W środę nad ranem Rosja przeprowadziła w Ukrainie kolejny zmasowany atak rakietowy. Pociski spadały w różnych częściach kraju, także w Kijowie. Lokalne służby zaczęły informować o zniszczeniach i pierwszych poszkodowanych. Odłamki trafiły także w linie energetyczne, przez co w niektórych dzielnicach stolicy brakowało prądu. Uszkodzeniu uległa też m.in. magistrala ciepłownicza i bloki mieszkalne. Wojna w Ukrainie. Zmasowany atak rakietowy Rosjan W kolejnych godzinach spływały bardziej precyzyjne dane. Mer Kijowa przekazał, że liczba rannych wzrosła do 14. Ratusz powiadomił także o ofiarach śmiertelnych - obecnie wiadomo, że w ataku Rosjan zginęły trzy osoby. Pociski nadlatywały nad stolicę z różnych kierunków i w kilku falach. Z oświadczenia mera Kijowa wynika, że Federacja Rosyjska podczas ostrzału korzystała z pocisków manewrujących Ch-101/Ch-555/Ch-55. Z kolei generał Wałerij Załużny przekazał przed południem, że w porannym ataku ukraińska obrona powietrzna zniszczyła 29 rakiet oraz 15 dronów - w sumie 44 obiekty. Alarm powietrzny ogłoszony w stolicy Ukrainy trwał w środę niemal przez trzy godziny. W schronach ratunku szukali zarówno Ukraińcy, jak i zagraniczni goście, którzy przebywają obecnie w stolicy. Mowa m.in. o szefie dyplomacji UE. Josep Borrel napisał w serwisie X, że rozpoczął poranek w schronie, bo w całym mieście rozbrzmiewają alarmy powietrzne. "Taka jest codzienna rzeczywistość dzielnego narodu Ukrainy, od kiedy Rosja rozpoczęła swoją nielegalną agresję" - napisał dyplomata. Atak rakietowy Rosji na Kijów. Polska delegacja uciekała do schronu Środowy poranek w schronie spędzić musiała także polska delegacja na czele z wiceszefem resortu nauki i szkolnictwa wyższego Andrzejem Szeptyckim. - Mamy dziś zaplanowane kolejne spotkania, dlatego ze względów bezpieczeństwa pozwolę sobie bez szczegółów. Musieliśmy zmienić grafik z powodu alarmu. My spędziliśmy w schronie zaledwie trzy godziny, wielu Ukraińców długie miesiące - przekazał Szeptycki po rosyjskim ataku w rozmowie z Polską Agencją Prasową. Z kolei na swoim profilu w mediach społecznościowych wiceminister Szeptycki udostępnił zdjęcie ze schronu, które opublikował jeden z członków polskiej delegacji - Łukasz Adamski, ekspert ds. Europy Wschodniej i wicedyrektor Centrum Dialogu im. Juliusza Mieroszewskiego. "Dzisiejszy poranek delegacja Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego spędziła w jednym z kijowskich schronów. Wszyscy bezpieczni" - oznajmił Szeptycki. Zaledwie kilkanaście godzin wcześniej Szeptycki pisał w mediach społecznościowych, że "trwa wizyta delegacji MNiSW w Ukrainie" oraz informował o ostatnich aktywnościach. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!