Inwazja Rosji na Ukrainę sprawiła, że koncepcja unii polsko-ukraińskiej ma nad Wisłą swoich entuzjastów. Mówił o niej m.in. w rozmowie z Interią europoseł Patryk Jaki, przekonując, że "jeżeli Ukraina wygra wojnę, powinniśmy budować z nią sojusz". - Marzy mi się nawet coś na kształt nowej Unii Lubelskiej z Ukrainą, w przyszłości poszerzony o wolną Białoruś. Taki sojusz należy oprzeć o gwarancje USA, które muszą mieć militarnego, silnego partnera w tej części Europy - dodał. O konieczności rozwoju relacji Warszawy z Kijowem w tym kierunku pisał także publicysta i analityk Marek Budzisz, który w perspektywie dekady postulował utworzenie polsko-ukraińskiego państwa federacyjnego. Kilka dni temu do polskich głosów w tej sprawie dołączył słowacki politolog Dalibor Rohac, ekspert American Enterprise Institute. W felietonie na łamach renomowanego amerykańskiego magazynu "Foreign Policy" zaproponował zawiązanie unii polsko-ukraińskiej. Przekonywał, że w kontekście rosyjskiego zagrożenia za takim rozwiązaniem nie przemawia nostalgia, ale wspólne interesy. Prof. Szeptycki: Mało realne, a wręcz szkodliwe - Ukraina broni się przed rosyjską agresją i chwyci się wszystkiego, co ją wzmocni, strategicznie, politycznie, wojskowo, gospodarczo itp. Teraz i w przyszłości. Do tych środków nie należy jednak tworzenie wspólnych struktur państwowych z Polską - przekonuje w rozmowie z Interią Eugeniusz Smolar z Centrum Stosunków Międzynarodowych. - Unia Polski z Ukrainą wydaje się mało realna. A jeśli rozumiemy przez to formę wspólnej państwowości, mówienie o tym wydaje mi się również z kilku powodów szkodliwe - dodaje prof. Andrzej Szeptycki z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW oraz Instytutu Strategie 2050. Wojna w Ukrainie. Unia z Polską a zagrożenie ze strony Rosji Dalibor Rohac przekonuje, że 700 lat temu unia I Rzeczpospolitej z Wielkim Księstwem Litewskim, które obejmowało dzisiejsze duże obszary Białorusi i Ukrainy, pozwoliło rozwiązać dwa problemy. Unia z 1385 r. odpowiedziała na obawy dotyczące zagrożenia ze strony Krzyżaków, z którym borykali się zarówno Polacy, jak i Litwini. A obecne ewentualna unia Warszawy i Kijowa miałaby pozwolić na przeciwstawienie się zagrożeniu ze strony Rosji. - Polska jest silna swoją przynależnością do NATO i do UE i odgrywa ważną rolę jako źródło oraz jako centrum logistyczne pomocy walczącym Ukraińcom, także w pomocy uchodźcom na terenie kraju. Nie posiada jednak potencjału gospodarczego czy wojskowego, by prowadzić samodzielną politykę wschodnią wobec Ukrainy (czytaj: Rosji) - przekonuje Eugeniusz Smolar. Równie sceptycznie podchodzi do sprawy profesor Andrzej Szeptycki i zwraca uwagę na zagrożenia. - Istnieje ryzyko, że mówienie o unii zostałoby wykorzystane przez rosyjską propagandę, która już niejednokrotnie wspominała o rewizjonizmie ze strony Polski wobec zachodniej Ukrainy czy Lwowa - podkreśla. I jak dodaje, w kontekście projektu hipotetycznej unii, natychmiast pojawiłoby się pytanie, czy nie zaowocuje ona włączeniem Polski do wojny. - To niebezpieczne, ponieważ mógłby to być argument przeciwko pomocy Polski dla Ukrainy - mówi. Unia z Polską sposobem na wejście Ukrainy do UE i NATO? Inny z argumentów Dalibora Rohacza w sprawie potencjalnej unii dotyczy przyspieszenia starań Ukrainy na drodze do UE i NATO. "Nawet jeśli wojna Ukrainy z Rosją zakończy się zdecydowanym zwycięstwem Ukrainy i wyparciem sił rosyjskich z kraju, Kijów czeka potencjalnie kilkudziesięcioletnia walka o wejście do UE, nie mówiąc już o uzyskaniu wiarygodnych gwarancji bezpieczeństwa od Stanów Zjednoczonych" - wskazuje Słowak. I podkreśla, że ten czas może być niebezpieczny podobnie jak w przypadku państw Bałkanów Zachodnich, które od lat czekają na przyjęcie do UE czy NATO. "Niestabilne kraje Bałkanów, podatne na rosyjską i chińską ingerencję, stanowią ostrzeżenie, do czego może doprowadzić przedłużający się 'status kandydata' oraz europejskie niezdecydowanie" - pisze Rohac. Eugeniusz Smolar wskazuje, że "wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, że Ukraina przez lata nie będzie gotowa do członkostwa w UE i od dobrej woli poszczególnych rządów zależeć będzie, głównie z powodów moralnych, wypracowanie szybszej, nigdy wcześniej niepróbowanej ścieżki akcesji". - Dużo rozsądniejsza wydaje się być