Ekspert ds. wojskowości i redaktor naczelny pisma "Nowa Technika Wojskowa" udzielił wywiadu na łamach PAP. Ciemla stwierdził, że 2023 rok "minął pod znakiem nieudanej ofensywy ukraińskiej i stosunkowo niskiej aktywności" po stronie broniących się żołnierzy. - Pomimo oczekiwań - które najwyraźniej były zawyżone - Ukraińcom nie udało się osiągnąć przełomu na froncie - ocenił i podkreślił, że zapowiadana kontrofensywa zakończyła się fiaskiem, a inicjatywa należy obecnie do Rosji. Wojna w Ukrainie: Ołeksnadr Syrski zastąpił Załużnego. "Z pustego i Salomon nie naleje" W ocenie specjalisty Kijów musiał obarczyć kogoś odpowiedzialnością wizerunkową za niepowodzenia. - Naturalnym kandydatem jest gen. Wałerij Załużny, dowódca naczelny, bo to on jest odpowiedzialny za strategiczne decyzje na froncie - stwierdził, tłumacząc dymisję generała. Ciemla zwrócił uwagę, że w ciągu dwóch lat trwania wojny - w przeciwieństwie do Rosjan - strona ukraińska nie dokonywała wielu rotacji na szczeblach dowódczych w armii, stąd zmiana na szczycie władzy wojskowej może być "próbą poszukiwania nowego, świeżego podejścia". - Sama w sobie zmiana na tym stanowisku nie musi być zła. W tym przypadku dobry dowódca jest zastępowany przez dobrego dowódcę. Gen. Syrski to nie jest człowiek znikąd, a dowódca wojsk lądowych i ważnego - wschodniego odcinku frontu - ocenił ekspert i dodał, że nowy zwierzchnik Sił Zbrojnych Ukrainy to jeden z najbardziej doświadczonych dowódców wojny ukraińsko-rosyjskiej. Zdaniem rozmówcy błędnym jest stwierdzenie, że gen. Syrski trafił na szczyt ukraińskiej armii w wyniku politycznych intryg. Ciemla zwrócił jednak uwagę, że nowy dowódca "będzie miał te same ograniczenia obiektywne, co Załużny". - Z pustego i Salomon nie naleje. Tak samo będzie się zmagał z ograniczeniem dostaw z Zachodu czy z buksującą ustawą w sprawie mobilizacji, która obiektywnie wpływa na sytuację w całej armii - mówi ekspert. "Zmiana może służyć rozładowaniu pewnego napięcia" Mariusz Ciemla zaznaczył również, że pogłoski o dymisji Wałerija Załużnego pojawiały się w przestrzeni publicznej już od dłuższego czasu, dlatego ostateczna decyzja w tej sprawie nie powinna dziwić. Specjalista podkreślił, że podczas wojny odpowiedzialność ponosi zwykle dowódca naczelny, ponieważ analizuje sytuację, waży wady i zalety poszczególnych rozwiązań, planuje strategię i podejmuje kierunkowe decyzje. - Dlatego możemy teraz zobaczyć zmianę koncepcji czy stylu prowadzenia wojny, (ale - red.) nie znaczy to bynajmniej, że teraz należy oczekiwać jakiegoś cudu na froncie - ocenił. - Zmiana ta może służyć rozładowaniu pewnego napięcia. Była presja oczekiwań ze strony polityków, ze strony partnerów zachodnich, ze strony społeczeństwa i może właśnie na to ma odpowiedzieć to "nowe otwarcie" i przebudowa wizerunku - dodał. Ekspert zwrócił także uwagę na fakt, że prezydent Wołodymyr Zełenski, ogłaszając zmiany w kierownictwie sił zbrojnych, wskazał również nazwiska kilku dowódców niższych rangą, w tym pułkowników. - To też ma sygnalizować pewną gotowość do dynamicznej obserwacji, wyciągania wniosków, być może nowych awansów i sięgnięcia po głębsze zasoby, nie tylko według gwiazdek na naramiennikach, ale według konkretnych zasług na froncie - zasugerował rozmówca. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!