Według jednego z rozmówców dziennika od miesięcy nie było istotnej dyskusji na temat przekazania pocisków dalekiego zasięgu. Biały Dom ma podawać dwa, zasadnicze argumenty. Po pierwsze, zdaniem polityków Ukraina ma pilniejsze potrzeby niż takie uzbrojenie. Po drugie, Pentagon obawia się, że przekazanie rakiet dalekiego zasięgu poważnie osłabi zdolności obronne USA i możliwość wykorzystania uzbrojenia w ewentualnym konflikcie. Chodzi o pociski ATACMS. Do końca tego roku ma się rozpocząć proces zastępowania ich arsenałem nowej generacji - rakietami o większym zasięgu - PrSM. Obecnie producent ATACMS - Lockheed Martin wytwarza 500 sztuk rocznie, ale wszystkie są eksportowane. Według Kijowa ATACMS mają kluczowe znaczenie dla walk na froncie. Administracja Zełenskiego argumentuje, że zasięg 300 kilometrów pozwoli na zniszczenie rosyjskich punktów dowodzenia oraz centrów logistycznych. Dla przykładu, taki zasięg pozwoli atakować, z obecnie zajmowanych przez Ukrainę pozycji, cele na Krymie takie jak Sewastopol czy Most Kerczeński. Atakowanie celów w Rosji Wcześniej amerykańska administracja podnosiła jeszcze jeden argument, by nie przekazywać ATACMS. Obawiano się, że Kijów będzie atakował cele na terytorium Rosji, co w ocenie urzędników mogłoby doprowadzić do ryzyka konfrontacji na linii USA-Rosja. Następnie jednak Waszyngton przekazał, że zadowalające będzie oświadczenie ukraińskich władz, że pociski nie zostaną wykorzystane do rażenia punktów poza terytorium Ukrainy. W ostatnim czasie o nowym uzbrojeniu rakietowym mówił też zastępca sekretarza obrony USA Colin Kahl. Stwierdził, że ATACMS nie są już Ukrainie tak potrzebne, ponieważ Wielka Brytania i Francja przekazały broniącemu się przed Rosją państwu pociski manewrujące Storm Shadows/SCALP. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!