Na początku lutego 2022 roku, podczas briefingu dla kongresmenów, generał Mark Milley - ówczesny szef kolegium połączonych sztabów - ocenił, że rosyjski pełnoskalowy atak na Ukrainę doprowadzi do upadku Kijowa w ciągu trzech dni. Zginąć miało przy tym do 4 tys. rosyjskich i 15 tys. ukraińskich żołnierzy. Nie inaczej prezentowały się oceny zachodnich analityków militarnych. Przed inwazją większość z nich twierdziła, że Rosja pokona Ukrainę w dwu-trzydniowej "gorącej" fazie wojny, a kolejne sześć-osiem tygodni zajmie jej pacyfikacja ukraińskiego społeczeństwa. Mniejsza o analityków, ale dramatyczna pomyłka w ocenach, będąca udziałem najwyższego rangą amerykańskiego wojskowego, to jednak powód do zdumienia. Jakim cudem jeden z najlepiej poinformowanych ludzi na Ziemi zaliczył taką wtopę? Wojna w Ukrainie. Zasłonięte części planszy Wszystkiemu winna jest Nebel des Krieges, "mgła wojny". To pojęcie wprowadzone do literatury militarnej przez pruskiego generała Carla von Clausewitza odnosi się do niepewnej sytuacji na teatrze działań wojennych i wokół niego. Opisuje stan będący zmorą dla obserwatorów konfliktu - odciętych od ośrodków decyzyjnych i linii frontu - ale też przywódców i dowódców walczących armii. W strategicznych grach komputerowych "mgłę wojny" widzimy jako zasłonięte części planszy, pod którymi kryje się... no właśnie, co? Nieprzyjacielskie ugrupowanie? System umocnień? "Mgła wojny" dotyczy nie tylko zjawisk fizycznych - obejmuje również procesy planowania i decyzyjny. I nie musi wiązać się z kwestiami ściśle wojskowymi - w oparach niewiadomej kryć się mogą na przykład informacje o wydolności bazy przemysłowej, niezbędnej dla podtrzymania wysiłku wojennego. Nebel - podobnie jak jej atmosferyczny desygnat składający się m.in. z kryształków lodu - jednym może przynieść ulgę, dla innych okazać się pułapką, z której nagle wyłoni się śmiertelne zagrożenie. Dlatego każdy zaangażowany w wojnę kraj robi co w jego mocy, aby mgłę spowijającą działania przeciwnika przynajmniej rozrzedzić. To samo czynią inne państwa na różne sposoby (sojuszem czy rywalizacją) związane ze stronami konfliktu. No i zewnętrzni obserwatorzy. O czym wspominam, byśmy mieli świadomość, że prognozowanie dalszego przebiegu wojny na Wschodzie nie jest prostym zadaniem. Że może przerosnąć kompetencje profesjonalnych służb, że niekiedy sprowadza się do przysłowiowego "wróżenia z fusów". Że chociaż wsparte faktami, analityczne intuicje równie dobrze mogą się sprawdzić, jak i zwieść nas na manowce. Miej, czytelniku, z tyłu głowy to zastrzeżenie, czytając dalszą część tekstu. Rosja z ropą i gazem na lodzie Zacznijmy pozornie bez związku - od ustalenia, co światu może zaoferować rosyjska gospodarka. No więc do tej pory były to kopaliny, długo, długo nic, a następnie broń klasy B, spełniająca oczekiwania biednych i średniozasobnych klientów. Celowo użyłem czasu przeszłego, bowiem w przypadku eksportu uzbrojenia mamy do czynienia z paradoksalną sytuacją - Moskwa od wielu miesięcy skupuje systemy obronne wcześniej wysłane kontrahentom, by tym sposobem łatać dziury na froncie. Bieżąca produkcja idzie na potrzeby własnego wojska, a i chętnych z zagranicy znacząco ubyło po weryfikacji, jakiej poddano rosyjskich sprzęt na polach bitew w Ukrainie. Gdzie okazał się on gorszy od zachodnich odpowiedników, co wynika z jakości wykonania i nade wszystko z zapóźnienia technologicznego. A zapóźnienie nie dotyczy tylko gotowych systemów