W ostatnich dniach nad Wisłą więcej mówi się o Białorusi i stacjonującej tam Grupie Wagnera niż o sytuacji na froncie. Czy wobec tego niewiele dzieje się na wojnie w Ukrainie? Przykłady z ostatnich kilku dni pokazują, że wręcz przeciwnie, a ofensywa ukraińska trwa. - Ale trzeba przyznać, że idzie w ostatnich dniach wolno - nie ma wątpliwości dr Łukasz Przybyło z Akademii Sztuki Wojennej. - Poniżej naszych, ale pewnie też ukraińskich oczekiwań. Z drugiej strony Ukraińcy wydają się zadawać Rosjanom bardzo wysokie straty w tej fazie wojny. Bardzo pomogło im uwolnienie amunicji kasetowej ze Stanów Zjednoczonych, bo ich największym problemem jest dziś amunicja artyleryjska. Zachód cały czas produkuje jej za mało, by Ukraińcy mogli się nią swobodnie posługiwać. Amerykańska amunicja kasetowa z okresu zimnej wojny jest dla nich ważnym dodatkiem - ocenia ekspert z Instytutu Strategii Wojskowej. Zgadza się z tym analityk wojskowości Jarosław Wolski, który przekonuje, że paradoksalnie w nowej taktyce Ukraińców można doszukiwać się potencjalnego powodzenia. Wolski: W tym szaleństwie jest metoda - Ta ofensywa nie idzie po myśli Ukraińców. Musieli zmienić taktykę z prób przebicia się przez pozycje rosyjskie na mozolny, stały nacisk w nadziei na to, że Rosjanom skończą się rezerwy i ludzie. Tylko to taktyka, która ma więcej wspólnego z I wojną światową niż działaniami manewrowymi. Paradoksalnie w tym szaleństwie jest metoda, bo Ukraińcy mogą narzucić takie tempo ponoszonych strat przez Rosjan, że faktycznie obrona wroga może zacząć pękać - uważa Wolski. Jak podnoszą eksperci, Ukraińcy mimo niezbyt szybkiego tempa krok po kroku przebijają się przez umocnienia Rosjan na południu. - A że doskonale widzą, co się dzieje, są w stanie zadawać im duże straty. Rosjanie bronią się umiejętnie, bo pamiętajmy, że obrona zawsze jest łatwiejsza niż atak. Rosjanie są okopani, mają pola minowe, zaplanowane i przygotowane ognie artylerii, czy sporo sprzętu powietrznego, w szczególności śmigłowców szturmowych, które już dały się we znaki Ukraińcom - zauważa Przybyło. Wolski: - Ukraińcy próbują przeprowadzić ofensywę polegającą na stopniowym pozbawianiu Rosjan zdolności. Za pomocą artylerii lufowej dominują nad Rosjanami. Próbują zniszczyć źródła siły jednostek rosyjskich, czyli łączność, dowodzenie, walkę radioelektroniczną, obronę przeciwlotniczą i artylerię rosyjską. Połowa sierpnia da odpowiedź, czy ofensywa Ukrainy się powiedzie Zdaniem analityka zajmującego się wojskowością w ciągu dwóch tygodni możemy otrzymać odpowiedź, czy ta taktyka może przynieść Ukraińcom sukces. - Jeżeli uda im się utrzymać obecne tempo rażenia, to całkiem możliwe, że obrona rosyjska zacznie pękać w okolicy połowy sierpnia. To sztuka operacyjna bardzo niekonwencjonalna, bo NATO preferuje takie rozwiązania, ale przy użyciu sił powietrznych. Ukraińcy dziś tego nie mają, bo w powietrzu bezwzględną dominację mają Rosjanie. Ukraińcy artylerią starają się kondensować brak własnego lotnictwa - zwraca uwagę Wolski. I opisuje działania Rosji w powietrzu: - Rosjanie mogą na razie wykonywać operacje na głębokości 40-50 km, a dziś dziennie wykonują 8-10 takich prób. Zrzucają bomby przerobione z niekierowanych na