Historię rannych w wyniku rosyjskiego ataku opublikował na Facebooku szpital Św. Mikołaja we Lwowie. Rodzina pochodzi z miejscowości Nowhorodske w obwodzie donieckim. Jak poinformowano, ojciec dzieci zmarł, a ojczym poszedł walczyć na wojnie. Na początku kwietnia ich mama, Natalia, postanowiła wyciągnąć swoje dzieci z ostrzału. "Dotarli na dworzec z walizkami. W oczekiwaniu na pociąg Jana zapytała mamę, czy pójdą po herbatę, którą na peronie rozdawali wolontariusze. Jarosław, brat bliźniak Jany został, żeby pilnować rzeczy" - napisano. To wtedy na dworzec spadła bomba. W wywiadzie dla organizacji United for Ukraine pani Natalia powiedziała, że nie pamięta odgłosu eksplozji. Kiedy otworzyła oczy, wszędzie była krew, a wokół leżeli ludzie. Spojrzała na córkę i zauważyła, że nie ma ona butów. Po chwili zorientowała się, że sama nie ma nogi. Jej córka straciła obie. BBC: Rosjanie użyli bomby kasetowej Od kilku tygodni mama i córka znajdują się pod opieką lwowskiego szpitala. Towarzyszy im syn, Jarosław. "Dorósł w momencie, gdy rosyjska rakieta spadła na stację" - napisał szpital o chłopcu. Jak poinformowano, rodzina ma udać się do Stanów Zjednoczonych, gdzie Natalia i Jana mają dostać protezy oraz poddać się rehabilitacji. W ataku przeprowadzonym przez Rosję 8 kwietnia w Kramatorsku życie straciło 50 osób. Według ustaleń BBC, użyto wówczas bomby kasetowej.