strategiczna współpraca między Warszawą a Kijowem, zawarcie nowego traktatu polsko-ukraińskiego, rozwijanie istniejących formatów, np. Trójkąta Lubelskiego, który tworzą Warszawa, Wilno i Kijów oraz popieranie akcesji Ukrainy do UE i NATO - dodaje Andrzej Szeptycki. Precedens Zjednoczenia Niemiec Dla poparcia hipotezy o połączeniu Polski z Ukrainą Dalibor Rohac powołał się na zjednoczenie Niemiec z 3 października 1990 r. "To nie jest fantazja" - przekonuje słowacki politolog, który widzi w wydarzeniach sprzed 30 lat precedens, mogący posłużyć jako przykład do trudnego procesu łączenia państw. Zjednoczenie Niemiec przypieczętowano 12 września 1990 r. w tzw. traktacie 2+4, podpisanym w Moskwie przez szefów MSZ RFN, NRD oraz czterech zwycięskich państw II wojny światowej: ZSRR, USA, Wielkiej Brytanii i Francji. Kilkustronicowy dokument zakończył po ponad 40 latach podział Niemiec. W ramach traktatu określono granice i wyjaśniono kwestie dotyczące bezpieczeństwa, w tym jednego z najbardziej kontrowersyjnych punktów, tj. członkostwa w NATO, redukcji niemieckich sił zbrojnych z około pół miliona w samej RFN do 370 tys. w zjednoczonych Niemczech. Ustalono wycofanie sowieckich wojsk z ówczesnej NRD. - Jestem w stanie wyobrazić sobie, że w Polsce i w Ukrainie ktoś mógłby wskazywać na precedens zjednoczenia Niemiec. Byłoby to jednak mocno naciągane, ponieważ mieliśmy wówczas do czynienia z zupełnie inną sytuacją. Naród niemiecki był podzielony, państwa zachodnie uznawały jego prawo do jedności, a zjednoczenie dokonało się z udziałem czwórki wielkich mocarstw. To nie jest przypadek Polski i Ukrainy - podkreśla Andrzej Szeptycki. I jak dodaje, tego typu model można bardziej zastosować do podzielonego Cypru. Unia Polski z Ukrainą. Przeciwwaga dla Niemiec i Francji w UE? Rohac na łamach "FP" snuje snuje wyobrażenia, co by się stało, gdyby po zakończeniu wojny Polska i Ukraina stworzyły wspólne państwo federalne lub konfederacyjne, łącząc politykę zagraniczną i obronną oraz niemal natychmiast wprowadzając Ukrainę do UE i NATO. "Unia polsko-ukraińska stałaby się drugim co do wielkości krajem w UE i prawdopodobnie jej największą potęgą militarną, stanowiąc więcej niż wystarczającą przeciwwagę dla tandemu francusko-niemieckiego - czego tak bardzo brakuje UE po brexicie" - twierdzi. Sceptycznie do takiego stawiana sprawy podchodzi Eugeniusz Smolar. - Nasze bezpieczeństwo i rozwój są i pozostaną związane z NATO i z Unią Europejską. Zabójczo szkodliwym jest tworzenie miraży, że Polska mogłaby rozwijać się szybciej i odgrywać ważniejszą rolę w innych strukturach, co próbowano początkowo czynić z "Trójmorzem" prezentowanym jako projekt geopolityczny - podkreśla. Kwestie gospodarcze. Polska nie ma środków na odbudowę Ukrainy Słowacki politolog w wizji ewentualnej unii Warszawy i Kijowa optymistycznie podchodzi do kwestii gospodarczych. Podkreśla, że polski podatnik nie powinien w ogóle płacić rachunku za odbudowę Ukrainy oraz nadrabianie przez nią zaległości w stosunku do Zachodu. Odbudowa miałaby zostać sfinansowana m.in. z zamrożonych rosyjskich aktywów na Zachodzie o wartości 300 mld dolarów oraz wsparcia zamożniejszych państw. Szacunki dotyczące kosztów odbudowy Ukrainy różnią się od siebie, ale z pewnością przekroczą kilkaset mld dolarów. Wielu liczy na korzyści wynikające z udziału Polski w odbudowie, jednak wydaje się, że nasz kraj z wynoszącym w 2022 r. PKB około 700 mld dolarów z pewnością nie udźwignie tego ciężaru. - Naszym sąsiadom, którzy muszą zapewnić pracę własnym obywatelom, tańszym niż polscy budowlańcy, zależeć będzie na zaangażowaniu takich koncernów międzynarodowych, które łączyć będą ekspertyzę ze zdolnościami finansowania działalności własnej - wskazuje Eugeniusz Smolar. - Takie zdolności posiadają Amerykanie, Niemcy, Francuzi, Włosi, Holendrzy, Hiszpanie itd., itd. By się więc liczyć, polski rząd musi myśleć o pozyskaniu co najmniej 4-5 mld własnych dolarów czy euro, by finansować przyszłą działalność polskich przedsiębiorstw w Ukrainie. Oznaczać to będzie w obecnych warunkach bolesną konieczność pogłębienia zadłużenia na rynkach międzynarodowych - wskazuje ekspert CSM. Wynika z tego, że w trudnym i kosztownym procesie odbudowy Ukrainy to nie sentymenty odegrają główną rolę, ale kapitał. A kolejka chętnych będzie długa.