Gdy przejeżdżaliśmy naszym busem z samolotu do budynku terminalu wycie syren alarmowych przeszywało ciężkie wieczorne powietrze, a wokół rozlegały się odgłosy eksplozji i ostrzału. Nagle się zatrzymaliśmy, a kierowca kazał nam wysiąść. Podróżnym, spośród których wielu ewidentnie nigdy wcześniej nie doświadczyło czegoś podobnego, kazano szukać schronienia. Znajdowaliśmy się na środku lotniska, a jedyną osłonę stanowiło kilka skrzyń i sprzęt lotniskowy. Dlatego ludzie skupili się w jednym miejscu - niektórzy ze łzami w oczach, wszyscy niespokojnie obserwując ciemne niebo w obawie przed nadciągającym niebezpieczeństwem. Nad naszymi głowami izraelska Żelazna Kopuła przechwytywała pociski rakietowe. Po pewnym czasie nasz kierowca ponownie wezwał nas do autobusu i wznowiliśmy przejazd do hali przylotów. Hamas zaatakował Izrael. Bezprecedensowy to zbyt mało Opuszczaliśmy lotnisko Ben Guriona i zmierzaliśmy w kierunku Strefy Gazy niesamowicie opustoszałymi ulicami, na których normalnie panowałby wieczorny zgiełk. Jednocześnie nieustanny huk wystrzałów z helikopterów i świst odrzutowców świadczyły, że operacja Sił Obronnych Izraela, mająca na celu odparcie tego bezprecedensowego ataku, jest nadal w toku. Bezprecedensowy to zdecydowanie zbyt mało powiedziane. 50 lat temu, niemal co do dnia, kiedy w wojnie Jom Kipur siły egipskie i syryjskie przeprowadziły niespodziewany atak na pozycje izraelskie, walki były przede wszystkim konfrontacją militarną. To było coś innego. Na propagandowym wideo brygad al-Kassam ich bojownicy atakują przejście graniczne Erez, jeden z najsilniej ufortyfikowanych punktów kontrolnych w Strefie Gazy. Jednakże napastnicy wtargnęli do Izraela drogą powietrzną, morską oraz lądową. Ich brutalna taktyka, w niczym nie przypomina typowej operacji wojskowej. Uzbrojeni hamasowcy zaczęli strzelać do cywilów z broni palnej i rakiet, ranić i dźgać nożami, brać zakładników, zmuszając przerażone rodziny do barykadowania się w domach. Do zachodu słońca zginęły setki osób, a wiele, wiele więcej zostało rannych. Jonathan Conricus, były międzynarodowy rzecznik Sił Obronnych Izraela, opisał to jako "moment typu Pearl Harbor" dla Izraela. - Cały system zawiódł - powiedział. "To nie jest tylko jeden komponent. To cała architektura obronna, która ewidentnie nie zdołała zapewnić niezbędnej ochrony cywilom izraelskim". Łapanki w Sderocie. Cywile zaciągani do Strefy Gazy W niedzielę rano dotarliśmy do Sderot, izraelskiego miasta położonego przy granicy ze Strefą Gazy, gdzie bojownicy Hamasu zabili i brutalnie potraktowali wielu mieszkańców, a także zajęli posterunek policji. Po intensywnej wymianie ognia siły izraelskie odzyskały kontrolę nad budynkiem, ale pozostał po nim tylko ruiny. Buldożery już pracowały nad usunięciem zgliszczy, ale na miejscu nie było widać prawie żadnych cywilów. Łuski pocisków zaśmiecały ulice, a powykręcane wraki pojazdów leżały rozrzucone wzdłuż drogi. W tym mieście spotkał się ze mną rzecznik Sił Obronnych Izraela major Doron Spielman. Opowiedział mi o tym, jak cywile byli dosłownie wyłapywani z ulic i zaciągani z powrotem do Strefy Gazy. Zapewnił, że Siły Obronne Izraela "zrobią wszystko", by ich odbić. - Nikogo nie zostawimy - powiedział. W tej długiej i krwawej historii konfliktu nie zdarzyło się jeszcze nic, co tak bardzo przechyliłoby szalę waśni. Wokół nas wciąż dochodziło do eksplozji. Wyraźnie słychać było strzały, pociski rakietowe i ataki dronów. W czasie gdy Izraelczycy próbują zrozumieć, jak to możliwe, że ich ludność pozostaje bezbronna na skutek katastrofalnej porażki służb wywiadowczych, pojawiają się pilniejsze powody do niepokoju. Gdy Hamas w sobotę wezwał do walki "każdego, kto ma broń", Siły Obronne Izraela również zaczęły powoływać tysiące rezerwistów. Benjamin Netanjahu, premier Izraela stojący na czele prawdopodobnie najbardziej prawicowej koalicji w historii kraju, szybko ogłosił stan wojny. Izrael. Rośnie tragiczny bilans Siły Obronne zapowiedziały w niedzielę, że nadal pracują nad zabezpieczeniem wielu miast znajdujący się przy granicy ze Strefą Gazy. Pojawia się jednak pytanie, które stanowi poważną zagadkę dla Izraelczyków - co zrobić z niezliczoną liczbą zakładników rozproszonych po całym ternie. Są wśród nich kobiety, dzieci i osoby starsze - i nie są to tylko obywatele Izraela. Według izraelskiego ministra ds. strategicznych Rona Dermera to także Amerykanie i być może inni obcokrajowcy. - Izraelskie dane dotyczące ofiar również porażają skalą. Ponad 800 zabitych, a niedługo być może setki kolejnych - powiedział Dermer w niedzielę w CNN. Urzędnicy podali, że rannych zostało ponad 2300 Izraelczyków. Palestyńczycy także ponieśli już poważne konsekwencje. Siły izraelskie szybko rozpoczęły naloty na Strefę Gazy, a wszystko zapowiadało szeroko zakrojoną reakcję militarną. Według Ministerstwa Zdrowia w Gazie do niedzielnego wieczora zginęło ponad 500 Palestyńczyków, podczas gdy izraelskie wojska twierdziły, że zabiły setki bojowników Hamasu i zniszczyły około 800 celów. Na chwilę obecną, ze względu na liczbę zakładników, Hamas znajduje się w jak dotychczas najsilniejszej pozycji negocjacyjnej względem Izraelczyków. Mimo bezprecedensowego charakteru tej konfrontacji jest niej coś znajomego: to bez wątpienia początek nowego, brutalnego rozdziału w tym nieprzejednanym konflikcie, a perspektywa zawarcia jakiegokolwiek pokoju wydaje się bardziej odległa niż kiedykolwiek wcześniej. Relacja Nica Robertsona z Izraela w CNN International *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły