Mówię to nie dlatego, że byłem w tych wszystkich miastach wschodniej Ukrainy, których tak heroicznie bronią teraz ukraińscy żołnierze oraz ukraińska obrona terytorialna. W tych nieco zapomnianych przez świat, ale niezwykłych oraz historycznych miejscach, w których giną w tym momencie bezbronni cywile. Ba, na pewno przechodziłem obok wielu z tych ludzi, którzy decyzją Putina i jego bezdusznej, imperialnej polityki zostali rzuceni ze swojego poukładanego życia w otchłań chaosu wojny. Być może wchodziłem do "magazinu", który już teraz nie istnieje, niezdarnie mówiąc "dobryj den" oraz "do pobaczenia", kupując "syr", wodę i pytając o jakiś zapomniany zabytek. To przecież w Czernichowie oglądałem tysiącletnie cerkwie oraz spacerowałem ze znajomymi nad rwącą Desną. Nie, nie chcę nawet myśleć o tym jak wygląda teraz to miasto i jak barbarzyńsko jest równane z ziemią. Zwiedzałem również Głuchów oraz Putywl, w którym niepozorna cerkiewka kryje w sobie piękny barokowy ikonostas. A jak wygląda teraz centrum miasta Sumy? Co stało się ze wspaniale ozdobioną katedrą Świętej Trójcy, w której batiuszka sprawdzał czy wszystkie świece są zapalone i czy chcący się modlić mogą to zrobić w odpowiednim skupieniu. Co z plażą w Mariupolu z której, gdy wchodzi się do morza Azowskiego, to idąc i idąc w stronę horyzontu ma się ciągle wodę do kolan. A teraz co jest w tym portowym mieście? Morze ruin, gruzów i cierpienia... Jak może w tej chwili wyglądać pierwsza stolica Ukrainy - Charków, w którym z zaciekawieniem słuchałem opowieści Żeni o tym, że na podłużnym, imponującym rynku jego miasta - placu Wolności - podczas drugiej wojny światowej lądowały samoloty. To było 80 lat temu, a teraz znowu jest tam wojna, która tym razem przyszła ze wschodu... Piękny, przestrzenny kraj, sympatycznych, spokojnych, stonowanych ludzi. Zarazem twardych jak i życzliwych. Ludzi, którzy z niezmiennym entuzjazmem oraz przyjaźnią reagowali na informację, że jestem z Polski. Niestety dla mojej pamięci tamtych podróży zdarzyło mi się w drodze z Sum do Połtawy przejeżdżać też przez Ochtyrkę - małą kropkę na mapie, która nagle "zasłynęła" w świecie z masakry cywilów bombą próżniową. W Europie XXI wieku! Jaka to smutna i niepotrzebna nikomu sława. Lecz nie chcę dziś myśleć i pisać o szaleńcach, kłamcach oraz mordercach pod sztandarem "ruskiego miru", chcę myśleć tylko o odwadze prostej jak uścisk dłoni i zwyczajnej jak uśmiech na ludzkiej twarzy. Może nam się wydawać, że heroizm czynów, które dzieją się zwykle na jakże cienkiej granicy pomiędzy decyzją a zaniechaniem, dumą a strachem, życiem a śmiercią zwykle łączy się z podniosłymi słowami, szaleńczymi szarżami, dodatkowo przybranymi w propagandowy patos. Tymczasem w Ukrainie, zapominając na chwilę o całym tragizmie tej wojny - odwaga i bohaterstwo objawia się w zdawałoby się niepasujących do sytuacji żartach, trafnych komentarzach oraz ciętych ripostach idealnie trafiających w punkt. Hart ducha ukazuje swoje prawdziwe, a zarazem nadzwyczaj pogodne oblicze gdy "robi się swoje" w codziennym, nawet wojennym życiu. O czołgu, który został w rejonie chersońskim ukradziony, o przepraszam "zaj...ny" - jak oficjalnie ogłosili to ukraińscy Romowie - wie każdy, kto śledzi działania wojenne w Ukrainie. Film w internecie pokazuje skrupulatnie odholowywany ciągnikiem pojazd. Najnowsze informacje z frontu są takie, że ci sami Romowie konsekwentnie kontynuują ofensywę i w kolejnym tygodniu wojny ich łupem padło również rosyjskie działo przeciwlotnicze. Jeszcze jedna akcja, a będą w stanie stworzyć samodzielną, bojową grupę operacyjną. Równie popularny jest krótki film pokazujący siedmioosobową grupę cywili, "ochrzczonych" w sieci mianem dresiarzy, którzy zwycięsko przejęli rosyjski czołg w okolicach Charkowa. "Kacapski tank posłużyt Ukrainie!" wykrzykują beztrosko oraz klną na potęgę dumni zdobywcy