uzbrojenia, ale i urządzeń do ich wytwarzania - obrabiarek, śrutownic, frezarek, tokarek, maszyn do szlifowania soczewek - półproduktów w rodzaju taśm miedzianych i części półprzewodnikowych oraz surowców niezbędnych przy obróbce, jak tlenek glinu czy proszek polerski. Po 2022 roku - próbując uniknąć skazania wyłącznie na przestarzałe i wyżyłowane oprzyrządowanie z czasów radzieckich - obłożona sankcjami Rosja rozwinęła import równoległy i przemyt z Włoch, Niemiec, USA czy Japonii, jednak w zakresie, który nie zaspakaja wojennych potrzeb. Mimo wprowadzenia trzyzmianowego trybu pracy i ściągnięcia do fabryk dodatkowych pracowników nie dało się zauważyć większej liczby nowoczesnego sprzętu na froncie. Widoczne za to było - i nadal jest - dalsze czerpanie z "renty" po ZSRR, czyli wyciąganie starego sprzętu z magazynów, remontowanie go i rzucanie na front. Opowieści o rosnącej produkcji to w dużej mierze propagandowy wymysł. Satelitarne badania ilości spalin w miejscach koncentracji zakładów przemysłowych ujawniły wręcz spadek emisji. Co zaś się tyczy eksportu kopalin (to on przynosi rosyjskiemu budżetowi dwie trzecie wpływów) - Moskwie udało się częściowo skompensować straty wynikłe z drastycznego ograniczenia handlu z Zachodem. Surowce powędrowały w drugą stronę, głównie do Chin. Tyle że Państwo Środka nie zaabsorbuje takiej ilości kopalin jak Europa, i nawet nie idzie tu o chiński apetyt, co o kwestie techniczne - przekierowanie strumienia wymaga odpowiedniej infrastruktury, a jej rozbudowa - poza pieniędzmi - zachodnich technologii. I tu znów Rosja rozbija się o reżim sankcyjny. Co więcej, wcale nie jest pewne, że nawet gdyby Rosjanom udało się zbudować odpowiednio wydolną infrastrukturę, Chińczycy rosyjską ropę i gaz wezmą w większych niż dotąd ilościach. Chiny stoją u progu zielonej rewolucji - ostateczne decyzje o przejściu na odnawialne źródła energii nie zostały jeszcze przez Pekin podjęte. Jeśli zostaną, inwestycyjny rozmach zapewni efektywność przedsięwzięcia, a Rosję zostawi na lodzie. Premie korupcyjne w rosyjskiej armii Do czego zmierzam? Rozpoczynający kolejną kadencję Putin powołał nowy rząd, z którego wyleciał dotychczasowy minister obrony Siergiej Szojgu. Jego następca, Andriej Biełousow, to ekonomiczny technokrata - ponoć skuteczny "optymalizator", w dodatku niebiorący łapówek - co zdaniem wielu komentatorów musi oznaczać, że Rosja szykuje się do długiej wojny. I to nie tyle z Ukrainą, co z NATO. U podstaw takich przewidywań leży założenie, że misją Biełousowa jest poprawa efektywności działań MON, armii i całej wojennej gospodarki. To skądinąd słuszne przypuszczenie, na potwierdzenie którego otrzymaliśmy serię aresztowań urzędników ministerstwa obrony pod zarzutem korupcji. Tyle że zamiar poprawy wydajności wcale nie musi dowodzić determinacji, jaką przypisuje się Kremlowi. Gdyby rosyjska armia osiągnęła zakładane cele w Ukrainie, nikt by się jej bylejakości i toczącego ją złodziejstwa nie czepiał. W strukturach quasi-państwowych, de facto mafijnych, korupcja jest narzędziem sprawowania władzy. Rentą, gwarantem lojalności. Póki beneficjent nie nakradnie za dużo, póty jest bezpieczny. Kiedy mamy do czynienia z sytuacją "za dużo"? Ano wtedy, gdy jakieś składowe systemu zaczynają poważnie szwankować. Premie korupcyjne w rosyjskiej armii i przemyśle zbrojeniowym za czasów Szojgu pożerały nawet 80 proc. oficjalnych wydatków (dane za rosyjskim Transparency International). Modernizacja