Konstanty i Tatiana mają 12 dzieci. Wśród nich najstarsza, 22-letnia córka, w zaawansowanej ciąży, a także dwoje dzieci z niepełnosprawnościami. 14-osobowa rodzina z Ukrainy (z pięciorgiem dzieci biologicznych i siedmiorgiem adoptowanych) przez trzy dni próbowała dotrzeć do Polski, by zacząć nowe życie, wolne od niebezpieczeństw wojny. Ukraińcy nie spodziewali się jednak, że nad Wisłą będą traktowani inaczej niż ich rodacy. Rodzinę do Polski sprowadziła pani Jolanta Janus, która od początku wojny jest zaangażowana w pomoc. M.in. organizowała ewakuacje i transporty humanitarne. To ona namówiła tę rodzinę na ucieczkę do Polski. Podczas pierwszej próby ich ewakuacji, 14-osobowej familii nie zabrał konwój humanitarny z pomocą żywnościową do Zaleszczyk, który później dotarł bezpośrednio do Polski. Pani Jolanta nie ustała jednak w poszukiwaniu dla nich innej drogi. Wybór padł na dłuższą i trudniejszą trasę m.in. przez Mołdawię i Rumunię. W Polsce mieli znaleźć bezpieczną przystań. Po trzech dniach podróży w końcu trafili nad Wisłę. Pani Jolanta już wcześniej zorganizowała im nocleg w doskonałych warunkach. Mieli zatrzymać się w pensjonacie Pocieszna Woda w Rabce-Zdrój. - Byłam przekonana, że będą się tam dobrze czuć, że w końcu trochę odpoczną - mówi Interii pani Jolanta. Ustawa kłopotem nie do przejścia Właściciele pensjonatu przygotowali im najlepszy apartament i dwa inne pokoje. Czekali na rodzinę jeszcze przed weekendem, ale przez przedłużającą się podróż, familia dotarła do pensjonatu w poniedziałek. W międzyczasie pojawił się problem, jak się później okazało, nie do przejścia dla obu stron. - W Sejmie pojawiła się ustawa dotycząca pomocy Ukraińcom. Okazało się, że nie obejmuje ona tych, którzy trafili do Polski taką drogą, jak ta rodzina. Właściciele się rozmyślili i nie chcieli dłużej gościć tych uchodźców - opisuje pani Jolanta. - Pomagamy uchodźcom od 8 marca. Przez nasz ośrodek przeszło już ok. 100 osób. Chcieliśmy pomóc i tym ludziom, ale wszystko rozbiło się o przepisy - rozkłada ręce pani Anna, współwłaścicielka pensjonatu. Wyłączony prąd czy problem z kartą? Rodzina, za pośrednictwem pani Jolanty, dowiadywała się, co zrobić w takiej sytuacji. Wszyscy wzruszali ramionami i wysyłali ją na polsko-ukraińską granicę. Pani Jolanta poprosiła właścicieli, by przetrzymali im pokój, a po powrocie z granicy sprawa przepisów będzie wyjaśniana. - Mąż im odmówił, bo nie wiedział, jak dużo czasu im to zajmie. Nie możemy sobie pozwolić, by przez dwa dni trzymać puste pokoje. Proszę spojrzeć na dworce, punkty recepcyjne, wszędzie są ludzie, którym możemy w tym czasie pomóc. Pomagamy od początku, więc nie chcieliśmy robić wyjątków - zaznacza pani Anna z Pociesznej Wody. Uchodźcy przespali w obiekcie jedną noc, ale następnego dnia się wyprowadzili. Właścicielka pensjonatu wyliczała pani Jolancie, ile kosztuje ją utrzymanie obiektu. Jak mówiła, nie jest w stanie zapewnić pomocy bez finansowego wsparcia zewnętrznego. - Na koniec wyłączyli im prąd - mówi pani Jolanta. - Rozumiem te argumenty, ale decyzję o odcięciu prądu uważam za skandaliczną. Ci ludzie zostali przez tych właścicieli upokorzeni - dodaje. - Zachodzę w głowę, o co chodzi z tym prądem. W pokojach światło działa wtedy, kiedy włoży się kartę. Może jej po prostu nie włożyli? - zastanawia się pani Anna. 10 dni wytchnienia Rodzina ukraińska ma wobec właścicieli pensjonatu sporo żalu. Wina nie leży jednak po żadnej ze stron, ale w przepisach, które inaczej traktują ludzi przekraczających południową granicę. Gdyby 14-osobowa