Nic już nie będzie takie samo po ataku Rosji na Ukrainę. To truizm, ale też skala przemeblowania geopolityki do nas wszystkich wciąż nie dociera. To zrozumiałe. Wojna na wschodniej granicy w takim wymiarze trwa zaledwie kilkadziesiąt godzin i pierwszy raz w historii obserwujemy ją na żywo w takim wymiarze dzięki social mediom. Natłok wydarzeń galopuje. Jesteśmy bombardowani fake newsami. Mamy na ekranach telefonów "Donbas" Siergieja Łożnicy na pełnych sterydach. Do tego dochodzi wielka polityka. Bohaterska walka Ukraińskich żołnierzy i cywili, ostra antyrosyjska reakcja Turków, chłodny chiński symetryzm, kompromitacja w oczach świata Niemiec broniących interesów gospodarczych z Rosją, Polska stająca się wzorem naśladowania w kwestii przyjęcia imigrantów (Sky News chwaliło wczoraj decyzją o wpuszczaniu Ukraińców bez dokumentów i ze zwierzakami domowymi), Joe Biden powolnie zmazujący kompromitację w Afganistanie i w końcu prezydent Zełenski zamieniający się z komika w męża stanu (kilku europejskich polityków przeszło odwrotną drogę) - czy miesiąc temu, gdy patrzyliśmy z nadzieją na Omikrona pożerającego Deltę i kończącego pandemię, wyobrażaliśmy sobie taki koniec lutego? A to dopiero początek wstrząsów. Wojna na Ukrainie. Rządzący muszą jeden wniosek Bez względu jak głęboko one przebudują geopolitykę wewnątrz Unii Europejskiej polska prawica już teraz może wyciągnąć jeden wniosek. Budowanie głębokiego sojuszu z prorosyjskimi politykami z Włoch, Francji i opieranie się tylko na Viktorze Orbanie jest niebezpieczne. W polityce ma się interesy, a nie przyjaciół i można zrozumieć sojusz Zjednoczonej Prawicy z narodowymi partiami w kontekście wspólnej walki o kształt samej Unii Europejskiej. Do niedawna można było spychać niewygodne pytania o prorosyjskość Marie LePen, Victora Orbana czy Matteo Salviniego nie pozbawionym słuszności retorycznym chwytem pokazującym hipokryzję Niemców, Francuzów i Amerykanów przy Nord Stream 2. Jednak dziś, gdy gazociąg jest definitywnie wstrzymany, administracja Bidena pracuje nad kolejnymi sankcjami (inna sprawa jak są one szkodliwe), tamten argument nie ma swojej siły. Pozostają fakty, czyli niechęć do najcięższego ukarania Rosji odcięciem od SWIFT m.in. Węgier-najbliższym sojusznikiem polskiego rządu w Europie. Wojna na Ukrainie. Ostre wypowiedzi z USA Również za oceanem ci, którzy zdawali się być najbliższymi sojusznikami polskiego rządu, potrafią szerzyć rosyjską narrację. Nie chodzi tutaj o byłego prezydenta Donalda Trumpa, którego słowa o geniuszu Putina wpisują się w szerszą krytykę działań Joe Bidena. Trump w wywiadzie dla Clay Travis & Buck Sexton Show dodał, że on by na takie działania Putina nie pozwolił. Niemniej jednak krytyka Bidena na potrzeby wewnętrznej polityki to jedno, a kierunek, w jakim zmierza romansujący z izolacjonizmem Trump, to coś innego. Czy dziś mając w Białym Domu polityka, który według swojego byłego doradcy i konserwatywnego jastrzębia Johna Boltona mógł w drugiej kadencji chcieć wyprowadzić USA z NATO, czulibyśmy się bezpieczniej? Czy hasło America First w czasie odradzania się krwawego rosyjskiego imperializmu jest czymś, co Polacy powinni wspierać? Nie przez przypadek neokonserwatyści George W. Bush i Dick Chaney ze swoją córkę Liz tak mocno walczą z trumpizmem. Autor słów o KGB ukrytych w oczach Putina i bohater, który doświadczył na własnej skórze komunistycznej niewoli, John McCain również był ostrym wrogiem izolacjonistycznych zapędów Trumpa. Czołowi medialni propagatorzy trumpizmu w ostatnich tygodniach ostro wypowiadali się przeciwko Ukrainie. Głównie po to, by uderzyć w znienawidzonego Bidena, ale również pielęgnując izolacjonistyczne zapędy części amerykańskiej prawicy. Gwiazda Fox News Tucker Carlson (w jego programie wystąpił w zeszłym roku prezydent Andrzej Duda oraz premier Victor Orban) już w 2019 roku nazwał Ukrainę krajem niedemokratycznym i oligarchicznym. Powtórzył to dwa dni przed atakiem Moskwy. "Dlaczego miałbym przejmować się konfliktem między Ukrainą i Rosją? Dlaczego nie miałbym kibicować Rosji, co zresztą robię?"- pytał jednego z gości. Wcześniej Tucker mówił, że wspieranie Ukrainy przez Bidena ma na celu tylko i wyłącznie drażnienie Moskwy. Pytał też, dlaczego USA nie może mieć sojuszu z Moskwą, skoro jest ona silniejsza od Kijowa. Jeżeli to nie jest rosyjska narracja, to co nią jest? Carlson jest najjaśniejszą gwiazdą medialnej prawicy, wspierającą Trumpa, który przecież chwalił się, że był pierwszym prezydentem od dawna, który nie uwikłał Ameryki w żadną nową wojnę i zdecydował o wycofaniu wojsk z Afganistanu. Pytanie, czy Europa wschodnia widząca niemiecką bezsilność chce Ameryki, szczycącej się wycofaniem ze europejskich sporów? Uwielbiany przez prawicowy internet w Polsce (ja też kiedyś miałem do niego wielką słabość) Carlson zupełnie wprost mówił też, że Putin broni swoich granic, a na Ukrainie panuje tyrania. Podobnego języka używa ostatnio J.D Vance. Autor autobiograficznej i zekranizowanej przez Netflixa przenikliwej "Elegii dla bidoków" mówi, że Putin broni konserwatywnych wartości, a on "nie dba co stanie się z Ukrainą". Popularny na prawicy i szerzący teorie spiskowe (m.in. o pandemii Covid19) związany z Alt-Right radiowiec Alex Jones nie dość, że oskarżył Zachód o prowokowanie Rosji, która jego zdaniem jako starszy brat Ukrainy, ma prawo ją czasem szturchać, to do tego występuje chętnie w rosyjskich mediach. To tylko najgłośniejsi propagandyści rosyjskiej narracji. Pożyteczni idioci Kremla? Tak, ale mający wpływ na percepcję sporej części amerykańskiej prawicy. Niestety tej blisko Donalda Trumpa, będącego wciąż ikoną (nie do końca bez słuszności) dla polskiej prawicy. Teraz musi ona szukać nowych sojuszy i umiejętnie rozgrywać orbanizm, jak i trumpizm. Tylko czy skorzysta z nowego otwarcia, pokonując własne uprzedzenia? Łukasz Adamski