Państwo Puszko w trakcie ostrzału Mariupola ukrywali się w piwnicy. Po prawie dwóch miesiącach postanowili podjąć ryzykowny krok i udać się do swojej córki, która od pięciu lat mieszka w Warszawie. Samochód uszkodzony przez pocisk Problemy pojawiły się już na samym początku. - 100-kilogramowy pocisk trafił w nasz garaż, przebił potężne drzwi. Samochód był poważnie uszkodzony, ale jakoś go naprawiliśmy, by mógł jechać w drogę - opowiadał dla Polsat News Ołeksandr. - Zakleiliśmy bak, posklejaliśmy przewody i ruszyliśmy - dodał. W trakcie ucieczki z Ukrainy musieli nasłuchiwać tego, co się dzieje. Kiedy słyszeli ostrzał, zatrzymywali się i próbowali ukrywać. W to, że uda im się szczęśliwie pokonać trasę, która później wiodła przez Rosję i Litwę, sami nie wierzyli. Uważają, że opuszczenie Mariupola i pojawianie się u córki w Warszawie jest cudem. "Będziemy szukać pracy i żyć dalej" - Chcę podziękować Polsce, że nas przyjęła. Będziemy szukać pracy i żyć dalej. Dziękujemy - mówiła Maryna. Małżeństwo ma świadomość, że musi zadomowić się poza swoim krajem. - Czy wrócimy kiedyś do domu? Trudno powiedzieć - powiedziała kobieta. - Mamy nadzieję, ale nie wiemy. Chcemy pracować i żyć, a dalej zobaczymy - podsumowała.