Coraz częściej pojawiają się opinie, że system antyrakietowy nie działa, że jest "przereklamowany", w najlepszym zaś razie, że został "przeciążony" i okazał się dziurawy. "Jeśli byłby skuteczny, nie byłoby tylu cywilnych ofiar", brzmi nadrzędny argument. Czy prawdziwy? Hamas ma "pod górkę" Nim odpowiem na to pytanie, ustalmy, czym jest Żelazna Kopuła. Na początek zauważmy, że całe terytorium Izraela - kraju 15 razy mniejszego od Polski - znajduje się w zasięgu rakiet działającego w Strefie Gazy Hamasu. W zależności od dystansu dzielącego żydowskie osiedla od Gazy, ich mieszkańcy mają od 15 sekund do 1,5 minuty na schronienie się w razie ostrzału. To czas, który "wyszarpała" dla nich Kopuła - gdyby bazować na wizualnej obserwacji, osoby przebywające w rejonie ataku dowiadywałby się o nim post factum (po pierwszej eksplozji). Pasywna część systemu składa się ze stacji radarowych i centrów dowodzenia, które wykrywają start rakiet, obliczają ich trajektorię i punkty uderzenia. Kopuła współpracuje z systemem ostrzegawczym dla ludności - na podstawie płynących z niej informacji, sektorowo uruchamiane są syreny alarmowe. Alarm rozlega się także w telefonach komórkowych osób przebywających w zagrożonych rejonach - za sprawą obowiązkowej aplikacji. CZYTAJ WIĘCEJ: Wstrząsająca deklaracja Hamasu. Egzekucja za każdy nalot Aktywna część systemu to baterie antyrakiet Tamir. Każda z nich składa się z 3-4 wyrzutni po 20 antyrakiet. Tamiry wystrzeliwane są do celów zmierzających na tereny zamieszkane - dla pewności posyła się po dwa pociski. Początkowo antyrakieta leci kursem zadanym przez centrum dowodzenia, w trakcie lotu ma możliwość samodzielnego manewrowania. Zniszczenie wrogiej rakiety następuje poprzez eksplozję w jej pobliżu. Z uwagi na niesłychanie krótki czas na reakcję, cały proces jest w pełni zautomatyzowany. Iron Dome (ang.) ignoruje rakiety, których trajektorie uzna za niegroźne. Skuteczność w przypadku pozostałych celów waha się od 80 do 90 procent. Kopuła ma niespełna 12 lat, wciąż jest udoskonalana. Składa się z 10 baterii, zdaniem specjalistów, o trzy za mało, by mówić o pełnym pokryciu kraju. Są one co prawda mobilne, lecz - jak wszystko - mają też ograniczoną wydajność. Wyrzutnię po odpaleniu 20 antyrakiet trzeba załadować - czas załadunku to pilnie strzeżona tajemnica izraelskiej armii, ale nawet przy założeniu, że trwa to szybko (kilka minut?), okresowa niezdolność części systemu może mieć znaczenie przy zmasowanym ataku. Intensywność ostatnich ostrzałów dowodzi, że hamasowcy rzeczywiście próbują Kopułę przeciążyć. Z uwagi na jakość własnego arsenału, mają mocno "pod górkę". Ich rakiety cechuje bowiem krótki zasięg i niski pułap lotu, ponadto są one niekierowane, czyli lecą torem balistycznym, łatwym do wyliczenia. Ale są też tanie - i na tym polega ich podstawowa zaleta. Kosztują po kilka tysięcy dolarów, gdy pojedynczy Tamir to wydatek rzędu kilkudziesięciu tysięcy (w zależności od źródeł, mówi się o 40-70 tys. dolarów). Pomoc z USA Relacja zysków do kosztów związanych z funkcjonowaniem Kopuły wydaje się zatem zaburzona, ale w Izraelu nie ma dyskusji na ten temat. Przyjmuje się, że straty społeczeństwa i gospodarki i tak byłby wyższe, gdyby odpuścić sobie aktywną ochronę przed rakietami. Zniszczona i uszkodzona infrastruktura, odszkodowania z tytułu śmierci i ran, niewypracowany dochód, koszty leczenia itp. - wydatki szłyby w miliony w przypadku każdej pojedynczej eksplozji. W takim ujęciu Iron Dome to po prostu dobra inwestycja. Czy tym razem dobrze wykorzystana? Informacje o "porażce" Żelaznej Kopuły kolportowane są przez arabskie media i profile społecznościowe związane - czy to bezpośrednio czy tylko za sprawą sympatii - z Hamasem i Palestyńczykami. Wpisuje się to w typowy dla wojny informacyjnej mechanizm deprecjonowania przeciwnika i jego atutów. Tym głosom wtórują opinie środowisk prorosyjskich czy wprost rosyjskich, tradycyjnie usiłujących wykazać niższość zachodniej technologii wojskowej (w tym przypadku amerykańsko-izraelskiej). Fakt, iż jest na odwrót - że to rosyjskie "anałogi-w-miu-niet" znacząco ustępują systemom z Zachodu - nie stanowi tu żadnej przeszkody; Rosjanie mają wielkie doświadczenie w zakłamywaniu rzeczywistości. Tyle że w tym przypadku jest to zadanie wyjątkowo karkołomne. Rakiety Hamasu rzeczywiście uderzyły w cele w izraelskich miastach - z wiarygodnych źródeł wynika, że stało się to kilkanaście razy, że w takich okolicznościach zginęło co najmniej kilka osób. Ale do tej pory palestyńscy terroryści wystrzelili - wedle różnych szacunków - od trzech do pięciu tysięcy rakiet. Gdyby Kopuła nie działała, trafienia liczono by w setki, ofiary w tysiące. Spośród 900 wspomnianych zabitych, niemal wszyscy zginęli w strzelaninach, będących de facto masowymi egzekucjami. Tylko w jednym miejscu - na terenie festiwalu Supernova organizowanego niedaleko kibucu Re'im - terroryści zamordowali 260 głównie młodych osób. CZYTAJ WIĘCEJ: Amerykanie wśród ofiar Hamasu. Oświadczenie Joe Bidena Kopuła zatem ma się dobrze, choć warto zauważyć jej ewidentną słabość - ograniczoną liczbę antyrakiet. Izraelczycy z oczywistych powodów nie chwalą się wielkością arsenału. W oparciu o dostępne dane można założyć, że bieżące zapasy nie są większe niż kilkanaście tysięcy sztuk (pamiętajmy, że Kopuła funkcjonuje nie tylko w okresie wzmożeń, że rakiety lecą na Izrael kilkadziesiąt razy w roku). Na Hamas pewnie wystarczy, ale co, jeśli do wojny przyłączy się operujący z Libanu Hezbollah? I zacznie posyłać na żydowskie miasta własne rakiety, których ma około 15 tys. sztuk? Nie znamy bieżących możliwości produkcyjnych izraelskiego przemysłu, ale o tym, że mogą być niewystarczające, świadczą zabiegi Jerozolimy i Waszyngtonu. USA już zapowiedziały pomoc wojskową dla Izraela. W pierwszej kolejności ma ona dotyczyć amunicji do Żelaznej Kopuły. Marcin Ogdowski Czytaj więcej w raporcie Wojna w Izraelu.