We wtorek nad ranem doszło do wysadzenia rosyjskiego statku desantowego "Nowoczerkask", który stacjonował w krymskim porcie w Feodozji. Dowódca ukraińskich sił powietrznych Mykoła Oleszczuk potwierdził, że za eksplozją stoi Ukraina, jednak politolog Siergiej Markow jest odmiennego zdania. Okręt "Nowoczerkask" zniszczony. Były doradca Putina obwinia Wielką Brytanię W ocenie byłego doradcy Władimira Putina za zniszczeniem okrętu stoi Wielka Brytania, a właściwie rakiety Storm Shadow, które dostarczyła Ukrainie. - W rzeczywistości to nie Ukraina, ale Wielka Brytania uderzyła w port w Feodozji - powiedział. Wskazał przy tym na "brytyjskie rakiety", "brytyjskie i amerykańskie rozpoznanie satelitarne oraz naprowadzanie rakiet przez brytyjskich oficerów". Aby poprzeć swoją tezę wskazał na "wspólną brytyjsko-amerykańsko-ukraińską decyzję o ataku". - To jest wojna między Wielką Brytanią a Rosją, prowadzona rękoma ukraińskiej armii zastępczej. Wielka Brytania będzie kontynuować tę wojnę, ponieważ Rosja jej nie odpowiedziała - wskazał Markow. Po zdarzeniu w sieci pojawiły się zdjęcia i nagrania. Widać było na nich dym i pożar w rejonie portu. Wybuch miał być tak silny, że szyby i okna w pobliskich budynkach miały zostać wybite. Według rosyjskich mediów, ruch na Moście Krymskim został na krótko wstrzymany. Śledź wojnę w Ukrainie. Czytaj specjalny raport Ukraina - Rosja W chwili ataku na okręcie miały znajdować się prawdopodobnie irańskie drony Shahed, jednak tej informacji nie udało się potwierdzić. "Rosyjska flota staje się coraz mniejsza! Podziękowania dla pilotów sił powietrznych i wszystkich zaangażowanych w tę wymyślną akcję" - przekazał w mediach społecznościowych Mykola Ołeszczuk. Z kolei szef rosyjskiej okupacyjnej administracji Krymu Sergiej Aksjonow poinformował o "wrogim ataku" i pożarze w rejonie portu, który został już opanowany, ale nie wskazał wprost winnych. Jak donosi Unian, na pokładzie było 77 członków załogi - 33 zaginęło, 23 zostało rannych, a jedna osoba nie przeżyła. Krym "piętą achillesową" Rosjan. Ekspert wskazuje na kilka powodów Ekspert wojskowy i dziennikarz Julian Röpcke na łamach "Bildu" zauważył, że Krym stał się słabym punktem Rosji w wojnie. "Dlaczego Krym, który od 2014 roku jest nielegalnie okupowany, jest raz po raz poddawany atakom? Bo jest piętą achillesową Putina w wojnie z Ukrainą" - wskazał, wymieniając kilka czynników. Jego zdaniem jednym z powodów, dla którego Krym stale ulega atakom, jest spora liczba danych wywiadowczych. Ma na to wpływ położenie Półwyspu Krymskiego, które pozwala na przelot samolotów zwiadowczych nad Morzem Czarnym, a dzięki czemu można zarejestrować ruch wojsk rosyjskich, a także przechwycić wiadomości przekazywane drogą radiową. Co więcej, za sprawą położenia Krymu, Ukraina jest w stanie atakować go pociskami przekazanymi przez zachodnich sojuszników, takich jak m.in. Storm Shadow, które mają zasięg od 250 km do 400 km oraz Patriot o zasięgu około 150 km. Röpcke wskazał także na czynnik polityczny. Jak czytamy, zachodnie kraje nie popierają ataków strony ukraińskiej na terytorium Rosji, jednak nie uznają Krymu jako części należącej do Federacji Rosyjskiej. Tym samym nie potępiają ataków na Półwysep. Innym powodem, dla którego, zdaniem autora, teren ten jest piętą achillesową dla Moskwy jest lojalność tamtejszych mieszkańców. Krym zamieszkują tysiące Ukraińców, którzy nie akceptują przyłączenia Półwyspu do Rosji. Takie osoby tworzą "siatkę informatorów" i przekazują zebrane Kijowowi dane, które można wykorzystać do przeprowadzenia precyzyjnych ataków. Źródła: "Daily Mail", Unian, Interia*** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!