Przemówienie Putina było wyczekiwane, ale jeśli już po fakcie ma towarzyszyć mu jakaś emocja, to jest nią rozczarowanie. Rozczarowanie, ale nie zdziwienie, ponieważ analitycy i eksperci od rosyjskiej polityki przewidywali taki obrót spraw. Trzy filary kłamstwa Podczas obchodów Dnia Zwycięstwa dyktator z Kremla powtarzał te same slogany i geopolityczne zaklęcia, które w ciągu ostatnich 14 miesięcy słyszeliśmy już z jego strony niejednokrotnie. W propagandowej konstrukcji stworzonej przez Putina na potrzeby ratowania twarzy swojego państwa można wyróżnić trzy główne elementy. Pierwszym jest zapewnianie, że Rosji i Rosjanom zależało i zależy na światowym pokoju. Słuchając rosyjskiego przywódcy można było odnieść wrażenie, że to ktoś inny niż Rosja zaatakował Ukrainę, a celem Kremla jest jak najszybsze zakończenie wojny. - Podobnie jak zdecydowana większość na planecie, chcemy widzieć pokojową, wolną i stabilną przyszłość, wierzymy, że każda ideologia wyższości jest z natury obrzydliwa, zbrodnicza i śmiertelna - stwierdził Putin. A już w następnym zdaniu powiedział coś kompletnie mijającego się z prawdą i faktami: - Zachodnie elity mówią o swojej ekskluzywności, sieją rusofobię, szerzą wartości skierowane przeciwko temu, co czyni człowieka człowiekiem, a wszystko po to, by nadal dyktować, narzucać narodom swoją wolę, swoje prawa, reguły. Drugim elementem jest wmawianie Rosjanom poczucia egzystencjalnego zagrożenia. Gdyby uwierzyć słowom Putina, można by mieć pewność, że cały świat jest przeciwko Rosji, że Zachód robi, co w jego mocy, byle tylko doprowadzić Rosję do upadku, że bliżej nieokreślone wrogie siły chcą zniszczyć rosyjską kulturę, tradycję, społeczeństwo. Putin od początku wojny chce zasiać w rosyjskim społeczeństwie poczucie, że agresja na Ukrainę to wojna o dosłowne przeżycie narodu i państwa rosyjskiego. - Dzisiaj neonazistowskie złe duchy chcą zniszczenia Federacji Rosyjskiej, wykreślenia wyników drugiej wojny światowej, zduszenia wszelkich ośrodków rozwoju. Naród ukraiński jest zakładnikiem zamachu stanu i reżimu, który jest w rękach Zachodu - przekonywał swoich rodaków kremlowski dyktator. Trzecim, ale być może najważniejszym, elementem geopolitycznej nowomowy Kremla jest zastąpienie w roli wroga Ukrainy Stanami Zjednoczonymi, NATO, a nawet całym Zachodem. Nie ma tutaj przypadku. 14-miesięczne męczarnie na froncie z rzekomo małą, słabą i biedną Ukrainą to świadectwo kompromitacji tak Rosji, jak i samego Putina. Dlatego Kreml musiał podnieść rangę wroga do tego stopnia, żeby problemy, porażki i wpadki nikogo nie dziwiły. Czym innym jest bowiem walka z mniejszym i słabszym sąsiadem, a czym innym z potężnym Zachodem. Wielka Wojna Ojczyźniana 2.0 Odzierając obchody Dnia Zwycięstwa z całej propagandowej otoczki, naprawdę trudno znaleźć coś, co przemawiałoby na korzyść Rosji. Być może jedynym takim faktem jest to, że Putin zdecydował się wystąpić na żywo, a nie przemówić online. Ta druga wersja miała uwiarygadniać kolportowaną w ostatnich dniach przez kremlowską propagandę dezinformację o zagrożeniu bezpieczeństwa. Oficjalnie to z tego powodu w wielu miastach i regionach Rosji odwołano wojskowe parady