czołgu jadąc nim w kierunku ukraińskich pozycji. Mniej znana, lecz równie skuteczna była akcja mieszkańców wsi Posad-Pokrowske w obwodzie chersońskim, którzy wzięli do niewoli rosyjskiego żołnierza. Ten zeznał, że spędził sam całą noc w czołgu, bo reszta załogi... uciekła. I tak kolejny czołg wpadł w ukraińskie ręce. Inny znamienny film został nagrany w drugim dniu wojny, tak powszechnie montowaną u naszych wschodnich sąsiadów kamerką samochodową. Ukraiński kierowca jadąc tzw. "trasą moskiewską", która prowadzi prosto z Kijowa do rosyjskiej granicy, przejeżdża obok stojącego przy drodze rosyjskiego transportera opancerzonego. Zwalniając zagaduje przez okno samochodu - "Co się stało chłopaki? Zepsuł się?" - "Paliwa zabrakło..." odpowiadają - "Może was podholować z powrotem do Rosji?" - śmiech wszystkich. Kierowca jedzie dalej. Sprzętu zarówno porzuconego przez Rosjan, jak i na wszelkie sposoby przechwytywanego przez ukraińskich cywilów było tak dużo, że państwowa Służba Podatkowa Ukrainy z całą powagą zapewniła o tym, że przejmowane przez mieszkańców kraju rosyjskie pojazdy wojskowe i czołgi nie podlegają obowiązkowi deklaracji... w zeznaniu podatkowym. W końcu cała ta "bojewaja tiechnika" weszła w posiadanie obywateli Ukrainy nie w wyniku transakcji handlowej, a rosyjskiej agresji: "Przejąłeś rosyjski czołg lub transporter opancerzony i martwisz się, jak to zadeklarować? Zachowaj spokój i nadal broń Ojczyzny!" - brzmi początek komunikatu do podatników z ukraińskiego urzędu. Liczba zdobywanego i w pełni sprawnego rosyjskiego ekwipunku wojskowego spowodowała, że ukraiński dziennikarz Illia Ponomarenko wskazał na Rosję jako na kraj, który jest największym zagranicznym dostawcą sprzętu wojskowego dla Ukrainy. Tę opinie zdaje się potwierdzać w sposób równie żartobliwy ukraiński minister obrony Ołeksij Reznikow komentując, że ukraińska armia przejęła i zdobyła więcej czołgów oraz wozów bojowych w kilka dni, niż w ciągu ostatnich 8 lat otrzymała od krajowego przemysłu wojskowego. Równie sprawne w działaniu, jak armia rosyjska w dostarczaniu armii ukraińskiej uzbrojenia wojskowego są służby drogowe i pocztowe Ukrainy. Przedstawiciele ukraińskich sił zbrojnych w pierwszych dniach wojny prosili obywateli o demontowanie znaków drogowych, żeby dezorientować przeciwnika i utrudnić mu poruszanie się po kraju. Mieszkańcy wsi i miasteczek zrobili to o co poprosiło ich ministerstwo obrony, ale ukraińskie służby drogowe w żadnym wypadku nie mogły pozwolić na taki stopień bez-znakowości na ukraińskich drogach, skrzyżowaniach oraz zwyczajnie nie chciały tolerować pustki w oznaczeniu miejscowości na które mogą kierować się rosyjscy agresorzy. Pośród znaków zakazu pojawił się więc na szosach ten zabraniający Putinowi wstępu w Ukrainę, a na skrzyżowaniach w niektórych miastach widoczne są z daleka, dosadne kierunkowskazy pokazujące Rosjanom gdzie mogą najszybciej i bez zbędnego błądzenia udać się w najbardziej pożądanym przez nas wszystkich kierunku - "na ch...j". To oczywiście nawiązanie do będących właściwie już od początku wojny "kultowymi", słów ukraińskich pograniczników z małej Wyspy Węży położonej na Morzu Czarnym przy delcie Dunaju. Broniło jej trzynastu żołnierzy, którzy w odpowiedzi na wezwanie do kapitulacji przez rosyjski okręt wojenny ("russkij karabl") w krótkich żołnierskich słowach odmówili poddania się. To zdanie przeszło już do historii i jest wyrazem niezłomnej determinacji Ukraińców w walce z wrogiem, który zbrojnie najechał ich kraj. Tak, to zdanie jest dobrą wróżbą i legendą tej wojny... Wspomniana wcześniej Ukraińska Poczta z całą powagą, a zarazem "pełnym spokojem" rozpisała szybki konkurs na znaczki pocztowe upamiętniające słynne hasło, które rozbrzmiało z malutkiej wyspy na Morzu Czarnym. Proponowane wzory imponują kreatywnością, a oprócz motywów gdzie przedstawiony jest "russkij