Serhij Sowa służył w 93. Brygadzie Zmechanizowanej Chołodnego Jaru. Od 23 lutego przebywał na służbie w obwodzie czernihowskim. Później jego oddział został przeniesiony do Iziumu, gdzie 19 kwietnia utracono z nim łączność - donosi Suspilne Charków, przekazał portal tsn.ua. - Rozmawiałam z nim każdego dnia, kiedy miał dostęp do komunikacji i wysyłałam mu wiadomości, gdy był poza zasięgiem. Ostatnią rozmowę odbyliśmy 19 kwietnia i nigdy jej nie zapomnę - powiedziała Oksana. Kobieta wspomina, że oddział jej męża był przez kilka dni ostrzeliwany przez wroga. - Niestety siły były nierówne, naszym chłopakom brakowało odpowiedniego wsparcia - powiedziała żona ukraińskiego żołnierza. Oksana wspomina, że Serhij mówił jej, że "nie wie, jak to się skończy, ale chłopcy nie wycofali się i nie chcieli oddać choćby jednego cala ziemi". - Potem komunikacja została utracona - dodała kobieta. - Jego brygada poinformowała mnie, że o 10 rano doszło do zaciekłej walki w rejonie Iziumu, po której jego jednostka opuściła swoje pozycje - wspomina żona poległego obrońcy. Oksana rozpoznała ciało męża po niebiesko-żółtej opasce na ręce Według kobiety przez pięć miesięcy uważano, że jej mąż zaginął. Jednak po wiadomości o wyzwoleniu Izium uważnie śledziła wydarzenia. Oksana Sowa przyznaje, że do ostatniej chwili wierzyła, że jej mąż żyje. Zidentyfikowała ciało swojego męża ze zdjęcia z ekshumacji. Wspomina, że moment, gdy rozpoznała małżonka był dla niej bolesny. - Nie mogłam tego nawet ukryć przed dziećmi - powiedziała. Jej 14-letni syn Marat miał zauważyć, co dzieje się z matką i postanowił napisać list do Wołodymyra Zełenskiego. - Mam nadzieję, że prezydent go przyjmie i zobaczy, jak bardzo Marat jest dumny ze swojego ojca i chce, aby wszyscy inni też byli dumni - powiedziała Oksana. Żona Serhija chce pochować męża w jego rodzinnym mieście Teraz żona poległego obrońcy chce pochować męża w jego rodzinnym mieście Nikopol. - Najważniejsza rzecz to oficjalna identyfikacja, wtedy ciało mojego męża zostanie wydane na porządny pogrzeb. Zabierzemy go do domu do Nikopola, do jego rodzinnego miasta - powiedziała Oksana. - Jego śmierć to ból, który zostanie ze mną przez całe życie, ale ja jestem żoną żołnierza. Po 2014 roku nauczył mnie być odważną i wytrwałą w obliczu nieszczęścia, nauczył mnie być silną. Wiedziałam, że zawsze mogę do niego zadzwonić, jeśli źle się czuję, nawet jeśli on był setki kilometrów ode mnie. Zawsze był dla mnie i moich dzieci numerem jeden. Teraz tak bardzo chcę do niego zadzwonić, ale nie mam do kogo - powiedziała Oksana Sova.