i oficjalne obchody Dnia Zwycięstwa. Jednak poza faktem, że Putin pokazał się rodakom na żywo i osobiście do nich przemówił, pozytywów próżno szukać. Samo wystąpienie było nudnym odgrzewaniem starych kotletów, aczkolwiek warto zaznaczyć, że tym razem Putin nie sięgnął po argument szantażu nuklearnego. Widać, że na Kremlu kończą się pomysły, przynajmniej te konstruktywne i kreatywne, jak opowiadać Rosjanom historię inwazji na Ukrainę, żeby brzmiało to pokrzepiająco i wiarygodnie. Reżim Putina opiera się na sprawdzonym, łopatologicznym przekazie, który jednak też może odnieść swój skutek dzięki dekadom formatowania umysłów Rosjanom sączoną co dnia kremlowską propagandą. Tegoroczne obchody Dnia Zwycięstwa biednie prezentowały się też "w obrazku". Nie było pochodu "pułku nieśmiertelnych", nie było pokazów lotniczych, a poza jednym niemalże muzealnym egzemplarzem T-34 brakowało także czołgów. Parada, która zawsze miała obrazować potęgę i nowoczesność rosyjskiej armii, tym razem bardziej przypominała wyprzedaż z demobilu. Putinowi nie udało się też zamaskować faktu, że Rosja na światowych salonach jest dzisiaj samotna i pozostawiona na uboczu. Prośbą i groźbą Kreml zdołał na ostatnią chwilę ściągnąć do Moskwy kilku przywódców byłych republik sowieckich - m.in. prezydenci Kazachstanu i Kirgistanu czy premier Armenii. Najwięcej uwagi przykuł jednak białoruski dyktator Aleksander Łukaszenka, który w zgodnej ocenie komentatorów sprawiał wrażenie wyraźnie chorego. Putin mógł więc mówić w swoim wystąpieniu o wielobiegunowym świecie, który nie jest podporządkowanych Zachodowi. Świecie, w którym Rosja tworzy alternatywne sojusz czy całe bloki. Putin może też próbować rozmaitych zabiegów dyplomatycznych na tzw. globalnym południu, które mają na celu poszerzenie wpływów Kremla w zapomnianych dotąd przez Moskwę częściach świata. Realia, które obnażył Dzień Zwycięstwa, są jednak takie, że Rosja jest dzisiaj sama i nawet "sojuszników" musi do siebie ściągać siłą. Ktoś mógłby słusznie zauważyć, że to wszystko składa się na obraz nędzy i rozpaczy, a co za tym idzie - że przegrana Rosji w Ukrainie jest tylko kwestią czasu. Faktycznie, obraz, który widać nie jest dla Rosji powodem do dumy. Z drugiej jednak strony, w żadnej mierze nie przekłada się to na możliwe rychłe zakończenie wojny. Rosja i Rosjanie uwielbiają cierpieć i na przestrzeni wieków mają w tym cierpieniu mnóstwo wprawy. Sam Putin doskonale zdaje sobie natomiast sprawę ze wszystkich niedoborów, ułomności i błędów swojego państwa podczas tej wojny. Umie też ocenić aktualną sytuację. Nastawia się na długi i bardzo trudny marsz. Marsz na wyniszczenie. W założeniu - Ukrainy i Zachodu. W praktyce - również Rosji. Dlatego symbolika Dnia Zwycięstwa jest tym ważniejsza. Putin chce zrobić z agresji na Ukrainę Wielką Wojnę Ojczyźnianą w wersji 2.0. Tylko wtedy jego rodacy zaakceptowaliby porażki, upokorzenia i piętrzące się przed nimi wyrzeczenia. Wszystko za mglistą obietnicę kolejnego dziejowego zwycięstwa. Rzecz w tym, że nic dwa razy się nie zdarza. Ale o tym Putin Rosjanom z pewnością już nie powie. Więcej informacji o rosyjskiej inwazji w raporcie Wojna na Ukrainie.