karabl", mamy znaczek przedstawiający prezydenta Zełeńskiego bijącego po pupie przełożonego przez jego kolano Putina lub mur słoneczników, będących symbolem jedności ukraińskiej obrony oraz wiary w zwycięstwo. Ten duch powszechnego entuzjazmu widoczny jest wielu zdjęciach zamieszczanych w mediach społecznościowych i krótkich do nich komentarzach. W obrazku z Charkowa możemy na przykład zobaczyć wbity w ulicę pocisk rakietowy i małego pieska wyprowadzonego w przerwie pomiędzy ostrzałami, który ze stoickim spokojem go obsikuję. Na innym zdjęciu widzimy żołnierzy ukraińskiej obrony terytorialnej grających w warcaby butelkami z koktajlami Mołotowa zamiast pionków - przecież oprócz tego, że warto być przygotowanym na nadejście wroga, trzeba też dbać o chwilę rozrywki. W innym wpisie są przedstawieni ukraińscy żołnierze, którzy jak głosi podpis przeprowadzają intensywne... żniwa w lutym, a w tle widzimy kompletnie zniszczone pojazdy wojskowe elitarnego (zdaniem Rosjan) oddziału Czeczeńców. Odpowiednio wybuchowy ładunek humoru zawiera tez inne zdjęcie - ukraińskiego żołnierza trzymającego na ramieniu przenośną wyrzutnie rakietową Javelin, pod którym podpis głosi, że ukraiński "fotograf" będzie starał się uchwycić w locie rosyjski wojskowy samolot Ił-76. W tę lekkość, a jednocześnie prawdziwość ukraińskiego przekazu wpisuje się nawet wykreowanie i ogromna popularność wojennego przeboju pt. "Bayraktar". To ciąg dalszy nadzwyczajnej kreatywności w tak trudnych dla naszych wschodnich sąsiadów chwilach. Utwór muzyczny - pieśń wojenna sławi niezwykle efektywne użycie przez ukraińskich żołnierzy bojowych pojazdów latających Bayraktar TB2 z czego bez wątpienia bardzo cieszą się tureccy producenci tej, jak się okazało śmiercionośnej i bardzo skutecznej broni. Przebój stworzony przez nieznanego twórcę jest spokojny jak wojskowy marsz, a tekst prosty i ironiczny. Wykonawca songu min. ośmiesza mocno przegrzaną, dzięki "Bayraktarowi" "zupkę" schowanych ze strachu w krzakach rosyjskich czołgistów, a bojowego drona w rękach ukraińskich żołnierzy określa jako najlepszego "pastucha" dla hord rosyjskich baranów, które przyszły ze wschodu i na karkach Ukraińców chcą stwarzać jakąś "wielką stranę" wymyśloną w głowach kremlowskich ideologów. Setki tysiące odsłon tej pieśni będącej już hitem internetu to jeszcze jedno zwycięstwo pogody ducha walki w tej wojnie. A jeżeli utwór pojawi się jako ukraińska propozycja muzyczna w czasie majowego konkursu Eurowizji, to chyba już mamy głównego kandydata do zwycięstwa. Jeżeli ta piosenka ilustruje skuteczne działanie żołnierzy, to trzeba podkreślić, że morale zwykłych ukraińskich obywateli jest równie wysokie. Mieszkańcy miejscowości, gdzie pojawiają się Rosjanie często wychodzą naprzeciw wojskom okupantów z wzniesionymi niebiesko żółtymi flagami, nieuzbrojeni zagradzają drogę czołgom i opancerzonym transporterom oraz słownie zachęcają rosyjskich żołnierzy do wynoszenia się z ich ziemi i kraju. Na filmie w sieci widzimy, jak w jednym z już zajętych przez Rosjan miasteczek na centralnej ulicy zgromadził się tłum ludzi pod powiewającymi flagami Ukrainy. Podczas gdy ludzie śpiewają hymn, na przejeżdżający obok rosyjski pojazd opancerzony... wskakuje młody człowiek i przytwierdza do jego wieżyczki trzymaną w ręku ukraińską flagę. Z kolei inny filmik pokazuje odholowywany traktorem w asyście cywili porzucony pojazd wojskowy, oznaczony słynną już literką "z", co nagrywająca zdarzenie osoba komentuje - niedługo wojskowy sprzęt rosyjski będzie wykorzystywany wyłącznie w celach rolniczych. Trudno trafniej spuentować żartem niesprowokowaną zbrojną agresję przeciwko ludziom chcącym żyć oraz pracować na swojej ziemi. Przy takim zapale i pełnej humoru fantazji możemy być spokojni... jak Ukraińcy - ci ludzie nie mogą przegrać tej wojny. Przykład bez wątpienia "idzie z góry", ponieważ obywatele Ukrainy mają w tych trudnych czasach najlepszy wzorzec w swoim prezydencie. Wołodymyr Zełenski codziennie zagrzewa swoich obywateli do wytrwania, apeluje do demokratycznych przywódców o pomoc w obronie Ukrainy i podtrzymuje morale swoich rodaków oraz wiarę nas wszystkich w końcowe zwycięstwo wolnego świata. Ponieważ tylko taki prezydent, który "potrzebuje amunicji, a nie podwózki", jak odpowiedział Zełenski Amerykanom proponującym mu ewakuację z atakowanego Kijowa - właśnie taki, może podtrzymać ducha walki narodu ale też i ducha dobrego samopoczucia oraz humoru. Na tle jego pełnej godności osoby, jeszcze bardziej uwidacznia się całkowita miałkość rosyjskiej propagandy oraz osób głoszących jej "prawdy". Z tym konsekwentnie ponurym i "nadętym" przekazem, z oderwanymi od jakichkolwiek realiów "referendami" w kolejnych "ludowych republikach" wydartych zbrojną agresją niezależnemu państwu, z kłamliwymi próbami narzucania swojej narracji oraz smutkiem przywoływania nieistniejącej już rzeczywistości rodem z poprzednich epok. Wysokie morale prezydenta oczywiście zostało docenione przez Ukraińców, którzy porównali go wraz z jego dwoma najbliższymi współpracownikami: przewodniczącym Rady Najwyższej Rusłanem Stefanczukiem oraz premierem Denysem Szmyhalem do bohaterów znanej w całej Ukrainie, a także w dawnym ZSRR kreskówki z lat 90-tych XX wieku o Kozakach. Seria filmów animowanych opierających się na całkowicie ukraińskich motywach ludowych została stworzonych przez Wołodymyra Dachno i opowiada o przygodach trzech zaradnych i nigdy nie poddających się bohaterów. Kozacy zwycięsko radzą sobie wspólnie - nie bójmy się tego słowa - demokratycznie z rozmaitymi problemami. Osobiście wierzę, że "kozakomania" wkrótce odżyje i doczekamy się w najbliższym czasie jeszcze jednego odcinka przygód bohaterów rodem z Zaporoża, który mógłby np. nosić tytuł: "Jak Kozacy Putina otprawili... Paszoł on dalieko, dalieko... Na..." Gdyż przecież morał jest taki, że dla pomysłowych, pogodnych, dzielnych i mających wiarę w końcowy sukces mołojców nie ma rzeczy niemożliwych. W ten sposób Ukraińcy, podczas tej wojny i w nawiązaniu do kozackich tradycji piszą po raz kolejny swoją historie. Tym razem nie jest to zilustrowany przez malarza Ilie Riepina moment pisania listu do tureckiego sułtana lecz przesłanie skierowane do rosyjskiego cara - dyktatora. Treść współczesnego ukraińskiego przekazu jest jasna - nie można złamać ducha ludzi kochających wolność oraz nienawidzących opresyjnej, narzucającej się przemocy. Ludzi, których wartości i marzenia wybiegają ponad niewolniczy dyktat, głupią propagandę oraz brak poszanowania dla praw zwykłego człowieka. To są wartości, które bliższe już być nie mogą naszemu europejskiemu poczuciu jednostkowej godności oraz... naszemu poczuciu humoru. Jeżeli i na nie pozostaniemy głusi, nieczuli oraz obojętni, to już naprawdę nie będzie się z czego śmiać w tym ogłupiałym świecie wszechobecnej, prymitywnej propagandy rodem z posępnych totalitaryzmów. Świecie kłamstw, skrojonym na swoją własną miarę i smętnej farsy w którym zwyczajnie brak radości. Dlatego na koniec - wiadomo kogo - niech to nam, razem z Ukraińcami "będzie do śmiechu", ponieważ warto się uśmiechać wraz z wolnymi i bliskimi sobie ludźmi. Cóż mogę więcej powiedzieć - jestem po prostu dumny, że mam znajomych i przyjaciół w Ukrainie, którzy walczą teraz o swoją niepodległość oraz naszą wspólną wolność od obskurnych, ponurych dyktatur. Walcząc zachowują przy tym pogodę ducha oraz prezentują prawdziwie ludzkie oblicze śmiechu i żartu, a wy wszyscy - zgnębione postacie z zamierzchłego teatru świata terroru, strachu oraz braku wolności, niosący śmierć i przemoc, wy wszyscy: Putin, rosyjscy żołnierze, najemni bandyci, kłamliwi tchórze, skorumpowani cynicy oraz "ruskij karabl..." tak po ludzku, od serca - idźcie na ch...j!" Mark S.