W sobotę rano palestyńska organizacja Hamas zaatakowała Izrael. Ze Strefy Gazy wystrzelono kilka tysięcy rakiet, a na terytorium wdarli się uzbrojeni Palestyńczycy. Gabinet Bezpieczeństwa Izraela oficjalnie ogłosił w niedzielę, że kraj jest w stanie wojny. Izraelski wywiad, czyli Mossad (Instytut Wywiadu i Zadań Specjalnych), nie przewidział zmasowanego ataku. Eksperci mają kilka teorii wyjaśniających, dlaczego tak się stało. Czytaj też: "Izrael już przegrał tę wojnę". Paweł Rakowski o upadku mitu potęgi Wojna w Izraelu. "Wywiad mógł zignorować sygnały" - Ta, którą uważam za najbardziej prawdopodobną i rozsądną jest taka, że izraelski wywiad mógł zbagatelizować pewne sygnały - mówi w rozmowie z Interią Jakub Katulski, politolog, kulturoznawca bliskowschodni. - Pojawiły się doniesienia, według których egipski wywiad miał informować stronę izraelską o tym, że coś dużego może się dziać w Gazie. Nie jest to jednak oczywiście pewne, ale wydaje się dość oczywistym, że izraelskie służby mogły być skupione na sytuacji wewnątrz Izraela i na Zachodnim Brzegu. W tym roku w Izraelu były dość gwałtowne i bardzo liczne demonstracje przeciwko reformie sądownictwa, jedne z największych w historii kraju - podkreśla autor podcastu "Stosunkowo Bliski Wschód". - Hamas mógł stwierdzić, że to najlepszy moment na atak, bo w ich oczach Izrael jest wewnętrznie słaby. Oni bacznie śledzą izraelskie media. Widzą, że kraj jest podzielony - dodaje. Według Katulskiego przeoczenie tak poważnego ataku obala mit potężnego izraelskiego wywiadu i niezwyciężonego izraelskiego wojska. - Mit, którym karmiono nas także w popkulturze. Być może izraelskie służby same uległy pod ciężarem własnej wielkości i trochę za bardzo uwierzyły w to, że są niepokonane - ocenia. Odnosząc się do informacji dot. wspierania Hamasu przez Rosję, Katulski przyznaje, że Putinowi rzeczywiście może być na rękę to, co dzieje się na Bliskim Wschodzie. - To zdejmuje nieco uwagę z tego, co dzieje się w Ukrainie. Jednak nie wydaje mi się, żeby Rosja maczała bezpośrednio palce w tym, co dzieje się w Izraelu - mówi. Czytaj też: Wojna w Izraelu. Konflikt "na rękę" Rosji. Jednak to nie ona gra pierwsze skrzypce Wojna w Izraelu. Dwie strony medalu Należy podkreślić, że eskalacja konfliktu izraelsko-palestyńskiego nie wzięła się znikąd. - Obecnie mało mówi się o tym, że Palestyńczycy mają też swoje motywacje - zauważa Jakub Katulski. - Wydaje nam się, że bliski Europie Izrael został zaatakowany ni z tego, ni z owego, a mało mówi się o tym, że przecież Palestyńczycy mają swoje aspiracje narodowo-wyzwoleńcze. Hamas jest organizacją islamistyczną, stosuje metody terrorystyczne. Jednak w oczach Palestyńczyków odpowiada on na potrzebę walki narodowo-wyzwoleńczej - podkreśla. - Niedostateczne poświęcanie uwagi tym motywacjom może zamydlać obraz. Tworzy wrażenie, że jedyną motywacją Hamasu i Palestyńczyków jest nienawiść do Izraela - dodaje. Jak podkreśla politolog, warto także zwrócić uwagę na nastroje wśród młodych Palestyńczyków. - Badania opinii publicznej, prowadzone na palestyńskiej populacji choćby przez think tank Palestinian Center for Policy and Survey Research z Ramallah, od lat pokazują, że młodzi Palestyńczycy niechętnie patrzą na porozumienia z Oslo (wzajemne uznanie Izraela i Organizacji Wyzwolenia Palestyny zawarte w 1993 w Oslo - red.) i woleliby wrócić do walki zbrojnej. Nie widzą nadziei na to, że będą mieli w tym układzie jakiekolwiek własne państwo. Motywacje Palestyńczyków nie są jedynie podyktowane islamizmem czy rządzą krwi - mówi Jakub Katulski. - Część polityków izraelskiej prawicy wzywa premiera Netanjahu do rozpoczęcia operacji lądowej w Strefie Gazy. To bardzo ryzykowne, bo po pierwsze, będzie się wiązało ze wzrostem strat ludności cywilnej i wojskowej, a po drugie, wojna w tak trudnym terenie jak miasto może się ciągnąć tygodniami, miesiącami, może nawet latami - dodaje. Izrael. Ekspert: Status quo jest nie do utrzymania Mowa o stratach ludności po obu stronach konfliktu. Już teraz zabici i ranni, zarówno w Izraelu, jak i w Strefie Gazy, liczeni są w tysiącach. W trudnej sytuacji znalazła się ludność gęsto zasiedlonej Strefy Gazy, znajdującej się pod ostrzałem izraelskiego lotnictwa - podali w poniedziałkowym komunikacie Lekarze bez Granic. Organizacja wspiera tam prace lokalnych szpitali. Brakuje w nich leków i zaopatrzenia. - Jeśli Izrael będzie chciał zlikwidować Hamas, będą musieli zdecydować się na ponowną okupację Strefy Gazy, która w tym momencie jest pod blokadą, a nie okupacją. Wówczas Izrael będzie okupował kolejne dwa miliony ludności palestyńskiej i to wcale nie ułatwi sytuacji - mówi Jakub Katulski. - Konfrontacja Izraela z Hamasem pokazała, że status quo jest nie do utrzymania i ono będzie musiało być rozwiązane w jedną czy drugą stronę. Albo Izrael dokona aneksji ziem palestyńskich i pogrzebie wszelkie marzenia o istnieniu dwóch państw, albo rzeczywiście będzie konieczne doprowadzenie do trwałego traktatu pokojowego z Palestyńczykami. Wydaje mi się, że izraelscy politycy woleliby utrzymać status quo, to jednak będzie wiązało się z kolejnymi konfrontacjami i z tym, że w najbliższych latach będziemy oglądać kolejne rozlewy krwi - dodaje. Chcesz porozmawiać z autorką? Napisz: anna.nicz@firma.interia.pl *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!