Łukasz Szpyrka, Interia: Co się dzieje z paktem senackim? Miał być biały dym, a wciąż go nie widać. Adrian Zandberg: - Byłoby skrajną głupotą, gdyby się nie udało. Myślę, że tej głupoty nikt nie popełni. Mam nadzieję, że najbliższe dni pozwolą sprawę zamknąć, bo nie ma już wiele czasu. Chcę powiedzieć jasno - to nie my spowalnialiśmy te rozmowy. Jesteśmy zwolennikami tego, żeby domknąć ten temat jak najszybciej. Trzeba ruszać w okręgach z prekampanią senacką. Roman Giertych znajdzie się wśród 100 kandydatów wchodzących w skład bądź popieranych przez pakt senacki? - Nikt pana Giertycha nie zgłosił w pakcie senackim. Nie bez przyczyny. Pan Giertych jest ojcem skrajnej prawicy w Polsce. Poprzednia odsłona Konfederacji nazywała się Liga Polskich Rodzin. Razem jest dość młodą partią, ale nie na tyle młodą, byśmy nie pamiętali Giertycha w rządzie Kaczyńskiego. W tamtych czasach był odpowiednikiem ministra Czarnka - z równie paskudnymi pomysłami. Lewica odrzuca nacjonalizm i homofobię. A jeśli Giertych wystartuje sam? Pakt senacki nie będzie mu "przeszkadzał"? - Jeżeli pan Giertych wystartuje poza paktem senackim, to po prostu wystawimy mu kontrkandydata. Pan Giertych jest taką postacią, że nikt się nie pali, by go zgłosić i podpisać się pod jego kandydaturą. To nie jest przypadek. W ostatnim czasie mamy wysyp sondaży, ale żaden z nich nie daje wam wyniku sprzed czterech lat, kiedy zdobyliście 12,5 proc. głosów. Co się stało? - W tamtą kampanię wchodziliśmy z 5 proc. Przez pierwszy miesiąc słyszałem pytania, czy Lewica w ogóle wejdzie do Sejmu. Pamiętam teksty, że wystawiamy nieznanych polityków, np. jakąś panią Magdę Biejat, która pewnie zdobędzie 500 głosów. Magda zdobyła ponad 20 tys. głosów i mandat parlamentarny. I dziś nikt nie ma wątpliwości, że jest jedną z najjaśniejszych gwiazd klubu Lewicy. - W nową kampanię wchodzimy na poziomie średniej sondażowej ok. 10 proc. To lepszy punkt startu. Musimy powalczyć, żeby iść w górę. Mamy na to pomysły. Jakie? - Plan jest już gotowy. Ale już teraz, zanim kampania rozkręci się na dobre, jesteśmy cały czas w ruchu. W poniedziałek mieliśmy dobre spotkanie w Olkuszu, we wtorek ruszyliśmy do podkrakowskich miejscowości. W lipcu 20 dni jestem w trasie, Magda czy Włodzimierz podobnie. Poza tym mamy posiedzenia Sejmu, więc niestety gęściej się nie da. Mobilizujemy ludzi. - Wynik tych wyborów rozstrzygnie właśnie mobilizacja. Trzeba przekonać nieprzekonanych, dotrzeć do nich z konkretami. Ze sprawami, które są dla nich ważne. W poniedziałek w Olkuszu Daria Gosek-Popiołek, nasza krakowska liderka, mówiła o pomysłach lewicy na transport publiczny. Wierzę w moc kampanii w średnich i mniejszych miastach. Schodzicie do mniejszych miast, miasteczek i wsi, szukając tam niszy? - To będą wybory, które rozstrzygną się także w Olkuszu. I w Kutnie. W Zduńskiej Woli i Sieradzu, w Kościerzynie i Tczewie. Nasze zadanie to dotrzeć do ludzi, którzy na co dzień nie oglądają telewizji informacyjnych, więc nas w nich nie widzą. W politycznej banieczce łatwo o tym zapomnieć, ale większość Polaków nie żyje 24 godziny na dobę polityką, nie ogląda TVN24, nie siedzi na Twitterze. A dla nich właśnie jest w dużym stopniu program lewicy. Prospołeczny, propracowniczy, dający bezpieczeństwo ekonomiczne i prawdziwą wolność. Skoro o programach mowa - PO zaproponowała "historyczną obniżkę podatków". Rozumiem, że skoro po wyborach chcecie rządzić wspólnie, to i wam ten pomysł przypadnie do gustu. - Chciałbym najpierw usłyszeć dwie odpowiedzi - z czego PO chce tę zmianę sfinansować i co z samorządami? Dziś te środki zasilają budżety samorządów. Jeśli mechanicznie podniesiemy kwotę wolną, to w samorządach zabraknie na pensje dla nauczycieli, na programy profilaktyczne, na płace dla pracowników samorządowych czy kulturę. - Dla lewicy kluczowe jest to, byśmy mieli porządne usługi publiczne. Po to płacimy podatki. Państwo nie może nas zawodzić. Nie może być tak, że wydłużą się kolejki, dzieciaki w szkołach będą się uczyły w 40-osobowych klasach, że będzie brakować nauczycieli. Ludzie muszą dostawać porządną edukację, ochronę zdrowia, usługi samorządowe. To absolutny priorytet. Jednym słowem, czekam na konkrety. Jak