Amerykańscy analitycy ISW nie mają wątpliwości: Władimir Putin symbolicznymi gestami na spotkaniu z Łukaszenką starał się zademonstrować siłę i wiarę w wyższość nad zwolennikami Jewgienija Prigożyna. Eksperci zauważają, że dyktatorzy spotkali się w historycznej twierdzy w Kronsztadzie w Petersburgu. To właśnie w tym miejscu żołnierze w 1921 r. podjęli próbę antybolszewickiego powstania, które ostatecznie zostało stłumione przez sowieckie władze. Ma to w bezpośredni sposób nawiązywać do "marszu na Moskwę" i klęski zbrojnego powstania Grupy Wagnera. Putin zaniepokojony swoją pozycją Nieprzypadkowi okazali się również zaproszeni na spotkanie goście. Dyktatorzy odwiedzili Kronsztad razem z gubernatorem Petersburga Aleksandrem Begłowem oraz najmłodszą córką rosyjskiego ministra obrony Siergieja Szojgu - Ksenią Szojgu. Analitycy zauważają, że zarówno Biełow, jak i Szojgu postrzegani są jako wrogowie szefa wagnerowców Jewgienija Prigożyna. "Niekompetencja" podczas wojny w Ukrainie i chęć rozliczenia Szojgu miała być jednym z głównych powodów rozpoczęcia "marszu na Moskwę" przez najemników. Eksperci zwracają również uwagę na nietypowe zachowanie Putina i wyjście "do tłumu". Rosyjski dyktator znany jest z unikania otwartych spotkań, tymczasem w Petersburgu chętnie pozował do zdjęć, szczególnie z młodzieżą i dziećmi. Ukraińscy komentatorzy, jak m.in. doradca MSW Anton Heraszczenko sugerują, że rosyjska propaganda mogła wykorzystać sobowtóra. Wszystko po to, by pokazać Putina jako cenionego przez Rosjan przywódcę. "Te symboliczne gesty wskazują, że Putin jest zaniepokojony swoją postrzeganą popularnością, bezpieczeństwem swojego reżimu i mnóstwem frakcji rywalizujących o władzę na najwyższych szczeblach rosyjskich władz" - wskazuje ISW. Wagnerowcy chcą "iść" na Polskę? ISW wyjaśnia Podczas spotkania "w cztery oczy" Putin i Łukaszenka omawiali rzekomo "nieudaną" kontrofensywę Sił Zbrojnych Ukrainy, a także rozpowszechniali propagandowe tezy o tym, że wagnerowcy mogą stanowić zagrożenie dla Polski i Ukrainy. Białoruski dyktator w pewnym momencie stwierdził, że najemnicy "chcą wybrać się na wycieczkę do Rzeszowa i Warszawy". Instytut Badań nad Wojną jest przekonany, że oddziały Grupa Wagnera, które zostały już rozmieszczone na Białorusi, nie stanowią zagrożenia ani dla Polski, ani dla Ukrainy. "Nic nie wskazuje na to, by bojownicy na Białorusi dysponowali ciężkim uzbrojeniem niezbędnym do przeprowadzenia poważnej ofensywy na Ukrainę czy Polskę bez znaczącego dozbrojenia. Warunkiem kończącego zbrojną rebelię porozumienia Putin-Łukaszenka-Prigożyn było oddanie broni przez najemników rosyjskiemu Ministerstwu Obrony" - podsumowują eksperci. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!