O niespokojnej sytuacji na zachodzie Rosji pisze "Washington Post". Dziennik zastanawia się, kto będzie zarządzał regionem oraz ewentualnie, kiedy Moskwa wyprze Ukraińców. Prokremlowski analityk polityczny Siergiej Markow przewiduje, że obecny stan rzeczy może potrwać nawet rok. Samo wejście sił ukraińskich do obwodu kurskiego uważa za wielkie wyzwanie dla Władimira Putina, porównywalne ze słynnym "marszem na Moskwę" wagnerowców w czerwcu 2023 roku. Atak Ukrainy. Działania w obwodzie kurskim "Zuchwałe zajęcie terytorium przez wojska ukraińskie raczej nie zachęci Putina do pójścia na kompromis" - ocenił Markow. Przypomnijmy, Rosjanie krótko po ataku ogłosili rozpoczęcie operacji antyterrorystycznej. Analityk polityczny zwrócił uwagę na reakcję rosyjskiej obrony. Ta, nie spodziewając się uderzenia, była wyraźnie zaskoczona ruchem nieprzyjaciela. Sprawdź, jak przebiega wojna na Ukrainie. Czytaj raport Ukraina-Rosja. "Wojska rosyjskie ścigają się z czasem, aby przeprowadzić kontratak, zanim ukraińskie brygady zajmą pozycje" - wskazywał rozmówca "Washington Post". Wojna na Ukrainie. Kursk kartą przetargową? Siergiej Markow zauważył, że Ukraina może traktować obwód kurski jako kartę przetargową podczas ewentualnych negocjacji pokojowych. Zdaniem eksperta kluczowe znaczenie ma czas. Ukraina - w jego opinii - postawiła sobie za cel jak najszybsze opanowanie regionu. Jeśli to się powiedzie, w czasie kiedy Rosja będzie gromadzić rezerwy, oni będą już budować umocnienia. "WP" podkreśla, że przejście fortyfikacji ustawionych w obwodach: donieckim i charkowskim, okazuje się ostatnio trudnym zadaniem dla strony rosyjskiej. Źródło: "Washington Post" ---- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!