Nikomu nie trzeba w Polsce tłumaczyć, co znaczy walczyć z wrogiem, gdy świat uważa, że to "nie jego wojna". Pomimo agresji na pełną skalę oraz planowanej od miesięcy inwazji na demokratyczne państwo, Zachód w pewnym sensie zachowuje się wobec Rosji jak alianci wobec Hitlera po wrześniu 1939. Niby są jakieś sankcje, ale wprowadzane stopniowo. Wszyscy chętnie wysyłają wyrazy oburzenia i wsparcia, ale już nie uzbrojenie. Federacje piłkarskie nie chcą grać w Moskwie, ale na innym boisku chętnie podejmą reprezentację Rosji. Uderzą w rosyjskie banki, ale "na razie" bez blokady systemu SWIFT, aby i Zachodu nie zabolało. Są i tacy odważni, którzy "na czas nieokreślony" wstrzymają certyfikację gazociągu Nord Stream 2, który sami budowali, niczym konia trojańskiego Moskwy. Wojna na Ukrainie. Bierność światowych liderów Dzisiaj Putin korzysta z bierności liderów, którzy po anektowaniu Krymu i Donbasu przyznali mu zimowe igrzyska olimpijskie i mistrzostwa świata w piłce nożnej. Którzy robili z dyktatorem interesy i do ostatnich chwili przekonywali, że Kreml można ucywilizować. Pod tym względem Polska wyglądała jak naukowcy z netflixowego "Don’t Look Up", którzy stajają się wyjaśnić amerykańskiej prezydent i mediom, że kometa lecąca na Ziemię nie jest żartem. Wojna na Ukrainie to nie przypadek ani "szaleństwo Putina", ale konsekwencja dekad odwracania głowy od prawdziwej natury tego reżimu, który - dopóki płacił - z honorami witany była na salonach, w kurortach i najdroższych dzielnicach Londynu czy Paryża. Ktoś powie - co mamy zrobić? Wysłać wojsko pod Kijów? Rozpętać III wojnę światową? Przecież Rosja posiada broń jądrową. Idąc tą logiką, Putin może już zawsze trzymać broń przystawioną do skroni państw demokratycznych, grożąc niekończącą się eskalacją przemocy. A przecież już raz - podczas zimnej wojny - przez nieugiętą postawę NATO i USA, udało się uniknąć najgorszego scenariusza. Rosja dokonuje na Ukrainie zbrodni wojennych Co było ówczesnym kluczem do zwycięstwa Zachodu? Jedność, reagowanie w przypadku najmniejszego zagrożenia, a gdy sytuacja tego wymagała - odcinanie ZSRR od jakichkolwiek kontaktów polityczno-biznesowych. Innego języka - poza siłą - Rosja po prostu nie rozumie. Dlatego dzisiaj Władimir Putin na własnych barkach musi odczuć ciężar podjętych decyzji. Nikt, kto przyczynił się do wojny z Ukrainą nie powinien mieć wstępu do jakiejkolwiek aktywności, która wykracza poza granice agresora. Rosja dokonuje na Ukrainie zbrodni wojennych. Czas na rozmywanie odpowiedzialności się skończył. Inaczej Moskwie nigdy nie będzie za mało, a z czasem i Warszawa może się okazać niewarta wojny. Kto wtedy powie: "zostaliśmy sami"? Marcin Makowski dla Wydarzeń Interii