Dokument pojawił się na oficjalnym portalu rosyjskiego resortu obrony. Wynika z niego, że Rosja zamierza uznać za wody wewnętrzne część wód w pobliżu Bałtyjska i Zielenogradska w obwodzie królewieckim. Korekty granic miałyby dotyczyć też m.in. kilku wysp niedaleko wybrzeża Finlandii. Dokładna lokalizacja demarkacji nie została określona, a do dokumentu nie dołączono żadnej mapy. W oficjalnym oświadczeniu rosyjskie Ministerstwo Obrony stwierdziło, że pomiar granicy z 1985 roku wykorzystywał mapy morskie z połowy XX wieku, a więc nie w pełni odpowiadały bardziej nowoczesnym współrzędnym geograficznym - pisała agencja Reutera. Co ważne, zmiany miałyby zostać wprowadzone jednostronnie, a ich skutkiem miało być przesunięcie rosyjskich granic na morzu. Propozycja została jednak szybko usunięta z oficjalnego portalu resortu. Nie podano żadnego wyjaśnienia na temat usunięcia projektu. Sytuacja wywołała duże zaniepokojenie w północnej Europie. Rosji odpowiedzieli m.in. Litwini i Finowie, a szwedzki premier Ulf Kristersson mówił, że "Rosja nie może jednostronnie decydować o nowych granicach". Prezydent Litwy Gitanas Nauseda przekonywał natomiast, że rosyjskie plany zmiany granic morskich z Litwą i Finlandią mogą być częścią szerszych działań. - Możliwe, że jest to część szerszych działań Rosji przeciwko NATO i z pewnością jesteśmy zaniepokojeni takimi wiadomościami, a nawet niepotwierdzone informacje są również informacjami - powiedział Nauseda dziennikarzom. Polscy wojskowi zgodni: To nie jest przypadek Jak rosyjski ruch został odebrany nad Wisłą? Żaden organ państwowy nie zareagował oficjalnie, ale generałowie w stanie spoczynku, z którymi rozmawiała Interia, również wyrazili zaniepokojenie. Ich zdaniem trudno mówić o przypadkowym działaniu. - Gra informacyjna polega na tym, że informacje umieszcza się w przestrzeni, a potem się obserwuje, jaka jest reakcja. Nie traktowałbym tego jako przypadek techniczny, ale celowe działanie Rosjan, żeby zaobserwować, czy taki sygnał jest obojętny, czy się go zauważa - mówi Interii gen. Mirosław Różański, obecnie senator RP. - Absolutnie nie można się na to zgodzić - odpowiada z kolei gen. Waldemar Skrzypek. - Prawo międzynarodowe na to nie pozwala. To że Rosjanie żądają rewizji nie oznacza, że Finowie czy kraje bałtyckie mają się na to zgodzić - dodaje. - Raczej jest to prowokacja, szukanie zaczepki, która nie ma żadnego odniesienia do faktów wynikających z prawa międzynarodowego. Rosjanie mogą sobie mówić, a te państwa nie muszą tego respektować. Wielu mogłoby żądać korekty granic z Rosją, ale nikt tych tematów nie podnosi. Rosjanie sieją ferment - uważa gen. Skrzypczak. Rewizja granic? Plan Rosji może być szerszy Gen. Skrzypczak jest przekonany, że "tego typu informacji będzie więcej". Gen. Różański również - zresztą podobnie jak litewski prezydent - nie wyklucza, że rosyjski plan jest szerszy i sprytniejszy, niż dziś może nam się wydawać. - Rosja ma taką tendencję, że wywołuje jakiś temat czy konflikt, a później to wykorzystuje. Tragedia w Biesłanie sprawiła, że później mieliśmy wojnę czeczeńską, która zakończyła się tym, że dziś przywódcą Czeczenii jest Kadyrow, który pozostaje satelitą Kremla - mówi gen. Różański. Dodaje, że w podobny sposób została wykorzystana Osetia Południowa w przypadku wojny z Gruzją, czy choćby "zielone ludziki" na Ukrainie. - Tu jest podobnie. Jest to sygnał wysłany przez Rosjan, którego nie można bagatelizować, ale rozpatrywać w kategoriach mało prawdopodobnego dziś, ale możliwego scenariusza. Rosja może rościć sobie prawo do tych terytoriów - nie wyklucza nasz rozmówca. Gen. Różański zwraca szczególną uwagę na kraje bałtyckie. - W każdym z tych krajów jest mniejszość rosyjskojęzyczna. Kto wie, czy działania służb rosyjskich nie wywołają w którymś momencie jakiegoś niezadowolenia. Scenariuszy jest oczywiście wiele, a każdy musi być rozpatrywany - przestrzega. Łukasz Szpyrka