Reklama

Gra w "ideologię LGBT"

Eksponując temat "ideologii LGBT", Andrzej Duda mobilizuje swój twardy elektorat i puszcza oko do wyborców Krzysztofa Bosaka, którzy będą mu potrzebni w drugiej turze. To ryzykowna gra, bo równocześnie walczący o reelekcję prezydent rozsierdził zwolenników przeciwnej strony sporu.

W szczycie kampanii wyborczej, przez długi czerwcowy weekend, przekaz polityków Prawa i Sprawiedliwości zdominowała kwestia "ideologii LGBT".

Temat, eksploatowany już przed wyborami europejskimi, odżył w ubiegłą środę po podpisaniu przez prezydenta Andrzeja Dudę "Karty Rodziny", w której znalazł się punkt o "ochronie dzieci przed ideologią LGBT". Postulat ten ma być realizowany między innymi przez "zakaz propagowania ideologii LGBT w instytucjach publicznych".

Seria wypowiedzi polityków PiS

Pomysł spotkał się ze zdecydowaną krytyką ze strony opozycji i środowiska LGBT, jednak lawinę uruchomił dopiero niby żartobliwy wpis Joachima Brudzińskiego, europosła PiS i szefa sztabu wyborczego Andrzeja Dudy.

Reklama

"'Wielkie' ideologiczne spory, emocje, a tymczasem na #PomorzeZachodnie, ptasia rodzina, mama i tata, w naszej kapliczce, realizuje Boży plan. Polska bez LGBT jest najpiękniejsza" - napisał w czwartek (11 czerwca) na Twitterze.

Tego samego dnia o stosunek do środowiska LGBT był później pytany w "Faktach po Faktach" na antenie TVN24 poseł Jacek Żalek. Na uwagę, że LGBT to ludzie, odpowiedział: "Nie, to nie są ludzie. To nie są ludzie, to jest ideologia", po czym prowadząca przerwała rozmowę.

W sobotę w Brzegu do sprawy nawiązał prezydent Andrzej Duda. "Próbowano w szkołach dzieciom przez cały okres komunizmu wciskać komunistyczną ideologię, to był bolszewizm, to było ideologizowanie dzieci. Dzisiaj też próbuje nam się wciskać ideologię, tylko inną. Zupełnie nową, aczkolwiek to też jest taki neobolszewizm. (...) Jak dzisiaj silny jest ten prąd, to pokazuje wczorajsza sytuacja, kiedy z jednej z polskich telewizji wyrzucono posła, który powiedział, że to jest ideologia. Nazwał to po prostu ideologią. Próbuje się nam proszę państwa wmówić, że to ludzie, a to jest po prostu ideologia" - stwierdził Duda.

Burza po słowach Czarnka

Prawdziwa burza rozpętała się jednak na dobre dopiero po słowach posła PiS i członka sztabu wyborczego prezydenta Przemysława Czarnka. "Brońmy rodziny przed tego rodzaju zepsuciem, deprawacją, absolutnie niemoralnym postępowaniem, brońmy nas przed ideologią LGBT i skończmy słuchać tych idiotyzmów o jakichś prawach człowieka czy jakiejś równości. Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym i skończmy z tą dyskusją" - oświadczył w programie "Studio Polska" w TVP Info, pokazując zdjęcie wykonane w czasie parady w Los Angeles.

Polityk tłumaczył się później, że zdanie zostało wyrwane z kontekstu, a jemu "przypisuje się intencje, których nigdy nie miał".

Ze swojej wypowiedzi tłumaczył się też prezydent, po tym jak zauważyły ją zagraniczne media.

Z wielu stron można było usłyszeć nawoływania do przeprosin, ale ani prezydent, ani poseł Czarnek nie zamierzają zrobić kroku wstecz.

W poniedziałek Andrzej Duda uznał krytykę za "ideologicznie motywowane ataki". "My musimy po prostu przetrwać ten ideologiczny huragan, tak jak przetrwaliśmy w naszych dziejach wiele innych. Przetrwać i dalej trwać, bo nasze korzenie są bardzo mocne" - apelował do swoich wyborców w Lublinie.

"Skuteczny zabieg socjotechniczny"

Eksperci nie mają wątpliwości - gra kartą "ideologii LGBT" to czysta wyborcza kalkulacja.

Prof. Antoni Dudek, politolog z UKSW, zwraca uwagę na "zabieg socjotechniczny, jak się wydaje, bardzo skuteczny", zastosowany przez sztabowców prezydenta.

- Chodzi o to, żeby wytworzyć pewne zagrożenie w elektoracie i go zmobilizować. Pięć lat temu takim "fantastycznym", jeszcze lepszym zagrożeniem byli imigranci, bo był taki straszny obraz tłumów biegnących przez granicę. Teraz nie ma czegoś równie dobrego, ale jest tzw. "ideologia LGBT". Na bezrybiu i rak ryba, więc kreuje się zagrożenie straszliwe mniejszościami seksualnymi - wyjaśnia w rozmowie z Interią politolog.

Z kolei dr hab. Renata Mieńkowska-Norkiene, politolog z UW, wskazuje, że to ruch obliczony na mobilizację twardego elektoratu PiS. - Ten elektorat zawsze łapie się na tego typu kwestie, czyli takie podgrzewanie atmosfery. Ale to z całą pewnością nie wystarczy, żeby Andrzej Duda wygrał wybory w pierwszej turze - mówi Interii.

