Platformy z aferą w tle. Przedwojenna historia wież Bojki Wieże Bojki to dwie platformy wiertnicze wydobywające gaz ziemny spod dna Morza Czarnego. Ich nazwa nie ma jednak nic wspólnego z "bojkami", które wyznaczają granice kąpielisk. Określenie, które w przestrzeni publicznej pojawiło się w połowie września, pochodzi od nazwiska. Trudno jednak mówić, że nazwano je "na cześć" osoby, która je nosi. Platformy to relatywnie nowe konstrukcje. Pierwszą z nich Ukraina zakupiła w Singapurze w 2011 roku. Urząd ministra energetyki pełnił wtedy Jurij Anatolijowycz Bojko, zresztą nie pierwszy raz (wcześniej także w latach 2006-2007). Niedługo później na Morze Czarne trafiła druga platforma. W podobnym czasie pojawiły się też pierwsze informacje o nieprawidłowościach podczas transakcji. Korupcja to jeden z największych problemów Ukrainy, z którym kraj zmaga się od czasów radzieckich. Od sierpnia 1991 roku, kiedy państwo odzyskało niepodległość, nie udało się znacząco poprawić tej sytuacji. Na dobrą sprawę dopiero agresja Rosji z lutego 2022 dała impuls do pierwszych faktycznych, zakrojonych na większą skalę zmian. Jeżeli kraj chce utrzymać kurs na zachód, będzie też musiał utrzymać obrany kurs antykorupcyjny – akcesja do Unii Europejskiej będzie bowiem uzależniona od ograniczenia skali takich patologii. Wracając do wież Bojki, podpis pod umową zakupu faktycznie składał minister, jednak aktualna nazwa przylgnęła do nich dopiero po wybuchu afery związanej z kwotą transakcji. Szybko wyszło na jaw, że Czornomornaftohaz (spółka, w której 100 proc. akcji posiadał państwowy Naftohaz) zapłacił za pierwszą wieżę o 400 milionów dolarów więcej, niż faktyczna jej wartość. Dodatkowe koszt został wygenerowany na poziomie nieobowiązkowego pośrednika, brytyjskiego Highway Investments Processing. Postępowanie wszczęto w lecie 2014 roku, dochodzenie dotyczyło defraudacji państwowego majątku. Jak podaje portal RBC-Ukraine, dokładna treść postawionego wtedy zarzutu to "przywłaszczenie mienia na szczególnie dużą skalę lub przez zorganizowaną grupę przestępczą". Jurij Bojko został nawet przesłuchany w 2015 roku. Już wtedy było wiadomo, że w proceder było zamieszanych znacznie więcej osób, na czele z ówczesnym prezydentem, Wiktorem Janukowyczem. W wyniku ustaleń rozpoczął się nawet kolejny proces, tym razem o defraudację "tylko" 60 milionów dolarów. Nie udało się jednak doprowadzić sprawy do końca, ponieważ większość podejrzanych szybko znalazła się za wschodnią granicą. Nie dotyczy to akurat Bojki, który do dziś zasiada w ukraińskim parlamencie. Wieże Bojki w rękach Rosjan. Co działo się z platformami po aneksji Krymu? Wieże Bojki zostały zajęte przez 104. Pułk Desantowo-Szturmowy Rosyjskich Sił Powietrznych w marcu 2014 roku. Po kilkunastu miesiącach Rosjanie wyłączyli transpondery pozwalające określić położenie platform i odholowali je w pobliże Półwyspu Krymskiego. Te pierwotnie znajdowały się bardziej na zachód, niedaleko Wyspy Węży. W kolejnych latach konfliktu odnotowano kilka ostrzałów z powierzchni wież wycelowanych w okręty i samoloty ukraińskie. Większą aktywność wywiad ukraiński zaczął odnotowywać w 2020 roku, kiedy na wieżach pojawiły się flagi Rosji, a także ok. 50-osobowy personel obsługujący urządzenia obserwacji radarowej i radiowej. Wieże były też wykorzystywane jako bazy i punkty tankowania śmigłowców. Jak się później okazało, uzupełniano na nich nie tylko paliwo, ale także amunicję. Ukraina kontratakuje. Wrześniowe sukcesy na Morzu Czarnym 11 września 2023 na profilach ministerstwa obrony Ukrainy w różnych portalach społecznościowych opublikowano 13-minutowy film przedstawiający kulisy operacji odbicia platform przeprowadzonej przez ukraińskich komandosów. W rzeczywistości na końcowy sukces składał się szereg nalotów i rajdów, które finalnie doprowadziły do porzucenia wież przez siły rosyjskie. Siły ZSU zajęły i oczyściły w ten sposób cztery obiekty: Dwie platformy wydobywcze (pierwotne wieże Bojki) B312 "Petro Hodovanets";B319 "Ukraina". 2 platformy samopodnośne (niewymagające holowania, konstrukcje z lat 90.): Tawryda;Sywasz. W wyniku desantu Ukraińcy przejęli zapas niekierowanych rakiet do śmigłowców, a także stację radiową "Newa" – system do śledzenia ruchu statków i okrętów na Morzu Czarnym. Przechwycone w trakcie operacji urządzenia same w sobie nie byłyby jednak warte nakładu sił i środków koniecznych do przejęcia kontroli nad tymi obiektami. Nie sposób jednak nie łączyć odbicia platform z prowadzonymi w tym okresie na masową skalę atakami na obiekty zlokalizowane na Półwyspie Krymskim. Zaledwie dwie doby po przejęciu wież Ukraińcy zaatakowali port w Sewastopolu, ciężko uszkadzając dwa rosyjskie statki, które znajdowały się wtedy w "suchym doku" – okręt desantowy "Mińsk" i łódź podwodną "Rostów nad Donem". Jednocześnie przeprowadzono też atak na okręt patrolowy przebywający wówczas na morzu - Wasilij Bykow. Kolejne uderzenia były wyprowadzane praktycznie każdego kolejnego dnia, zaczynając od innego statku patrolowego (Siergiej Kotow), po baterie obrony przeciwlotniczej w pobliżu Eupatorii. Przynajmniej w części ataków użyto rakiet wystrzeliwanych z samolotów – Storm Shadow i siostrzanych Scalp'ów – oczyszczenie wież Bojki u wybrzeży było czynnikiem ułatwiającym pilotom bezpieczne zbliżenie na odległość pozwalającą rakietom dolecieć do celu. To właśnie pozbawienie Rosjan możliwości obserwacyjnych jest największą korzyścią z przejęcia platform, tym bardziej że ataki na Krym są jednym z głównych elementów działań ofensywnych ZSU na froncie południowym. Czytaj także: Odessa: Rosyjska rakieta uderzyła w cywilny statek Rosyjski szturm trwa. Wojska Putina uparcie napierają na jeden kierunek "WSJ": Rosja ma poważny problem. Musi negocjować zwrot sprzętu wojskowego Zobacz też: