich (relacje z Ukrainą i Białorusią), choć o poprawionych stosunkach z Litwą wspominał Duda. Punktem antagonizującym byli Niemcy ("nie będą nam Niemcy wybierać prezydenta" i "nie ma się co Niemców bać"). Mało mówiło się o polityce w skali makro, również o Unii Europejskiej, która potrzebuje reformy i silnego przywództwa.
Mało było też o polskiej dyplomacji, a warto wspomnieć, że kilka dni temu Konferencja Ambasadorów RP (39 byłych dyplomatów - red.) wystosowała list otwarty, w którym w pierwszym zdaniu pisze, że "polityka zagraniczna Rzeczpospolitej Polskiej nie istnieje".
"Dzięki silnemu sojuszowi z USA i obecności wojsk amerykańskich w Polsce jesteśmy dziś bezpieczni" - powtarzał w kampanii prezydent Duda. W kolejnym zdaniu dodawał, że przekop Mierzei Wiślanej jest potrzebny, by uniezależnić się od Rosji. To w zasadzie dwa duże ogólniki dotyczące obronności, które pojawiły się w jego kampanii.
Z drugiej strony prezydent Warszawy nie przedstawił żadnych rozwiązań. Wskazywał, że wojska amerykańskie do Polski sprowadził rząd PO, a PiS jedynie dobrze je zagospodarował. Konkretów było więc jeszcze mniej.
A to temat najważniejszy z punktu widzenia prezydenta, bo w przypadku konfliktu zbrojnego de facto staje on na czele wojska. To prezydent zresztą wręcza nominacje generalskie, a w ostatnich pięciu latach było głośno o kilku kontrowersyjnych decyzjach i konflikcie prezydenta Dudy z Antonim Macierewiczem. Pojawiały się informacje, że wojsko jest upartyjnione, ale w kampanii wszyscy o tym zapomnieli. A kwestia polskiego przemysłu obronnego, który według opinii wojskowych jest w bardzo złym stanie? Wciąż niedokończona pozostaje reforma systemu kierowania i dowodzenia, co w razie konfliktu znacznie ogranicza nasze możliwości obronne. To kwestie, którymi powinien zająć się kandydat na prezydenta, a zostały one całkowicie pominięte w kampanii.
Było jej bardzo mało. Trzeba oddać, że trochę mówił o niej prezydent Andrzej Duda. Głównie w kontekście niemieckim lub w sprawie mienia bezspadkowego. Zaznaczał, że to ci, którzy wywołali wojnę, powinni płacić odszkodowania. Jednocześnie nie wspominał w tej kampanii o reparacjach od Niemiec. Rafał Trzaskowski temat w zasadzie pominął - w jego spocie wystąpili powstańcy warszawscy, i to tyle.
A szkoda, bo rola prezydenta w przypadku kształtowania polityki historycznej jest niesłychanie ważna. Warto byłoby poznać choćby stosunek obu panów do rzezi wołyńskiej, bo sprzyja temu kalendarz - 11 lipca przypada kolejna rocznica krwawej niedzieli na Wołyniu. Kandydat na prezydenta mógłby zapowiedzieć też budowę muzeum ważnego z punktu widzenia naszej polityki historycznej. Przez politykę historyczną mógłby próbować na nowo określać nasze stosunki z Izraelem, Ukrainą, Niemcami i Rosją.
Stajemy się starzejącym społeczeństwem, a badania wskazują, że program 500 plus nie wpłynął na demografię. Ten temat, choć odległy od prezydenckich uprawnień, również nie pojawił się w kampanii.
Temat pojawił się jedynie zdawkowo. Duda zaproponował, by rodzice mieli większy wpływ na to, co znajduje się w programie szkolnym. Trzaskowski z kolei mówił o potrzebie odchudzenia podstawy programowej i by stać po stronie nauczycieli, gdy tego potrzebują. Bez konkretów.
Zadziwiające, że w dobie pandemii koronawirusa tak mało mówiło się o potrzebach lekarzy, pielęgniarek, szpitali. To oni stanęli na wysokości zadania, gdy śmiertelny wirus zbliżał się do Polski. A sytuacja szpitali, głównie powiatowych, od lat jest katastrofalna. Żaden z kandydatów nie przedstawił pomysłu na reformę całego systemu. Oczywiście, nie jest to w zakresie jego obowiązków, ale podobnie jest z innymi kwestiami, które znalazły swoje miejsce w kampanii.