to sobie wyobrażają, żeby nie wystrzelić w kosmos długu publicznego, a z drugiej strony nie zabić samorządów. Bez konkretów trudno to komentować. Nie chce pan podwyższenia kwoty wolnej? - Kwota wolna jest fajnym narzędziem, ale musi współgrać z całym systemem. Po to jest w Europie Zachodniej progresja podatkowa, opodatkowanie kapitału, żeby mogła być wyższa kwota wolna i budżet się spinał. U nas jest niestety tak, że budżet państwa utrzymuje głównie pracownik: z podatku od pensji i od tego, co wrzuci do wózka w supermarkecie. Kolejne rządy zepchnęły ciężar utrzymania państwa na pracowników i konsumentów, mamy za to swego rodzaju raj podatkowy dla kapitału. To nie jest w porządku, że pracownik i drobny przedsiębiorca płaci podatki, a wielkie korporacje od tego się migają. A propos raju podatkowego - Sławomir Mentzen niedawno był na Malcie i przekonywał, że "uwielbia zapach niepłaconych podatków o poranku". - Mentzen opowiada banialuki. Przypomina mi niejakiego Kononowicza - tego, który chciał, "żeby nie było niczego". Jak Mentzen już zlikwiduje CIT, PIT i wszystko inne, co pragnie zlikwidować, to faktycznie niczego nie będzie. Nie będzie szpitali, szkół, nie będzie za co remontować dróg, utrzymywać policji czy transportu publicznego. Na końcu zamiast nowoczesnego państwa będzie jeden wielki śmietnik, a na jego szczycie usiądą zadowoleni z siebie panowie z Konfederacji. Dumni, że zrealizowali program Korwina. Nie traktuje pan Konfederacji poważnie? - Wciskają kit naiwnym. Trudno to traktować poważnie. A gospodarcze banialuki to tylko połowa problemu. To są religijni fanatycy, talibowie. Chcą wtrącać kobiety do więzienia za przerwanie ciąży. To koledzy pana Mentzena zafundowali Polkom zaostrzenie ustawy aborcyjnej. I to nie jest ich ostatnie słowo! Tam jest cała masa pomysłów z piekła rodem. - Dobrze, żeby Polacy byli tego świadomi: konfederaci chcą wsadzać wasze siostry, żony i dziewczyny do więzienia za przerwanie ciąży. O tym powoli robi się głośno. Mówię o sprawach gospodarczych, bo niektórzy myślą, że "ok, światopoglądowo są odklejeni, ale na gospodarce się znają". No nie, tam też plotą od rzeczy. Pomysły Konfederacji obnaża ostatnio Ryszard Petru. - Jeżeli ośmiesza ich Ryszard Petru, to chyba najlepiej świadczy o jakości tych pomysłów. Ryszard Petru to drugi, po Romanie Giertychu, samozwańczy kandydat na senatora. - Z tymi kandydatami paktu, którzy sami się ogłaszają, to zabawna historia. Ale nie przywiązywałbym do tego wielkiej wagi. Włodzimierz Czarzasty od miesięcy proponuje, byście na opozycji umówili się do współrządzenia po wyborach i publicznie to zadeklarowali. Dojdzie do tego? - Nie widzę entuzjazmu. Myślę, że minimum to pakty, nazwijmy to, "branżowe". Rozumiem, że PO czy Hołowni nie spieszy się do tego, by zadeklarować, co po wyborach. Okej, szanuję to. Ale są obszary, w których można się z wyprzedzeniem umówić na rozwiązania do wdrożenia. Pierwszy przykład z brzegu to edukacja. Polska 2050 proponowała dyskusję na temat 6 proc. PKB na edukację, ale zdaje się, że odrzuciliście zaproszenie. - To była nieco inna historia - my nie widzieliśmy sensu rozmowy o wspólnym planie na edukację z ministrem Czarnkiem. Są natomiast dobre propozycje, które przygotowały środowiska pozarządowe. Myślę, że nie są kontrowersyjne i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby pokazać w tej sprawie zdolność do porozumienia. Że w konkretnych sprawach da się dogadać, nawet jeśli inne mocno nas różnią. Myślę, że taki gest byłby dobrze przyjęty przez wielu ludzi. Słynne "stoliki negocjacyjne" pracują w tej i podobnych sprawach? - Powiem tak: czasu nie ma dużo, a prace powinny się toczyć efektywniej. Atmosfera wojny domowej u liberałów, na linii Platforma-Hołownia, na pewno nie pomaga. Niestety, korzysta na tym Konfederacja. Imperialny plan podgryzania Hołowni skończył się tak, że nakarmiono w ten sposób Mentzena. Mimo że Konfederacja ma program jak z Księżyca, jej poparcie urosło - między innymi dzięki tej wojence. A to zła wiadomość dla Polski. Mówię to z pewnego dystansu: dobrze by było, gdyby niesnaski po tamtej stronie opozycji trochę się wyciszyły. Demokracji nie pomagają. Rozmawiał Łukasz Szpyrka