- Większość miejsc jest pozamykana, działają tylko sklepy spożywcze i drogerie. Ludzi na ulicach jest znacznie mniej, unikają transportu publicznego, szczególnie kolejki - opowiada Interii Karolina*, która od stycznia mieszka w Tel Awiwie. Jak mówi, nie udało jej się ewakuować razem z innymi Polkami i Polakami w trakcie operacji Neon. - Wszyscy radzili, żeby jechać na lotnisko i po prostu się wepchnąć. Nie miałam takiej możliwości, bo od początku wojny pracuję, więc czekałam na telefon. 14 października dowiedzieliśmy się z telewizji, że operacja Neon została zakończona. Dzięki licznym telefonom zainteresowanych udało się jednak zorganizować kolejny lot - opowiada. Czytaj także: Druga strona medalu wojny w Izraelu. "Palestyńczycy mają swoje aspiracje" - W samolocie było miejsce, jednak check in został przełożony z planowanej 17:00 na 15:30, więc fizycznie nie dałam rady zdążyć. Pracownicy ambasady, z którymi rozmawiałam, byli bardzo pomocni, ale niestety panował chaos i dezinformacja - dodaje. Kobieta może już wylecieć z kraju na własną rękę. Postanowiła jednak zostać razem z narzeczonym. Izrael. Alarmy w Tel Awiwie Alarmy przeciwrakietowe słyszy niemalże co dzień. Stało się to jej rutyną. - Jest to dla mnie zadziwiające, jak szybko można do tego przywyknąć - mówi Karolina. Większość pracowników firmy, w której jest zatrudniona, pracuje już z biura. Restauracje serwują tylko na wynos. Wiele z nich dostarcza także jedzenie dla wojska czy przesiedlonych rodzin. - Atmosfera w Tel Awiwie to połączenie normalności i niepokoju. Kiedy panuje cisza, wszyscy są zaniepokojeni. Gdy przez cały dzień nie dochodzi do ataków, spodziewamy się, że coś może wydarzyć się w nocy. Wielu znajomych zostało powołanych do wojska z rezerwy, wszyscy się martwią o bliskich. Każdy zna kogoś, kogo rodzina ucierpiała 7 października - relacjonuje Polka. Tel Awiw. Zdjęcia porwanych przez Hamas O podobnych odczuciach mówi Zuzanna, od pięciu lat mieszkająca w Tel Awiwie. O jej próbie ewakuacji pisaliśmy kilkanaście dni temu. - Nie wiem, co robić, czy mam jechać na lotnisko, czy nie. Panuje niesamowity zamęt - mówiła wówczas. Ostatecznie kobieta została w Tel Awiwie. - Ludzie są bardzo smutni i to jest niemal namacalne. Z drugiej strony nie chcą się poddawać, to jest chyba charakterystyczne dla Izraelczyków. Widać też większą solidarność narodu, który ostatnimi czasy w związku z sytuacją polityczną był podzielony. Teraz to zeszło na dalszy plan - przyznaje Polka. Jak mówi, mieszkańcy starają się pomagać, jak tylko mogą - Wszędzie wiszą plakaty ze zdjęciami porwanych przez Hamas osób. W jednym miejscu wystawiono symboliczny stół szabatowy z pustymi miejscami - opowiada. Tel Awiw. Miasto wypełnione schronami W tym tygodniu w Tel Awiwie zaczęły otwierać się kawiarnie. Ludzie powoli zaczynają się w nich spotykać. - Odrywają się na chwilę od rzeczywistości uprawiając jogging, coraz więcej osób chodzi też na siłownię. Biorą udział w wolontariatach, żeby coś robić, nie siedzieć w domu - przyznaje Zuzanna. Mieszkańcy są dobrze zorientowani w aktualnej sytuacji. Dostają raporty o tym, co dzieje się na granicach. Polka ma w telefonie dwie aplikacje, ostrzegające ją przed potencjalnym zagrożeniem. Według izraelskiego prawa od 1992 roku każde mieszkanie powinno mieć pokój-schron. W starszych budynkach takich miejsc nie ma. Mieszkańcy Tel Awiwu są jednak przygotowani na sytuacje kryzysowe i wiedzą, co robić, jeśli w przypadku alarmu przeciwlotniczego nie zdążą dobiec do schronu: - Położyć się na ziemi i przykryć głowę rękami. Kobieta wspomina o niedawnym marszu "Solidarni z Palestyną", który przeszedł przez Warszawę. Głośną dyskusję i sprzeciw wywołał antysemicki transparent jednej z uczestniczek sobotniego wydarzenia. Norweska studentka niosła ze sobą planszę z napisem "keep the world clean" oraz narysowanym koszem na śmieci z flagą Izraela w środku. - To był wielki skandal. Tu, w Izraelu, spotkało się to z potwornym żalem i wściekłością. Wszystkie marsze w Londynie czy Paryżu nie wywołały takiego poruszenia, jak ten jeden gest wspomnianej dziewczyny. Obrzydliwy napis, ona idąca z uśmiechem. Ludzie byli wstrząśnięci, wiele osób wysyłało mi linki na ten temat, pytało mnie o tę sytuację - mówi Zuzanna. Izrael. Polka o antysemickich komentarzach O antysemickich przekazach wspomina też Karolina. - Pomimo tego, że od dawna mówię o tym, co tu się dzieje, o tym jak Arabowie są dyskryminowani, od początku wojny dostaję mnóstwo wiadomości z antysemickimi komentarzami - mówi. Piszą do niej osoby z Polski, w tym znajomi, ale i osoby z innych krajów. - Oprócz tego, że żyję w ciągłym stresie, niepokoju, dostaję jeszcze te okropne, raniące wiadomości. Wiele osób wie, że tutaj mieszkamy i wykorzystuje ten fakt, żeby się na nas wyżyć. W internecie jest wylew jadu - przyznaje. Spotyka to także przyjaciół Karoliny, innych Polaków mieszkających w Izraelu. - Nie publikują żadnych treści dotyczących konfliktu. Im też wysyłają te okropne wiadomości. Wystarczy, że ludzie wiedzą, że tu są - dodaje Polka. Czytaj także: Polak w potrzasku. "Kazali zamknąć drzwi, nikogo nie wpuszczać" Obecny konflikt rozpoczął się 7 października atakiem palestyńskiego Hamasu na Izrael. Zginęło wówczas ponad 1,4 tys. osób, a uprowadzono co najmniej 222 osoby. W poniedziałek resort zdrowia Strefy Gazy poinformował, że w wyniku trwających od 7 października izraelskich ostrzałów, będących odwetem na Hamasie, zginęło co najmniej 5791 Palestyńczyków, a blisko 16,3 tys. zostało rannych. *Imię zmienione. Chcesz porozmawiać z autorką? Napisz: anna.nicz@firma.interia.pl *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!