Według służb zwłoki zrzucane są na zaimprowizowane wysypiska, gdzie tak zwanego "ładunku 200" (jak Rosjanie określają ciała zabitych żołnierzy) jest tak dużo, że stosy ciał sięgają dwóch metrów wysokości. Oficjalnie zabici w wojnie uważani są za "zaginionych bez wieści" - informuje SBU. "Stos na wysokość człowieka" "To nie jest kostnica, to wysypisko. Ogromne pole, czy coś takiego... Poligon, nie poligon. Ogrodzone, odgrodzone, nikogo nie wpuszczają. Tysiącami ich przywożą. Stos na wysokość człowieka" - mówi w przechwyconej rozmowie telefonicznej ze swoją żoną okupant z tzw. Donieckiej Republiki Ludowej. Według jego słów wysypisko to znajduje się bardzo blisko Doniecka. Ochrona obiektu zarabia ogromne pieniądze, pomagając znaleźć krewnym szczątki swoich bliskich. "Żołnierz" DRL dowiedział się o tym, gdy jego znajoma znalazła tam ciało brata. "Tak więc rodzice, żony i krewni okupantów powinni się zastanowić - czy są gotowi, by ciała ich bliskich zostały rozszarpane przez psy albo zgniły na poligonie pod gołym niebem? A może powinni zrobić wszystko, co się da, by w ogóle nie szli na tę wojnę?" - czytamy we wpisie zamieszczonym przez SBU. Ciała Rosjan pozostają w Ukrainie Anton Heraszczenko, doradca ukraińskiego MSW, zauważył, że w okolicach Kijowa leżą ciała tysięcy zabitych żołnierzy Rosji. Ukraińcy ułożyli zwłoki w workach w chłodniczych wagonach kolejowych, ponieważ Rosjanie nie chcą ich zabrać. - Być może będziemy musieli ich pochować nawet na nasz koszt - nie wykluczył Heraszczenko. Materiał wideo ze składowiskami ciał najeźdźców udostępnili dziennikarze anglojęzycznej Al Jazeery. Na mundurach zmarłych pozostają naszywki z rosyjskimi flagami, a w ich kieszeniach znajdowane są chociażby kosztowności zrabowane w zaatakowanych miastach i wioskach. Osoby pracujące przy ciałach - ze względu na ich postępujący rozkład - muszą nakładać specjalne kombinezony.