Po tym, jak ukraińskie siły wyzwoliły Chersoń, sytuacja na frontach wojny na Ukrainie pozostała bez większych zmian, mimo ciągle ponawianych ataków Rosjan na Bachmut w Donbasie. W obliczu tego braku sukcesów, Rosjanie skupili się na systematycznym niszczeniu, chcąc - jak powiedział sekretarz generalny NATO - użyć zimy jako broni przeciwko ukraińskim cywilom. Jednak zdaniem Philipa Wasielewskiego, byłego oficera Korpusu Piechoty Morskiej USA i eksperta FPRI, zima może okazać się trudniejsza właśnie dla Rosjan. Zimowy sprzęt dla Ukrainy "Mamy w wojsku powiedzenie, że kiedy pada, to pada na obie strony. Co oznacza, że owszem, pogoda jest neutralna, taka sama dla obu stron. Ale pytanie brzmi: która ze stron jest lepiej do niej przygotowana? Która lepiej sobie z nią poradzi?" - mówi Wasielewski. Jak ocenia, większość argumentów przemawia za Ukraińcami. Wskazuje, że rosyjski ostrzał może nie tylko nie skłonić Ukraińców do poddania się, ale wręcz wzmocnić ich determinację, zaś skutki bombardowań mogą być niwelowane przez zachodnią pomoc dla ukraińskiej sieci energetycznej. Co więcej - mówi ekspert - państwa takie jak Kanada, Norwegia i USA wyposażyły ukraińskich żołnierzy w zimowy sprzęt, który pozwoli im łatwiej przetrwać zimę. "Rosjanie, z tego co widzimy np. w rosyjskich mediach społecznościowych, są całkowitym przeciwieństwem: wydają się mieć braki w zimowym ubraniu, szkoleniach i przygotowaniu mentalnym. A trzeba pamiętać, że zima może być w takich warunkach zabójcza: odmrożenia, stopa okopowa, zapalenie płuc powodują w praktyce takie same efekty, jak straty bitewne" - zauważa ekspert. Na niekorzyść Rosjan ma działać też medycyna polowa, która według wszelkich wskazań jest w znacznie gorszym stanie, niż po stronie Ukraińców, którzy korzystają z przewagi własnego terenu. Jak dodaje, jak dotąd nie ma wielu przesłanek, by sądzić, że Rosjanie rozwiązali swoje główne problemy z poprzedniej zimy, kiedy dość łagodna zima dała się im we znaki. Szczególną uwagę zwraca przy tym na niedostatki rosyjskiego korpusu podoficerów, którzy pełnią kluczową rolę w takich sytuacjach. Analityk: Zima nie musi oznaczać zamarcia walk "Pamiętam, że kiedy byłem jeszcze młodym porucznikiem Marines i byłem z moimi ludźmi w śniegu, to było stałe ćwiczenie z tego, by razem z sierżantami doglądać kondycji moich podwładnych. Bo uczono nas, że ofiary wynikające z zimnej pogody to niezawodna oznaka słabego przywództwa" - mówi Wasielewski. "Więc jeśli nie ma się wystarczającego sprzętu zimowego i do tego słabe przywództwo, można zagwarantować, że Rosjanie będą cierpieć bardziej niż Ukraińcy" - dodaje. Według eksperta, wiele zależy też od tego, czy Ukraińcy będą w stanie utrzymać presję i nie pozwalać na łatwe przetrwanie zimy. Znaczącym czynnikem będzie też, która ze stron będzie miała lepiej przygotowane rezerwy do przeprowadzenia kolejnej większej ofensywy. W tym względzie ważne mogą okazać się szkolenia ukraińskich żołnierzy przez Zachód, a także kwestia tego, czy uda im się zapewnić wystarczające zapasy amunicji artyleryjskiej. Wasielewski uważa, że zima nie musi oznaczać zamarcia walk, choć wiele zależy od tego, na ile łagodna lub ostra będzie pogoda. W jego ocenie stosunkowo wysokie temperatury paradoksalnie utrudnią manewry ze względu na błoto - co również gorzej wpływa na kondycje żołnierzy w okopach - zaś zimna pogoda pozwoli na łatwiejsze poruszanie się po zmrożonym gruncie. "Rosjanie posuwają się naprzód w ślimaczym tempie" Według oceny analityka, kolejnym celem ukraińskiej ofensywy może być Melitopol w obwodzie zaporoskim. "To w efekcie oznaczałoby przecięcie 'mostu lądowego' między Donbasem i Krymem i miałoby ogromne znaczenie wojskowe i psychologiczne" - mówi. Trwające od miesięcy rosyjskie próby zdobycia Bachmutu Wasielewski porównuje z kolei do niemieckiej strategii pod Verdun z I wojny światowej. "Niemcy chcieli tam wykrwawić Francuzów, tymczasem ponieśli takie straty, jak i oni, a Francuzi się nie złamali. Podobną strategię wydają się stosować Rosjanie, wrzucając do maszynki do mięsa kolejne fale nieprzygotowanych żołnierzy" - mówi Wasielewski. "Jak na razie przyniosło im to potężne straty i posuwają się naprzód dosłownie w ślimaczym tempie" - dodaje.