Reklama

Atak na lokalną siedzibę Republikanów. Ostra reakcja Donalda Trumpa

Sztaby wyborcze Donalda Trumpa i Hillary Clinton zgodnie potępiły podpalenie siedziby lokalnych władz Partii Republikańskiej w Karolinie Północnej. Był to kolejny incydent potwierdzający szczególnie gorącą atmosferę tegorocznej kampanii prezydenckiej.

Pożar w siedzibie GOP w Hillsborough w hrabstwie Orange nie spowodował ofiar w ludziach, gdyż koktajl Mołotowa wrzucono tam w niedzielę we wczesnych godzinach rannych, kiedy w biurze nikogo nie było. Spłonęła część sprzętów, sprawcy wybili szyby w oknie, a na zewnętrznej ścianie budynku wymalowali swastykę i napis: "Nazistowscy Republikanie, wynoście się z miasta".

Ostra reakcja Donalda Trumpa

Dyrektor wykonawczy stanowego oddziału GOP, Dallas Woodhouse, nazwał atak "politycznym terroryzmem". "Normalnie pracownicy są w tym biurze non stop, całą dobę, więc to cud, że nikt nie zginął" - oświadczył.

Reklama

Donald Trump zareagował ostro. "Polityczne zwierzęta reprezentujące Hillary Clinton i Demokratów w Karolinie Północnej wrzuciły bombę zapalającą do naszego biura w hrabstwie Orange, ponieważ wygrywamy" - napisał na Twitterze. Sondaże wskazują, że jest przeciwnie - w wyścigu prezydenckim zdecydowanie prowadzi obecnie Hillary Clinton.

Kandydatka Demokratów odcięła się od sprawców podpalenia. "Ten atak jest przerażający i nie do przyjęcia. Cieszę się, że nikt nie ucierpiał" - napisała na Twitterze Clinton, gdy dowiedziała się o incydencie.

Podobnie zareagował demokratyczny kandydat na gubernatora w Karolinie Północnej Roy Cooper, który razem z urzędującym republikańskim gubernatorem Patem McCrorym wydał wspólne oświadczenie potępiające sprawców. Obaj nazwali w nim podpalenie "aktem przemocy zagrażającym demokracji" i podkreślili, że winni "muszą być aresztowani i ukarani".

Wezwania do przemocy

Przemoc lub wezwania do przemocy zdarzają się po obu stronach w tegorocznej kampanii prezydenckiej w USA. Podczas wiecu Trumpa w stanie Ohio kilka dni temu jego zwolennik Don Bowman powiedział, że "jeśli Hillary dojdzie władzy", jest gotowy "zrobić rewolucję" i "usunąć ją".

Zapytany przez dziennikarzy czy rozumie przez to zabicie kandydatki Demokratów, odpowiedział wymijająco, że mogą to rozumieć jak chcą, a on czuje się patriotą, który spełnia swój obowiązek". Bowman powiedział: "Hillary needs to be taken out", co w slangu znaczy: Hillary musi być zabita.

W sierpniu sam Trump powiedział na jednym z wieców, że "ludzie od drugiej poprawki do konstytucji (prawo do posiadania broni palnej - PAP) może zajmą się Hillary Clinton". Wielu zrozumiało to jako zawoalowane wezwanie do morderstwa.

Atmosferę kampanii podgrzewają wypowiedzi kandydata GOP, w których sugeruje on, że wybory będą sfałszowane. "Oczywiście, że oszustwa wyborcze na dużą skalę dokonywane są teraz i będą dokonywane w dniu wyborów. Dlaczego przywódcy republikańscy temu przeczą? To takie naiwne!" - napisał Trump w poniedziałek na Twitterze.

W niektórych stanach głosowanie się już rozpoczęło, pocztą lub elektronicznie.

Media faworyzują Clinton?

W niedzielę w wywiadzie telewizyjnym kandydat GOP na wiceprezydenta Mike Pence powiedział, że on i Trump "absolutnie" uznają wynik wyborów. Podkreślił jednak, że media - jego zdaniem - są stronnicze i w relacjach z kampanii faworyzują Clinton.

Według sondażu Politico i Morning Consult, 41 procent Amerykanów zgadza się z zarzutami Trumpa, że wybory są "ustawione" na jego niekorzyść. Wśród zarejestrowanych Republikanów prawie 75 procent podziela taką opinię.

Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski

PAP

Reklama

Reklama

Reklama

Strona główna INTERIA.PL

Polecamy