Dmitrij Miszow jest jednym z nielicznych oficerów, którzy uciekli z Rosji, aby uniknąć wysłania na ukraiński front - i jedynym lotnikiem, który tego dokonał. Rosjanin powiedział BBC, że ucieczka z kraju była jego ostatnią deską ratunku. Miszow, nawigator śmigłowca szturmowego, stacjonował w obwodzie pskowskim w północno-zachodniej Rosji. Kiedy jego samolot zaczął być przygotowywany do walki, wojskowy wyczuł, że nadchodzi prawdziwa wojna, a nie tylko ćwiczenia. Rosjanin próbował odejść z wojska. Wtedy Putin ogłosił mobilizację Próbował opuścić siły powietrzne w styczniu 2022 roku, ale jego dokumenty nie zostały przesłane do czasu inwazji Rosji na Ukrainę 24 lutego. Miszowa skierowano na Białoruś, gdzie latał helikopterami transportującymi ładunki wojskowe. Lotnik powiedział, że nigdy nie był w Ukrainie. "Nie możemy zweryfikować tej części jego historii, ale jego dokumenty wydają się być autentyczne, a wiele jego zeznań zgadza się z tym, co wiemy z innych źródeł" - zaznacza BBC. W kwietniu 2022 roku Miszow wrócił do swojej bazy w Rosji, gdzie miał nadzieję, że uda mu się zakończyć służbę. Był to długi proces, bliski końca, ale we wrześniu 2022 roku Władimir Putin ogłosił częściową mobilizację. Rosjaninowi powiedziano, że nie będzie mógł opuścić wojska. "Wiedział, że prędzej czy później zostanie wysłany do Ukrainy i zaczął szukać sposobów, by tego uniknąć" - pisze BBC. - Jestem oficerem wojskowym, moim obowiązkiem jest obrona mojego kraju przed agresją. Nie muszę być współsprawcą zbrodni. Nikt nam nie wyjaśnił, dlaczego ta wojna się zaczęła, dlaczego musieliśmy atakować Ukraińców i niszczyć ich miasta - powiedział Miszow. Nastroje w armii określił jako mieszane. Stwierdził, że niektórzy ludzie popierają wojnę, inni są jej przeciwni. - Bardzo niewielu wierzy, że walczą, by chronić Rosję przed prawdziwym niebezpieczeństwem - powiedział. "Taka była od dawna oficjalna narracja - że Moskwa została zmuszona do "specjalnej operacji wojskowej", aby zapobiec atakowi na Rosję" - komentuje BBC. Niskie zarobki i duża liczba ofiar. "W wojsku nikt nie wierzy władzom" Według Miszowa przytłaczające i powszechne jest niezadowolenie z niskich zarobków. Jak zauważył, doświadczeni oficerowie sił powietrznych nadal otrzymują swoje przedwojenne wynagrodzenie kontraktowe w wysokości do 90 tys. rubli (865 funtów, 1090 dolarów). Dzieje się tak, mimo iż nowi rekruci, w ramach oficjalnej i publicznie reklamowanej kampanii, są kuszeni służbą za 204 tys. rubli (1960 funtów, 2465 dolarów). Miszow stwierdził również, że choć stosunek do Ukrainy może być różny, to nikt w armii nie wierzy w oficjalne doniesienia o dobrej sytuacji na froncie czy o niskich stratach. - W wojsku nikt nie wierzy władzom. Oni widzą, co się naprawdę dzieje. To nie są cywile przed telewizorem. Wojsko nie wierzy oficjalnym doniesieniom, bo są po prostu nieprawdziwe - podkreślił wojskowy. Dodał, że choć w pierwszych dniach wojny rosyjskie dowództwo nie zgłaszało żadnych ofiar ani strat sprzętu, osobiście znał niektórych zabitych. Jak mówił, przed wojną jego oddział liczył od 40 do 50 samolotów. W ciągu pierwszych kilku dni po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji sześć zostało