- Osoby starające się opuścić Mariupol mogą znaleźć środki transportu w pobliskim Berdiańsku - przekazała Wereszczuk, cytowana przez agencję Reutera. Rada miejska Mariupola poinformowała tymczasem, że we wtorek z Berdiańska do Zaporoża ewakuowano 4367 osób, które wcześniej wydostały się z Mariupola. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski informował w nocy z wtorku na środę, że w oblężonym przez siły rosyjskie Mariupolu na południowym wschodzie kraju "w nieludzkich warunkach żyje około 100 tys. mieszkańców, bez jedzenia, bez wody, bez leków, całkowicie zablokowanych, pod ciągłym ostrzałem". Mariupol. Ostrzały, śmierć i rosyjskie radio wzywające do kapitulacji - Śmierć, ciała na ulicach, niekończące się ostrzały, izolacja miasta i rosyjskie radio, wzywające miasto do poddania się - tak dwaj dziennikarze AP, reporterzy pracujący w Mariupolu, relacjonują sytuację w oblężonym mieście, z którego udało im się ewakuować. Operator Mstisław Czernow i fotograf Jewhen Małoletka, to ostatni dziennikarze, którzy pracowali w oblężonym mieście. - Bomba za bombą, Rosjanie odcinali elektryczność, wodę, dostęp do żywności i w końcu, co było kluczowe - sieć komórkową, radio i telewizję - relacjonuje w materiale AP Czernow. Reporterzy pracowali, ryzykując życiem w ostrzeliwanym mieście, ponieważ mieli poczucie, że ich materiały - przekazywane z wielkim trudem - stanowiły jedyne źródło informacji o sytuacji w oblężonym mieście. To oni byli autorami zdjęć zbombardowanego szpitala i rannych ciężarnych kobiet, które rosyjskie władze i media próbowały zdezawuować jako fake newsy. Reporter opowiadał, jak dzień po dniu miasto było bombardowane i systematycznie zrównywane z ziemią. Ciała na ulicach, zabite dzieci i niemowlęta, masowe groby, w których chowano zmarłych. Lekarze z Mariupola: Nikt nie wie, co się dzieje w naszym mieście Gdy przepadła łączność, karetki przestały wyjeżdżać do rannych i zabitych, a jedyną szansą na pomoc było samodzielne dostanie się do szpitali. Tam, choć one również były ostrzeliwane, ukrywali się ludzie, a później - sami dziennikarze. Lekarze z Mariupola prosili dziennikarzy, by fotografowali rodziny, które przywoziły swoich zabitych i rannych. - Nikt nie wie, co się dzieje w naszym mieście - mówili. Wojna w Ukrainie. Zobacz relację na żywo Mariupol. Mają nadzieję, że armia ukraińska przełamie oblężenie Reporter relacjonował też, jak zmieniały się nastroje mieszkańców 430-tysięcznego miasta. Od niewiary w to, że wojna się zacznie, do utraty nadziei. - Wszyscy pytali, kiedy wojna się skończy. Nie miałem odpowiedzi. Codziennie pojawiały się pogłoski, że armia ukraińska przełamie oblężenie. Ale nikt nie przyszedł - opowiadał Czernow. Z czasem w mieście odbierało już tylko rosyjskie radio, które nadawało "rosyjskie kłamstwa". - Że Ukraińcy trzymają miasto jako zakładnika, ostrzeliwują budynki, tworzą broń chemiczną. Propaganda była tak silna, że niektórzy zaczęli w nią wierzyć, wbrew temu, co sami widzieli - mówił reporter. - Ciągle, w sowieckim stylu, powtarzano informację: "Mariupol jest otoczony. Złóżcie broń" - dodał. Dziennikarze wyjechali z miasta w kolumnie ewakuacyjnej z prywatnych samochodów 15 marca, razem z ukraińską rodziną. W atmosferze strachu i paniki uciekających ludzi minęli 15 posterunków wojsk rosyjskich. - Gdy przejeżdżaliśmy - przez trzeci, dziesiąty, piętnasty, wszystkie z żołnierzami w ciężkim ekwipunku - moja nadzieja, że Mariupol przetrwa, znikała. Zrozumiałem, że by dotrzeć do miasta, armia ukraińska musiałaby pokonać tak wielki teren. I że to się nie stanie - podsumował Czernow.