Temat, który "przejadł się" polskiemu społeczeństwu. Pewnie dlatego żaden z kandydatów wyraźnie na niego nie postawił. Jest to nieco dziwne, bo opozycja właśnie na sądownictwie i praworządności przez ostatnie lata opierała swoją polityczną strategię. Również rządzący przekonywali, że "reformę sądownictwa trzeba dokończyć", ale z ust Andrzeja Dudy takie stwierdzenia nie padały.
Prof. Artur Gruszczak, Katedra Bezpieczeństwa Narodowego Uniwersytetu Jagiellońskiego:
- Obaj kandydaci skupili się na krajowych sprawach, a kwestie zagraniczne i bezpieczeństwa zostały potraktowane instrumentalnie. Sztaby pewnie wyszły z założenia, popartego badaniami, że obywatele interesują się bieżącymi sprawami, tymi na wyciągnięcie ręki. Wielka polityka ludzi nie interesuje, chyba że w atmosferze afer i skandali. Zabrakło mi tego, ale przyjmuję to ze zrozumieniem.
- Jakie pytanie zadałbym kandydatom? Jak widzą miejsce Polski w UE, w bardzo szczególnym okresie kryzysu gospodarczego i zdrowotnego. Jak też widzieliby uzyskanie jak najlepszej pozycji Polski w planach wychodzenia z kryzysu, również w perspektywie nadchodzących nowych siedmioletnich ram finansowych, gdzie jest dużo do zyskania i stracenia. Ważna jest kwestia przyszłości i tożsamości Unii. Dyskusja ma się toczyć w najbliższych latach, ale jaki będzie polski głos, na które obszary będziemy zwracać uwagę? Stanowiska obu kandydatów pewnie byłyby odmienne. Niekoniecznie obaj kandydaci chcieliby ten temat mocno eksploatować. A wypowiedzi publiczne miałyby charakter wiążący w kontekście oficjalnego stanowiska Polski.
- Ważna jest też kwestia dobrego i trudnego sąsiedztwa. Temat w ogóle zaniedbany w debacie publicznej. W nowej strategii bezpieczeństwa narodowego pojawiła się co prawda Rosja, głównie jako zagrożenie. Diagnoza słuszna, ale brak rozważań, jaką politykę należałoby realizować wobec Rosji. Partnerstwo Wschodnie mocno osłabło, co dalej z tym projektem? Jak utrzymać tę formułę?
Gen. Bogusław Pacek, profesor Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego, ekspert PAN:
- Kampania wyborcza, zarówno jej pierwszy etap jaki i drugi, kiedy pozostało dwóch kandydatów, skupiła się przede wszystkim na kwestiach gospodarczych i społecznych. Budziło to mój duży niedosyt, ponieważ można było odnieść wrażenie, że polski prezydent, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych, jest jednocześnie szefem rządu, a tak nie jest. Debaty, wypowiedzi i komentarze dotyczyły kwestii, które najczęściej nie zależą wprost od prezydenta, ale są domeną premiera i rządu.
- Oczekiwałem, że debata wyborcza pokaże różnice kandydatów dotyczące trzej najważniejszych spraw. Obronności i bezpieczeństwa państwa, polityki zagranicznej oraz przestrzegania praworządności, w tym konstytucji. Szczególnie niedosyt dotyczył spraw obronnych, które są w największym stopniu prerogatywą prezydenta. Różnych problemów jest wiele, a nie znajdowały one odzwierciedlenia w wypowiedziach kandydatów.
Dr hab. Bartłomiej Biskup, Wydział Nauk Politycznych i Spraw Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego:
- W kampanii pojawiły się przede wszystkim tematy ideologiczne, takie jak małżeństwa par homoseksualnych i adopcja dzieci przez takie pary. Z drugiej strony kampania opierała się na tematach socjalnych, a także skupiała uwagę na działalności konkurenta. Ograniczała się do tego, "czego konkurent nie zrobił" i czy następny prezydent będzie rządowi pomagał czy przeszkadzał. Prawie w ogóle nie pojawiły się kwestie związane z obronnością, reformą systemu ochrony zdrowia, a nawet, wydawałoby się oczywiste, polityką historyczną.
Łukasz Szpyrka