Wojna w Ukrainie to nie tylko pociski, alarmy, bomby, ale też wymiana informacji w sieci i umiejętne jej rozpowszechnianie. Służą do tego głównie media społecznościowe, choć nieco inne niż te, które są najpopularniejsze w Polsce. W Ukrainie jest to np. Telegram, na którym pojawiają się różne informacje. Ostatnio na chersońskich grupach na Telegramie pojawiają się posty, że Rosjanie przychodzą do Ukraińców i proszą o jedzenie, bo nie mają własnego prowiantu. Sprawdził to dziennikarz Polskiej Agencji Prasowej, który z mieszkańcami tego miasta rozmawiał za pośrednictwem mieszkającej w Trójmieście Ukrainki - Anastazji. Kobieta łączyła się poprzez wideorozmowę i telefon z rodziną i znajomymi ukrywającymi się w okupowanym mieście. Anastazja rozmawiała m.in. z Katią z Chesonia, która pośrednio potwierdza doniesienia z Telegrama. - W moim sąsiedztwie są dwa sklepiki. W jednym Rosjanie chcieli zapłacić rublami, a w drugim wzięli, co chcieli. Z marketu wyjeżdżali z wózkami z żywnością - relacjonuje Katia. We wtorek w sieci krążył też film, na którym widać było jak Rosjanie korzystają z zaopatrzenia żywnościowego w sklepie. Wcześniej też pojawiały się informacje, że np. ich konserwy pochodzą z 2015 roku. Katia opisuje trudną sytuację Chersonia. - We wtorek wieczorem cywile własnymi siłami chcieli walczyć z Rosjanami. Zaczęli rzucać koktajlami Mołotowa w żołnierzy rosyjskich, a ci odpowiedzieli ogniem. Zginęło około 50 osób. Teraz gromadzi się grupa, żeby zbierać ciała poległych Ukraińców. Ludzie są porozrywani na kawałki, bo Rosjanie otworzyli ogień z granatników - opisuje obrazowo mieszkanka Chersonia. - Codziennie o godz. 4.20, jak za faszystów, zaczyna się ostrzał, choć faszyści chyba byli lepsi od Rosjan, bo ci wyrażali chociaż zgodę na korytarz humanitarny. W nocy przez 10 minut leciały na nas Grady (pociski - red.). Wszystko w mieszkaniu się trzęsło - opowiadała kobieta w środę przed godz. 11. Katia dodała, że Rosjanie przejmują lokale od Ukraińców, a wśród mieszkańców pojawiają się też informacje, że snajperzy lokują się na chersońskich blokach, by mieć dogodne pozycje do strzelania. Rosjanie próbują też szerzyć dezinformację w sieci. Co ciekawe, nie używają do tego argumentu siły, ale finansowego. - Mojej ciotce zaoferowali, żeby za 100-500 dolarów nagrała film w social mediach po ukraińsku "Dziękuję Putin, że nas ratujesz". Najlepiej, żeby w tle był sprzęt wojskowy" - dodała Ukrainka. Cudzoziemcy w polskich szkołach - zasady przyjmowania