Projekt ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa stanowi, że polscy urzędnicy nie będą odpowiadać za popełniane przestępstwa. Odpowiedni przepis ujęto w art. 71 procedowanego dokumentu. Wprowadza on zmiany w ustawie o odpowiedzialności za naruszenie dyscypliny finansów publicznych. W myśl proponowanych rozwiązań prawnych sprawca, "w szczególności pracownik samorządowy" nie będzie ponosił odpowiedzialności w razie wojny na terenie Polski, Unii Europejskiej, bądź NATO. Kolejnymi z warunków są stany nadzwyczajne na terenie RP, a także zagrożenia związane ze stanem epidemicznym. Potencjalni sprawcy mają nie ponosić odpowiedzialności m.in. jeśli działają w celu ochrony zdrowia lub życia, mienia, dóbr o szczególnym znaczeniu dla kultury oraz gdy "korzyść uzyskana lub w sposób uzasadniony oczekiwana przewyższa negatywne skutki wynikające z naruszenia prawa przez sprawcę". "Normalny" przepis? - Przepis o bezkarności urzędniczej jest normalnym przepisem - stwierdził premier Mateusz Morawiecki. Przekonywał też, że "bardzo wielu samorządowców" prosiło o włączenie podobnych rozwiązań prawnych do ustawy. - Strażak, żeby ratować życie dziecka, musi wyłamać drzwi, wybić szybę, czy ma się zastanawiać, czy warto wybić szybę i wyłamać drzwi, żeby ratować życie ludzkie? No chyba nie. Jest dobro wyższe i dobro niższe - oświadczył szef rządu. Chociaż politycy PiS twierdzą, że o wprowadzenie przepisów o bezkarności urzędniczej poprosili ich samorządowcy, również ci z opozycji, nie potrafili nam wskazać nawet jednego nazwiska. Twierdzili, że po krytyce proponowanych przepisów żaden nie będzie chciał się przyznać. "Sprawdziłem. Nikt z Unii Metropolii Polskich ani Związku Miast Polskich nie zgłaszał takiego postulatu" - oświadczył Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy z PO. Mówi bliski współpracownik Mateusza Morawieckiego: - Ten przepis ma rozwiązywać ręce wojewodom i samorządowcom żeby działać niestandardowo w przypadku dyscypliny finansów publicznych gdy chodzi o pomoc uchodźcom, choćby przy pomijaniu przetargów - twierdzi nasz rozmówca. - Gdy ktoś złamie prawo i dokona przestępstwa, np. zarobi na jakimś zakupie, zostanie w normalnym trybie pociągnięty do odpowiedzialności karnej. Chodzi o charakter działania, omijanie procedur żeby działać szybciej - przekonuje. Co ciekawe, jak ustaliliśmy, o nadużyciach w związku z ustawą o pomocy dla Ukraińców jako pierwsi alarmowali... politycy Solidarnej Polski tworzący Zjednoczoną Prawicę. Zarówno ci, którzy na co dzień pracują w Ministerstwie Sprawiedliwości jak i ci z Ministerstwa Rozwoju i Technologii. Legalna defraudacja Zanim rządowa ustawa trafiła do parlamentu, politycy ze Stałego Komitetu Rady Ministrów poprosili o uwagi różne instytucje oraz poszczególne resorty. Jak się okazuje, jedną z najbardziej miażdżących opinii przygotowali działacze Solidarnej Polski. Za szczególnie dotkliwe uwagi można uznać te, pod którymi podpisał się wiceminister sprawiedliwości, Michał Woś. W swoim piśmie do Mariusza Skowrońskiego, sekretarza Stałego Komitetu Rady Ministrów, polityk z partii Zbigniewa Ziobry nie zostawia suchej nitki na propozycjach PiS. Również tych dotyczących bezpośrednio bezkarności urzędników. Zdaniem wiceministra, za "nieakceptowalne" należy uznać choćby zbyt szeroki zakres podmiotowy. Co to znaczy? "(Przepis - przyp. red.) wyłącza bezprawność wielu przestępstw, a nie tylko przestępstwa nadużycia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego. Może obejmować inne czyny, np. przeciwko zdrowiu, wolności, mieniu" - czytamy. Przypadkiem, do którego odwołuje się Woś, jest tu "bezprawne pozbawienie wolności w celu ochrony zdrowia publicznego", czyli zamykanie osób bez maseczek. Jak podnosi Ministerstwo Sprawiedliwości, ustawa pozwoli m.in. na ograniczenie prawa obywateli do obrony koniecznej przeciw bezprawnym działaniom funkcjonariuszy publicznych czy zalegalizuje defraudację pieniędzy publicznych choćby na szkolenia z zakresu przeciwdziałania narkomanii, bo przepis legalizuje zachowania podjęte w celu ochrony zdrowia. "Można będzie zdefraudować 2 mln zł, żeby uratować 1 mln zł, nie robiąc tego nawet w dodatnio ocenianym celu albo naruszyć dobra osobiste innych osób w celu ratowania takiego mienia" - pisze Michał Woś. Nie tylko resort Ziobry Swoje uwagi co do proponowanych przepisów przedstawili także urzędnicy Ministerstwa Rozwoju i Technologii. Pod pismem podpisała się Olga Semeniuk, również należąca do obozu PiS. Pani wiceminister pisze, że wyłączenie z obowiązku stosowania ustawy o prawie zamówień publicznych utrudni sprawdzenie całego procesu. Dlatego wiceminister rozwoju domaga się rozwiązań, które "w minimalnym stopniu zapewnią przejrzystość procesu udzielania zamówień publicznych w oparciu o projektowane wyłączenia". "Mowa tu przede wszystkim o wprowadzeniu obowiązku publikowania przez zamawiających w określonym terminie (np. 7 dniu) od dnia udzielenia zamówienia w Biuletynie Zamówień Publicznych informacji o udzieleniu tego zamówienia, która zawierałaby m.in. opis przedmiotu umowy, cenę lub maksymalną cenę, wskazanie okoliczności faktycznych uzasadniających udzielenie zamówienia bez zastosowania wspomnianej ustawy" - pisze Semeniuk. Co ciekawe, zwraca też uwagę na sytuacje, które znamy z czasów pandemii. "Wyrażane były bowiem opinie, że proces udzielania zamówień związanych z przeciwdziałaniem pandemii COVID-19 nie jest wystarczająco przejrzysty, co może sprzyjać powstawaniu nieprawidłowości przy wydatkowaniu środków publicznych" - stwierdza pani wiceminister. Próbowaliśmy się skontaktować zarówno z wiceministrem sprawiedliwości Michałem Wosiem, jak również wiceszefową resortu rozwoju Olgą Semeniuk. Bezskutecznie. Pozostali politycy Solidarnej Polski nie byli chętni do rozmowy. Jakub Szczepański Współpraca: Marcin Makowski