Wieść o śmierci obywatela Tanzanii w Ukrainie przekazała BBC, która potwierdziła tę informację u jego rodziny. - Tarimo studiował w Moskwie na Rosyjskim Uniwersytecie Technologicznym, ale w styczniu 2021 roku trafił do więzienia za coś, co określono jako "przestępstwa związane z narkotykami" - mówi w rozmowie z brytyjskimi mediami jeden z bliskich Tanzańczyka. Mężczyzna miał zostać w zeszłym roku zwerbowany przez Grupę Wagnera na podstawie rzekomej amnestii, jaką miał uzyskać po wstąpieniu do armii najemniczej i pojechaniu na front. W rozmowie z BBC krewni przekazali, że odradzali mu dołączanie do wagnerowców, jednak Tarimo stwierdził, że "dołączy do Grupy, by wyjść na wolność". Wojna w Ukrainie. Pod Bachumutem zginął członek Grupy Wagnera z Tanzanii Rodzina dowiedziała się, że 33-latek zginął w październiku zeszłego roku. - Ostatnio kontaktowaliśmy się z nim 17 października, (...) a w grudniu otrzymaliśmy informację od jego przyjaciół, że nie żyje" - przekazali najbliżsi. Według BBC rosyjska państwowa agencja informacyjna RIA Novosti przeprowadziła wywiad z jednym z żołnierzy, który walczył u boku Tarimo. Miał on powiedzieć, że Tanzańczyk zginął, próbując pomóc rannemu kompanowi. Z kolei wykorzystywana przez Prigożyna do poprawy wizerunku swojej grupy Federalna Agencja Informacyjna opublikowała materiał z nabożeństwa żałobnego poległego żołnierza. Pisano wówczas, że Tarimo zginął 24 października w miejscu intensywnych walk w pobliżu Bachmutu. Miał też zostać oznaczony pośmiertnie wagnerowskim medalem "za odwagę". Rodzina chciałaby pochować krewnego w Tanzanii, ale Rosjanie nie przekazują ciała Rodzina wagnerowca z Tanzanii mówiła w rozmowie z BBC, że ich krewny był "uprzejmym, bogobojnym i altruistycznym" człowiekiem, który miał ambicje polityczne i chciał dołączyć do partii opozycyjnej w swoim kraju. Najbliżsi nie wierzą w śmierć Tarimo i chcieliby zobaczyć jego ciało, jednak nie mogą odzyskać od Rosjan szczątków krewnego. - Nie uwierzymy, dopóki nie zobaczymy. Jesteśmy naprawdę smutni i chcielibyśmy pochować go w naszej rodzinnej wiosce, ale to teraz niemożliwe - podkreślają.