W niedzielę w życie wchodzi embargo na produkty naftowe. To druga część unijnych sankcji uderzających w rosyjski przemysł paliwowy. Równo dwa miesiące wcześniej (5 grudnia) Unia, kraje G7 i Australia wprowadziły sankcje na import rosyjskiej ropy drogą morską. Jak ocenia Ośrodek Studiów Wschodnich, to najszersze i najbardziej dotkliwe z ograniczeń nałożonych na Rosję po inwazji na Ukrainę. Silny cios w rosyjską gospodarkę - Kolejne embargo to silny cios w rosyjską gospodarkę, bo Europa była ważnym rynkiem zbytu dla rosyjskiej ropy i gotowych produktów naftowych, jak np. diesel - mówi Interii dr Tomasz Makarewicz, ekonomista z Uniwersytetu Bielefeld. Przed wejściem w życie sankcji kraje UE były kluczowym nabywcą gotowych produktów naftowych, przede wszystkim oleju napędowego, a niektóre od stycznia do listopada 2022 r. podniosły swój import. "Do grona krajów, które wówczas zwiększyły zakupy, należą m.in. Belgia, Grecja, Holandia, Niemcy, Włochy, Słowenia oraz Bułgaria. We wskazanym przedziale czasowym import produktów naftowych z Rosji, szczególnie diesla, zmniejszyły natomiast Francja, Polska, Hiszpania, Chorwacja, Litwa i Estonia" - wylicza OSW. Tracąc europejskie rynki, Rosja straci lwią część zysków. A to nie koniec jej kłopotów. Embargo na ropę i pułap cenowy - Pamiętajmy, że od grudnia obowiązuje nie tylko embargo na rosyjską ropę - czyli zakaz sprowadzania jej do UE i krajów G7, ale także pułap cenowy, co oznacza, że jeśli Rosja, chce sprzedać paliwa do innych krajów nieobjętych embargiem, maksymalna cena za baryłkę nie może przekraczać 60 dolarów - tłumaczy ekonomista. Pułap oznacza, że eksporterzy będą mogli korzystać z usług firm zachodnich w zakresie transportu morskiego, wsparcia technicznego, pośrednictwa, ubezpieczenia itp., ale tylko wtedy, gdy cena ropy nie jest wyższa niż 60 dolarów. Jeśli np. Indie czy Chiny chcą kupić rosyjską ropę powyżej tej ceny i podpiszą kontrakt na taką dostawę, to żaden z koncernów z państw G7 nie ma prawa jej obsłużyć. To dla Rosji istotny kłopot, bo jak mówi Tomasz Makarewicz, w łańcuchu dostaw Europa jest ważnym graczem. - Bardzo wiele firm transportowych czy logistycznych jest tutaj zarejestrowana, podobnie jak większość firm ubezpieczeniowych - podkreśla. - Kiedy wszedł w życie pułap cenowy na ropę nieprzetworzoną, Rosji udało się relatywnie szybko znaleźć nowych nabywców. Były to głównie Indie i Chiny. Problem polega jednak na tym, że oba te kraje mają duże krajowe sektory naftowe i choć chętnie kupowały nieprzetworzony surowiec, nie wiadomo, jak będzie w przypadku gotowych produktów np. diesla - zaznacza. Sankcje działają. Eksport drogą morską zmalał Ekonomista spodziewa się, że Rosja będzie zmuszona sprzedawać ropę coraz taniej. - Nawet jeśli wolumen sprzedaży nie spadnie, to spadną zyski. W szczycie cenowym na początku wakacji ubiegłego roku cena ropy podskoczyła do 130 dolarów za baryłkę. Cena maksymalna jest ponad dwukrotnie niższa. To oczywisty cios w zyski - wskazuje. Jak analizuje OSW, po 10 miesiącach od wybuchu wojny sektor naftowy zachowuje kluczowe znaczenie jako źródło wpływów