kierowane. Niestety w ten sposób są w stanie razić logistykę ukraińską. Na razie nie ma powodów do zaniepokojenia, ale jest to złowieszcze memento. Jeżeli Rosjanie mają dominację w powietrzu, to problematyczne staje się powodzenie ukraińskiej ofensywy - zastanawia się Wolski. Jednym z ważniejszych wskaźników dla Ukraińców jest skuteczność obecnie prowadzonych działań, a w zasadzie strat, jakie udaje się zadawać Rosjanom. Te nie tylko od kilku dni, ale tygodni, są dla Moskwy dotkliwe. - To wojna na wyczerpanie, ale na tym etapie trochę się dzieje. Wydaje się, że Ukraińcy wprowadzają swój "drugi rzut". Pierwsze brygady zaczęły się zużywać szczególnie w walkach na wyczerpanie na południu i trzeba było je wymienić. Wydaje się, że wprowadzają "drugi rzut", doszli do pierwszej linii umocnień, oddziałują ogniowo na Rosjan bardzo skutecznie, niszcząc ich artylerię. Proszę zerknąć na ostatnie dwa miesiące - ile sprzętu Ukraińcy w tym czasie zniszczyli. Oczywiście, trzeba brać poprawkę, że te dane nie do końca odzwierciedlają pełną prawdę, ale nawet jeśli w 70 proc. są trafne, to są to potężne liczby - nie ukrywa Przybyło. Dwie wielkie armie w odwodzie Putina Sęk w tym, że Rosjanie wciąż mają w odwodzie solidne rezerwy, których dotąd praktycznie nie użyli. Na Krymie i w Doniecku znajdują się bowiem całe dwie armie, gotowe do walki. - Rosjanie są w stanie je rzucić na kierunku zaporoskim. Trzymają je do czasu, aż będą potrzebne. Tak naprawdę więc dla Rosjan sytuacja nie stała się krytyczna - uważa Wolski. Co dalej więc z ukraińską ofensywą? Czy rzeczywiście w ciągu dwóch tygodni wszystko się wyjaśni? - Jesteśmy w miejscu, gdzie wszystko się jeszcze może wydarzyć. Ofensywa ukraińska może odnieść powodzenie, a może być też tak, że Rosjanie się obronią. Niby sytuacja jest bez zmian, ale dochodzimy powoli do punktu krytycznego, w którym okaże się, co się wydarzy - uważa Wolski. Kreml zmienia zasady poboru do wojska Tymczasem w połowie lipca Duma Państwowa, niższa izba rosyjskiego parlamentu, uchwaliła regulacje przewidujące podwyższenie górnej granicy wieku poborowych z 27 do 30 lat. Oznacza to, że do wojska będą powoływani mężczyźni od 18. do 30. roku życia. Brytyjskie ministerstwo obrony podało w poniedziałek, że zmiana ta może przynieść Kremlowi wymierne korzyści, bo poborowi, nawet jeśli nie zostaną wysłani na front, przejmą w kraju obowiązki tych żołnierzy zawodowych, którzy dołączą do armii walczącej w Ukrainie. Ponadto dzięki temu ruchowi Moskwa otrzymuje szersze pole manewru, bo w krótkim czasie może zmobilizować większą liczbę żołnierzy. Przynajmniej w teorii, bo jak zauważa Przybyło, ubiegłoroczna mobilizacja miała objąć aż 300 tys. poborowych, choć plany te nie wypaliły. - Mobilizacja z września ubiegłego roku, kiedy ogłoszono pobór 300 tys. rekrutów, przecież się nie zakończyła - przypomina Przybyło. - Ocenia się, że miesięcznie Rosjanie biorą do wojska 10-20 tys. poborowych. Podniesienie tego wieku pewnie ma na celu zwiększenie puli specjalistów, potrzebnych do tego, by armia działała sprawnie. Myślę, że raczej chodzi o techników, informatyków czy innych specjalistów niż zwykłych żołnierzy z karabinem. Tych Rosjanie mają pod dostatkiem - uważa ekspert. Łukasz Szpyrka