sił zbrojnych w dużej mierze zatem miała fasadowy charakter. Skutki widzieliśmy w Ukrainie. Widzimy też, że mimo napuszonej propagandy w gruncie rzeczy niewiele się zmieniło. Obrazki spod Charkowa - gdzie osamotniona piechota atakuje ukraińskie pozycje - nie są reprezentatywne dla sił inwazyjnych. Niewykluczone, że brak istotnego wsparcia broni ciężkiej jest efektem podrzędnej roli, jaką rosyjskie dowództwo przypisuje "nowemu frontowi". Ale niedostatek "techniki" to problem, z którym boryka się całość inwazyjnej armady - większość jednostek frontowych nadal ma do dyspozycji 40-50 proc. etatowo przewidzianych czołgów i wozów bojowych. Armia rosyjska w Ukrainie jest mocna przede wszystkim słabością swojego przeciwnika; obiektywne analityczno-militarne kryteria każą oceniać jej możliwości jako relatywnie niskie. Kohabitacja z Zachodem Możliwości Rosji są na tyle niskie, że takim wojskiem nie da się wygrać wojny z Ukrainą. A Rosja ten konflikt wygrać musi, gdyż jest to warunek przetrwania obecnego systemu władzy. I zapewne taki cel Putin postawił przed Biełousowem. Dlaczego tak mało ambitny (bez komponentu "po Ukrainie idziemy na NATO") i jakie są kryteria tego zwycięstwa? Te ostatnie zostały już dawno zredefiniowane - jeśli bliżej przyjrzeć się rosyjskiej propagandzie na użytek wewnętrzny, dojrzymy, że nie ma tam już miejsca na "wyzwolenie całej Ukrainy". Wielu obserwatorów było zszokowanych uczciwością, na jaką w jednym z ostatnich publicznych wystąpień pozwolił sobie Szojgu - przyznał on mianowicie, że od początku 2024 roku armia rosyjska zajęła zaledwie 500 km kwadratowych Ukrainy. Potem bredził coś o gigantycznych stratach ukraińskiego wojska, nie wspominając o 100 tysiącach własnych poległych i rannych, utraconych między styczniem a kwietniem. Tym niemniej sygnał był jasny - "to nie jest walka o wielkie obszary" - i wpisujący się w praktykę oswajania Rosjan z wizją ograniczonej pobiedy. Jak ograniczonej? Są tacy, którzy kreślą granicę rosyjskiego sukcesu na Dnieprze, moim zdaniem to nierealistyczny scenariusz. Sądzę, że Kreml byłby mocno kontent, gdyby udało się zająć całą chersońszczyznę, Zaporoże i Donbas oraz stworzyć bufor ochronny dla Biełogorodu na obszarze charkowszczyzny. Ale przełknąłby - i przełknęliby Rosjanie - także mniejsze zyski, gdzie absolutnym minimum byłoby zajęcie całego obwodu donieckiego (dodania go do dotychczasowych zdobyczy). O efektywność - MON, armii i zbrojeniówki - która dałaby taki wynik ma, w mojej ocenie, powalczyć nowy minister. Bo i o wyższej może tylko pomarzyć. Jak mówią, "z pustego i Salomon nie naleje". Przy topniejących sowieckich zapasach broni ciężkiej, niemożności rozpoczęcia masowej produkcji nowych czołgów, transporterów czy samolotów oraz z kurczącymi się rezerwami finansowymi (o czym już pisałem w tekście pt. "Kiedy Rosji skończą się zasoby..."), przygotować się do wojny z NATO nie sposób. A i ta z Ukrainą nie może trwać w nieskończoność, bo niebawem nie będzie jej czym prowadzić. Konkludując, w mojej ocenie Biełousow dostał kilka miesięcy na "optymalizację" sektora obronnego, a gdy zamelduje wykonanie zadania, Rosja uderzy z całą dostępną mocą, by ugrać ile się da. A potem Moskwa zrobi wszystko, by wróciły stare dobre czasy ekonomicznej (przede wszystkim) i politycznej kohabitacji z Zachodem. Marcin Ogdowski ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły! Sprawdź, jak przebiega wojna na Ukrainie. Czytaj raport Ukraina-Rosja.