do budżetu, choć w ostatnim kwartale 2022 r. można zaobserwować ich spadek w skali miesiąc do miesiąca. Ze wstępnych danych statystycznych opublikowanych za grudzień 2022 r. wynika, że eksport ropy z Rosji drogą morską spadł względem listopada o około 22 proc. - Zawsze kiedy dyskutowaliśmy, co zrobić z rosyjską ropą czy gazem, Rosjanie robili się bardzo nerwowi, bo to podstawa ich gospodarki. Przed wojną kopaliny naftowo-gazowe stanowiły nawet do 70 proc. ich eksportu. Rosja nie jest krajem, który eksportuje maszyny czy samochody w znaczącej ilości. Poza kopalinami i żywnością w zasadzie nie mają nic więcej do zaoferowania światu - mówi Interii dr Tomasz Makarewicz. Rosja traci eksportowy hit. Na horyzoncie stagnacja? Ekonomista wskazuje, że Rosja nie może przestać wydobywać ropy, bo technologicznie sprawiłoby to ogromne kłopoty. - Mogłoby się wydawać, że co to za problem - zamykamy szyb, czekamy pół roku na koniec sankcji, a potem wznawiamy wydobycie. Problem polega na tym, że większość tych szybów znajduje się na północy Rosji, w tym w strefie arktycznej. Jeśli się je zamknie, to zaczną zamarzać i niszczeć. Żeby je odtworzyć, potrzebne byłyby maszyny i techniki wiertnicze, które są poza technologicznym zasięgiem rosyjskich firm. Właśnie dlatego Rosjanie stawiali te szyby w kooperacji z zachodnimi gigantami naftowymi - mówi Interii dr Makarewicz. Międzynarodowa Agencja Energetyczna (IEA) w raporcie "World Energy Outlook" prognozuje, że od 2023 r. rosyjski eksport ropy będzie systematycznie się kurczyć. Do 2030 r. ma nastąpić jego spadek o 25 proc. względem wyników sprzed inwazji na Ukrainę. Jednocześnie IEA przewiduje, że wielkość rosyjskiego eksportu naftowego nie wróci do ówczesnych poziomów nawet po 2030 r. - Sankcje nie spowodują, że w Rosji nagle upadnie gospodarka czy zapanuje głód, ale kraj straci swój eksportowy hit. Dzięki niemu Kreml mógł ściągać do kraju zachodnie technologie. Bez dewiz, czeka ich powrót do gospodarki z lat 90 i stagnacja - podkreśla dr Makarewicz. I dodaje: Kolejny pakiet sankcji coraz ciaśniej zaciska pętle na szyi Rosji. Ekspert: To byłaby najlepsza ścieżka nacisku na Putina, by zakończył wojnę Rozmówca Interii przekonuje, że Unia nie powinna się zatrzymać i wymierzać kolejne ciosy w rosyjski przemysł naftowy. - Kraje G7 powinny postawić Putina pod ścianą, tak żeby z miesiąca na miesiąc nie tylko przestał zarabiać na ropie, ale żeby musiał do niej dopłacać, by utrzymać istnienie przemysłu naftowego. Wtedy nie tylko Putin martwiłby się, jak spiąć budżet, ale i jego skorumpowane otoczenie, które przecież żyje z intratnego handlu surowcami - wskazuje. - Szacuje się, że koszt wyprodukowania baryłki ropy dla Rosji to mniej więcej 44 dolary, więc pułap ceny wciąż pozwala im na ropie zarabiać, choć jest to 16 dolarów na baryłce - tłumaczy. - Mam nadzieję, że państwa G7 metodą salami będą ten pułap cenowy dalej obniżać do takiego momentu, że Rosja zostanie zmuszona, by dopłacać do własnego biznesu. To byłaby najlepsza ścieżka nacisku na Putina na zakończenie jego inwazji na Ukrainę - uważa. Jolanta Kamińska