Wybory na Węgrzech odbędą się już 8 kwietnia. Czy opozycja ma szansę wygrać z rządzącym Fideszem Viktora Orbana? - Nie. Żadnych - mówi Interii prof. Bogdan Góralczyk z Uniwersytetu Warszawskiego. Przyjrzyjmy się jednak, kto stanął w szranki przeciwko Fideszowi. Tylko nie "skrajnie prawicowy" Wśród ugrupowań opozycyjnych najlepiej wypada Jobbik. Komentatorzy zazwyczaj dodają "skrajnie prawicowy Jobbik", ale w 2014 roku Sąd Najwyższy Węgier orzekł, iż media nie mogą tak nazywać partii Gabora Vony, ponieważ odrzuca ona tę etykietę. Oskarżana o antysemityzm i rasizm partia konsekwentnie idzie ku politycznemu centrum (podobnie jak francuski Front Narodowy) i w swoim programie posługuje się określeniem "nowoczesny konserwatyzm". Władze partii zapewniają, że zamierzają rugować nacjonalistyczny margines Jobbiku. Co ciekawe, w odwrotnym kierunku podąża Fidesz, który zaostrzył antyimigranckie i narodowe akcenty swojego przekazu. Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której Fidesz, chcąc przejąć elektorat Jobbiku, maszeruje na prawo, a Jobbik, chcąc uszczknąć nieco elektoratu Fideszu, dąży ku centrum. Obie partie jednak stanowczo sprzeciwiają się przyjmowaniu uchodźców. Wydawałoby się, że z bliźniaczymi w wielu punktach programami Fideszowi i eurosceptycznemu Jobbikowi winno być po drodze. Jednak osobiste ambicje i urazy, a także walka o podobnego wyborcę i zarzuty korupcji i nepotyzmu wysuwane wobec partii rządzącej, sprawiają, iż Jobbik - przypalany ogniem - wolałby już stanąć z proeuropejską opozycją przeciwko Fideszowi niż na odwrót. Proeuropejskie partie osobno Od przełomu w 1989 roku Węgierska Partia Socjalistyczna (MSZP) była jednym z głównych rozgrywających na politycznej scenie. Najpierw jednak spadkobierczyni Węgierskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej podpadła neoliberalnymi reformami, a później skompromitowały ją rządy Ferenca Gyurcsány’ego, który na słynnych taśmach prawdy z 2006 roku mówił: "Kłamaliśmy rano, nocą i wieczorem. Nic nie robiliśmy w ciągu czterech lat. Nic. Spieprzyliśmy. Nie tylko trochę, ale bardzo". I dziś ten sam Gyurcsány stoi na czele Koalicji Demokratycznej (DK) powstałej po odłączeniu się byłego premiera i jego stronników od MSZP. Dodajmy, że Gyurcsány odszedł, jak twierdził, w proteście przeciwko brakowi reform wewnętrznych w MSZP. Między tymi dwiema proeuropejskimi i liberalnymi partiami nie ma zasadniczych różnic programowych, jednak wspomniane zaszłości nie pozwalają im współpracować. Swoje próbuje ugrać jeszcze jedna partia opozycyjna - Polityka Może Być Inna (LMP), czyli po prostu zieloni. Bezlitosne sondaże Aktualne badania opinii publicznej nie pozostawiają złudzeń: Fidesz w koalicji z Chrześcijańsko-Demokratyczną Partią Ludową (KDNP) notuje poparcie na poziomie 52-54 proc. i prowadzi z blisko 40-punktową przewagą. W ostatnim sondażu na drugim miejscu plasuje się Jobbik (16 proc.), a dalej socjaliści (12 proc.), Koalicja Demokratyczna (9 proc.) oraz Polityka Może Być Inna (5 proc.). Jeśli więc na zwycięstwo nie ma perspektyw, to o co walczy opozycja? - Główną stawką jest to, czy Viktor Orban i Fidesz będą mieli nadal kwalifikowaną, czyli konstytucyjną większość - wyjaśnia prof. Bogdan Góralczyk. Żeby taką większość zachować, Fidesz musi zdobyć 133 mandaty na 199 możliwych. System wymaga zjednoczenia. Zjednoczenia nie ma Na 199 posłów 93 wybieranych jest proporcjonalnie z list partyjnych, przy progu wyborczym na poziomie 5 proc., natomiast 106 posłów trafi do parlamentu z jednomandatowych okręgów wyborczych (wygrywa "pierwszy na mecie"). Przy poparciu dla Fideszu balansującym na granicy 50 proc. tylko wystawienie wspólnego kandydata daje szansę na zdobycie mandatu w JOW-ach. Wskazówką jest to, co wydarzyło się w lutowych wyborach na burmistrza Hodmezovasarhely. W bastionie Fideszu wygrał kandydat opozycji, z poparciem wszystkich najważniejszych ugrupowań, od prawa do lewa. Wyjaśnijmy, że jeśli mówimy o "zjednoczeniu" opozycji w kontekście Węgier, to nie mamy na myśli wspólnych list wyborczych, a jedynie rezygnację wszystkich kandydatów opozycji poza tym, który ma największe szanse w starciu z partią rządzącą w jednomandatowym okręgu wyborczym. A do tego, na niecałe trzy tygodnie przed wyborami, droga daleka i wyboista. Zanosi się na to, że do porozumienia dojdzie głównie w dużych miastach, w tym w Budapeszcie. - Zjednoczenie opozycji wymagałoby połączenia sił Jobbiku z socjalistami. Osobą dzielącą jest także były premier Ferenc Gyurcsány, który stworzył małą partię i wyprowadził ją z szeregów socjalistów. Stąd też szans na pełne zjednoczenie opozycji nie ma. A jeśli pełnego zjednoczenia nie ma, to Fidesz wygrywa. Pytanie tylko, w jakich proporcjach. Dużo zależy od frekwencji wyborczej - uważa prof. Góralczyk. Nasz rozmówca wskazuje, że to Fidesz ma najwierniejszy elektorat, szacowany na 2-2,5 mln wyborców. Partii rządzącej będzie więc służyła stosunkowo niska frekwencja, a opozycji - wysoka. Partia Apatia Tymczasem Węgrzy do wyborów wcale się nie garną. - Największą partią na Węgrzech jest obóz apatii - nawet do 50 proc. Jest pytanie, czy z tej apatii uda się Węgrów wyrwać. Poglądy apatycznych wyborców ekspert streszcza następująco: - Jedni przez osiem lat kradli, teraz drudzy kradną od ośmiu lat. Szansą dla opozycji, zauważa nasz rozmówca, mogą być jedynie wybuchające co kilka dni skandale korupcyjne z ludźmi władzy w rolach głównych. Na bezpośrednią konfrontację nie ma jednak co liczyć. - Nie było i nie będzie ani jednej debaty kandydatów - chyba że tych opozycyjnych - bo Viktor Orban mówi, że nie ma żadnych przeciwników i nie ma z kim rozmawiać - relacjonuje prof. Góralczyk. Viktor Orban mógłby się właściwie niczym już nie przejmować, chłodzić szampana, cyzelować zwycięską mowę, przesuwać pionki na szachownicy i tak dalej, gdyby nie świeże wspomnienie tego nieszczęsnego Hodmezovasarhely. Michał MichalakObserwuj autora na Twitterze -----A już w kwietniu wysłannicy Interii będą na miejscu relacjonować węgierskie wybory parlamentarne. Zapraszamy do śledzenia naszych relacji!