Dzieci prezydenta Bronisława Komorowskiego wychodzą z cienia, pokazują się publicznie i aktywnie włączają w kampanię prezydencką . "Pewnie nas nie znacie. Nie jesteśmy celebrytami. Nasze życie jest zupełnie normalne. Pracujemy, wychowujemy dzieci, płacimy podatki, mamy kredyty. Jedyne, co jest nietypowe w naszym życiu to fakt, że nasz tata jest prezydentem" - podkreśla jedna z córek prezydenckiej pary. "My też naprawdę nie we wszystkim się z nim zgadzamy, ale znamy go i wiemy, że totalnie zależy mu na Polsce" - dodaje druga. Dlatego zachęcają do oddania głosu na ojca: "Wybory to sprawa ważna i dlatego 24 maja pójdziemy i zagłosujemy na naszego tatę. To naprawdę jest jedyna rzecz, którą możemy zrobić razem i do tego zachęcamy" - puentują w nagranym spocie. Prezydencka małżonka podkreśla, że decyzja dzieci była autonomiczna, a sam Bronisław Komorowski nie kryje, że gest bardzo go wzruszył, zwłaszcza, że do łatwych nie należał . "Moje dzieci konsekwentnie starały się zawsze utrzymać dystans od jakiejkolwiek aktywności politycznej, chroniąc swoje własne życie, swoje własne rodziny przed nadmierną ingerencją z zewnątrz" - wyjaśniał. "Spóźnione działania" Doktor Sergiusz Trzeciak, specjalista ds. marketingu politycznego zwraca uwagę, że inicjatywa dzieci z pewnością prezydentowi nie zaszkodzi, ale ciężko nazwać ją zwrotem w kampanii. - To spóźnione działania i nie przeceniałbym ich rangi. Zwłaszcza, że do tej pory bliscy prezydenta stronili od afiszowania się w mediach i występów publicznych - podkreśla. W jego opinii, dużo większe znaczenie będą miały zaplanowane na niedzielę i czwartek telewizyjne debaty. - Nie ma co prawda pewności, jak poszczególni kandydaci w słownym starciu wypadną, ale jeśli zarysuje się pomiędzy nimi wyraźna różnica, to na pewno przełoży się to na decyzje wyborców i wpłynie na ostateczny wynik dogrywki - podkreśla. Zdaniem Trzeciaka, kandydat Prawa i Sprawiedliwości ma duże szanse na to, żeby w starciu z prezydentem pokazać się lepiej, ale jest zdecydowanie za wcześnie, żeby mówić o zwycięzcach. - Debaty mają to do siebie, że ich rezultatów nie da się przewidzieć. Trzeba brać pod uwagę każdy scenariusz - z remisem, wygraną czy porażką Komorowskiego włącznie - zaznacza. Element całej serii omyłek Ekspert pytany o znaczenie wpadki z suflerką, która podpowiadała prezydentowi, jak ma się zachować i szeptała do ucha wskazówki typu "Przytulmy panią!", "Zaprośmy do Pałacu!", "Zapytajmy, czego brakuje", zwraca uwagę, że jest to element całej serii omyłek popełnionych przez kandydata, który tylko pogorszy mocno nadszarpnięty już wizerunek. - Nie przeceniam jednorazowego zdarzenia. Negatywny obraz prezydenta rysuje się całościowo, a dowodem na to są reakcje użytkowników internetu - wyjaśnia. Ubiegający się o reelekcję prezydent, podobnie jak i cała Platforma Obywatelska, zaczyna tracić w oczach młodego pokolenia. - Przewaga ekipy rządzącej wyraźnie topnieje. Platforma Obywatelska dominowała kiedyś wśród grupy wiekowej 18-24, a teraz większe szanse ma u nich Paweł Kukiz, czy Prawo i Sprawiedliwość i to ewidentnie widać po aktywności internautów. - Prezydent przegrywa w sieci między innymi dzięki tym wpadkom, na bazie których powstają memy i filmiki. A to wszystko wpływa na jego ogólny, w dużej mierze negatywny, wizerunek - tłumaczy. "Nieradzenie sobie w sytuacjach kryzysowych i zmęczenie" Próby podejmowane przez sztabowców prezydenta zamiast wprowadzić element ładu, wskazują na chaos i panikę. - Myślę, że nawet nagła zmiana stanowiska w sprawie referendum dotyczącego Jednomandatowych Okręgów Wyborczych, czy propozycje inicjatywy ustawodawczej wbrew pozorom nie przyniosą zamierzonych efektów, a wręcz przeciwnie - mogą wywołać wrażenie, że sztab wpada w panikę i robi wszystko na siłę, żeby przekonać wyborców - wyjaśnia ekspert. Na negatywnej ocenie kampanii prezydenta zaważył też lekceważący stosunek do młodego wyborcy. Ekspert zwraca uwagę na małą aktywność Bronisława Komorowskiego i jego sztabowców na portalach społecznościowych, nieradzenie sobie w sytuacjach kryzysowych, zmęczenie oraz ewidentny brak pokory. - Wystarczy porównać sondaże i przeanalizować, z jakiego punktu startował kandydat PiS Andrzej Duda, a z jakiego ubiegający się o reelekcję prezydent - podkreśla politolog. Jedyną szansą dla Bronisława Komorowskiego jest teraz mobilizacja własnego elektoratu i przeciąganie na swoją stronę wyborców lewicy. - Tych pierwszych może zaktywizować między innymi poprzez straszenie wizją zwycięstwa Andrzeja Dudy - tłumaczy ekspert. - Znaczenie może mieć też czynnik zewnętrzny, którego skutków nie jesteśmy w stanie obecnie przewidzieć, czy też choćby to, że nadspodziewanie dobrze wypadnie w debacie - dodaje. Szala zwycięstwa może przechylić się ostatecznie zarówno na stronę Andrzeja Dudy, jak i Bronisława Komorowskiego, a emocji z pewnością nie zabraknie. - Jestem przekonany, że różnica w drugiej turze będzie niewielka, a sytuacja niepewna do ostatniego dnia. W tym sensie jest to niewątpliwie ciekawa kampania, bo karty nie są z góry rozdane, widać zwroty i wszystko może się jeszcze zmienić - podsumowuje ekspert.