Uderzenie w Trzaskowskiego

Eksperci wskazują, że wyciągnięcie tematu LGBT to uderzenie przede wszystkim w kandydata KO i głównego rywala Dudy - Rafała Trzaskowskiego. Według wszystkich sondaży to właśnie ci dwaj kandydaci zmierzą się ze sobą w drugiej turze.

- Trzaskowski jest głównym zagrożeniem. Podpisał tę nieszczęsną kartę LGBT+, więc można powiedzieć, że się idealnie podłożył. Generalnie większość Polaków jest dość konserwatywnie nastawiona w tych sprawach, więc to jest idealny sposób, żeby spolaryzować opinię publiczną w sposób korzystny dla Andrzeja Dudy. Myślę, że przez najbliższy miesiąc temat będzie bardzo mocno eksploatowany, bo on ma przynieść taki skutek, że wahający się wyborcy przestraszą się Trzaskowskiego jako misjonarza LGBT i zagłosują na Dudę - uważa prof. Dudek.

Ukłon w stronę wyborców Bosaka

Ale według dr hab. Mieńkowskiej-Norkiene takim przekazem PiS zwraca się też do wyborców kandydata Konfederacji Krzysztofa Bosaka.

- Andrzej Duda prawdopodobnie ma świadomość, że nie może sięgnąć po elektorat bardziej lewicowy, bo po prawej stronie od niego, chociaż bardziej w lewo jest już Szymon Hołownia, za chwilę jest Rafał Trzaskowski, a jeszcze po drodze Władysław Kosiniak-Kamysz, więc on tam nie ma za bardzo czego szukać. Z kolei wiadomo, że Bosak nie przejdzie do drugiej tury, w związku z czym Dudzie może chodzić o to, żeby ci, którzy w pierwszej turze zagłosują na kandydata Konfederacji, poszli do drugiej tury i zagłosowali na niego - przekonuje ekspertka.

- Wiem, że na forach konfederacyjnych były dyskusje, czy w drugiej turze iść i zagłosować na Andrzeja Dudę, czy zostać w domach i przeważały jednak głosy, żeby zostać w domach. Teraz Duda wysłał jasny sygnał, że on w kwestiach światopoglądowych opowiada się w zasadzie po tej samej stronie co Bosak i nie będzie z jego strony żadnych wolt ani niespodzianek, więc ci wyborcy po prostu pójdą i w drugiej turze zagłosują na Dudę - dodaje.

Efekt odwrotny do zamierzonego?

Nasuwa się jednak pytanie, czy taktyka eksploatowania przez sztab Dudy wspomnianego tematu nie przyniesie skutku odwrotnego do zamierzonego.

- Czy nie stanie się tak, że PiS zmobilizuje w ten sposób elektorat lewicowy, który zostałby w domach, a tak pobudzony emocjonalnie jednak pójdzie do wyborów po to, żeby pokazać swój sprzeciw wobec tego, jak Andrzej Duda i PiS traktują prawa człowieka - bo PiS mówi o "ideologii LGBT" ale tak naprawdę odnosi się też do praw człowieka, co expresis verbis nazwał poseł Czarnek - zastanawia się Mieńkowska-Norkiene.

Nasza rozmówczyni wskazuje, że Polacy przy podejmowaniu decyzji wyborczej biorą pod uwagę dwie kwestie: z jednej strony argumenty gospodarczo-społeczne jak na przykład "500 plus", a z drugiej strony kwestię światopoglądową, czyli to, czy opowiadamy się za cywilizacją wschodnią czy zachodnią, czy stawiamy na prawa człowieka czy katolicyzm i prawa naturalne.

- W tym duchu kwestie światopoglądowe są zazwyczaj bardziej mobilizujące dla elektoratu lewicowego, więc jeżeli podgrzewa się takie emocje, to trzeba się liczyć z tym, że lewicowy elektorat może na tych emocjach rzeczywiście pójść w większej liczbie niż gdyby Andrzej Duda nie rozpętał dyskusji o LGBT. Moim zdaniem efekt będzie dokładnie odwrotny niż oczekuje tego PiS, to znaczy prawdopodobnie Trzaskowski będzie zyskiwał i prawdopodobnie wzrośnie też frekwencja - przewiduje politolog z UW.

"Polska ma dużo ważniejsze problemy"

Nieco inaczej na sprawę patrzy prof. Antoni Dudek.

- Nie sądzę, żeby sprawa LGBT była rozstrzygająca w tych wyborach. Oczywiście ona będzie jednym z elementem, ale twierdzę, że tu będzie wiele czynników, które zadecydują ostatecznie o wyniku drugiej tury, łącznie nawet z tym, ilu wyborców z wielkich miast wyjedzie w tym czasie na wakacje. To jest istotne z punktu widzenia wyborców Trzaskowskiego, bo część z nich może machnąć ręką na głosowanie. Tu Duda ma przewagę - jego wyborcy są ubożsi, więc mniej prawdopodobne, że wyjadą - uważa politolog z UKSW.

W opinii naszego rozmówcy wpływ kwestii LGBT na ostateczny wynik wyborów jest trudny do zważenia. - Na pewno będzie w mediach bardzo obecna, bo to jest atrakcyjny temat, klasyczny mechanizm nakręcania się wokół jakiejś wypowiedzi. Nie kryję, że nad tym ubolewam, bo uważam, że Polska ma dużo ważniejsze problemy w tej chwili. Szkoda, że kampania prezydencka znowu toczy się wokół tematów, które oczywiście są istotne, ale nie są pierwszoplanowe - konkluduje prof. Dudek.

INTERIA.PL

Reklama

Reklama

Reklama

Strona główna INTERIA.PL

Polecamy