zestrzelonych, a trzy zniszczone na ziemi. BBC zaznacza, że władze rosyjskie rzadko informują o ofiarach w wojsku. We wrześniu 2022 roku minister obrony Siergiej Szojgu powiedział, że Rosja straciła około 6 tys. ludzi, co większość analityków, w tym prokremlowskich blogerów wojskowych, uważa za niedoszacowaną. Jak wynika z szacunków przygotowanych przez BBC, na liście poległych w Ukrainie jest 25 tys. nazwisk. Mimo wszystko uważa się, że rzeczywista liczba, w tym zaginionych w akcji, jest znacznie wyższa. Miszow zwrócił uwagę na niezwykle wysokie straty wśród załóg samolotów wojskowych. BBC podkreśla, że twierdzenia są zgodne ze śledztwem redakcji, która ustaliła, że Rosja straciła setki wysoko wykwalifikowanych żołnierzy, w tym pilotów i techników, których szkolenie jest czasochłonne i kosztowne. - Teraz mogą zastąpić helikoptery, ale pilotów jest za mało - mówi Rosjanin. - Jeśli porównamy to z wojną w Afganistanie w latach 80., wiemy, że Związek Radziecki stracił tam 333 helikoptery. Uważam, że w ciągu jednego roku doświadczyliśmy tych samych strat - zauważył. Wielka ucieczka przez las na Litwę. "Wreszcie mogłem swobodnie oddychać" W styczniu 2022 roku Miszowowi powiedziano, że zostanie wysłany "na misję". Zdał sprawę, że może to oznaczać tylko jedno - skierowanie na front w Ukrainie. Jak opowiedział, wówczas podjął dramatyczną próbę - chciał odebrać sobie życie. Miał nadzieję, że doprowadzi to do jego zwolnienia ze względów zdrowotnych. Tak się jednak nie stało. Podczas rekonwalescencji w szpitalu przeczytał artykuł o 27-letnim byłym policjancie z obwodu pskowskiego, któremu udało się uciec na Łotwę. Dmitrij postanowił pójść za jego przykładem. - Nie odmawiałem służby w armii jako takiej. Służyłbym mojemu krajowi, gdyby stanął w obliczu realnego zagrożenia. Odmawiałem tylko współudziału w zbrodni. Gdybym wszedł na pokład tego helikoptera, odebrałbym życie co najmniej kilkudziesięciu osobom. Nie chciałem tego zrobić. Ukraińcy nie są naszymi wrogami - powiedział Miszow. Lotnik relacjonował, że szukał informacji na Telegramie, aby wytyczyć trasę przez las do granicy z UE. Zapakował plecak tak lekki, jak tylko mógł i ruszył. Powiedział, że spacer po lesie był przerażający, ponieważ bał się, że zostanie zatrzymany przez straż graniczną. - Gdyby mnie aresztowali, mógłbym pójść do więzienia na długi czas - zauważył. Opowiadał , że w pewnym momencie zobaczył rozbłysk gdzieś niedaleko, a potem kolejny. Spanikował, że ścigają go strażnicy graniczni i zaczął uciekać. - Nie widziałem, dokąd biegnę. Moje myśli były chaotyczne - mówił lotnik. W końcu dotarł do drucianego ogrodzenia i wspiął się na nie. Wkrótce zorientował się, że mu się udało. - Wreszcie mogłem swobodnie oddychać - wspomniał. Miszow zakłada, że rosyjskie władze wszczęły przeciwko niemu postępowanie karne. Wierzy jednak, że wielu jego towarzyszy wojskowych zrozumie jego motywację. Jak powiedział, niektórzy radzili mu nawet, żeby spróbował ukryć się w Rosji, ale stwierdził, że nawet w tak rozległym kraju nie uniknąłby wykrycia i ukarania za dezercję. - Nie wiem, co mnie spotka, ale wolę spróbować zbudować nowe życie w UE niż czekać na szpilkach w domu - stwierdził Rosjanin.