rodzina miała status uchodźców, właściciel prawdopodobnie byłby skłonny zaczekać, bo po jakimś czasie otrzymałby pewną rekompensatę. Tej gwarancji jednak nie miał. Mimo to opiekunka tej grupy pilnie szukała innego zakwaterowania. Nie jest to łatwe, bo prywatne gospodarstwa nie są w stanie przyjąć tak licznej, 14-osobowej rodziny. Pani Jolanta trafiła do protestanckiego kościoła w Rabce, a miejscowy pastor usilnie chciał pomóc. Zaproponował nawet, że z własnej kieszeni pokryje nocleg w Pociesznej Wodzie, bo właściciele wyliczyli, że wyniesie on 1400 zł dla całej grupy. Rodzina jednak nie chciała tam wrócić, bo jak podkreśla pani Jolanta, została upokorzona. Kobieta zdobyła numer telefonu do burmistrza Rabki-Zdroju, który w starej części miasteczka znalazł tymczasowe zakwaterowanie. W jednym z tamtejszych pensjonatów będą mogli przebywać tak długo, aż otrzymają PESEL. - Muszą odpocząć. To chwila wytchnienia. Później być może pojedziemy na polsko-ukraińską granicę, by przejść na drugą stroną i natychmiast wrócić. Chyba tylko w ten sposób ta rodzina będzie traktowana poważnie - planuje pani Jolanta. To problem, który opisywaliśmy już w Interii. Uchodźcy z Ukrainy, którzy bezpośrednio trafili do Polski z terytorium objętego wojną, są traktowani zupełnie inaczej niż ci, których opisujemy w tym tekście. Ustawa o pomocy Ukraińcom nie uwzględnia bowiem innych kierunków - choćby takiego, jaki przemierzyła ta rodzina, by trafić do Polski. Ustawa nie przewiduje też żadnych formalnych kroków, które ludzie w takiej sytuacji mogliby podjąć. Pozostaje chałupnicza metoda polegająca na ponownym przekroczeniu granicy, np. w Korczowej czy Zosinie. - Chyba tak zrobimy, bo nie widzę innego wyjścia. Oby tylko najstarsza córka wytrzymała, bo za miesiąc ma termin porodu - zastanawia się pani Jolanta. Będzie zmiana przepisów? Polskie władze do tej pory nie dostrzegały tego problemu, mimo że takie poprawki zgłaszali posłowie innych opcji. Zapytany o tę kwestię na konferencji prasowej wiceszef MSWiA Maciej Wąsik odparł dwa dni temu, że "są też takie kraje, jak Słowacja i Rumunia, które też mają jakieś obowiązki". Dodawał, że nie jesteśmy w stanie zapewnić świadczeń wszystkim, którzy docierają do Polski. Tyle tylko, że wcale nie muszą to być wielkie liczby uchodźców z tego kierunku. "Nie muszą", bo żadna ewidencja nie jest prowadzona. Spotykamy jednak ludzi, którzy czują się pominięci, inni się do nas zgłaszają. Jeden z czytelników Interii: "Udzieliłem długoterminowego schronienia w swoim domu trzem osobom z Ukrainy (mama i dwóch małoletnich synów). Niestety uchodzili z Ukrainy przez Mołdawię, Rumunię, Węgry i Słowację do Polski. Wobec nieobjęcia ich przepisami ustawy o wsparciu uchodźców z Ukrainy, co proponujecie Państwo zrobić?" - pisze pan Grzegorz, który ma prawo czuć się rozczarowany i oszukany. Podobnie jak właściciele pensjonatu również zastanawia się nad wyproszeniem tej rodziny. Takich przypadków zapewne jest więcej. Co na to rządzący? Rzecz rozbija się o jedno słowo: "bezpośrednio". Gdyby w ustawie pominięto to sformułowanie, ci, których opisujemy w tym tekście, mieliby dokładnie takie same prawa jak ich rodacy uciekający przed wojną z innego kierunku. Tylko tyle i aż tyle. Jak jednak dowiedziała się Interia, pojawiło się światełko w tunelu. W PiS słychać, że pomocą mają zostać objęci wszyscy Ukraińcy, a nie tylko ci, którzy przekroczyli granicę polsko-ukraińską. Jerzy Polaczek z PiS, wiceszef sejmowej komisji administracji i spraw wewnętrznych: - Formalnie w porządku posiedzenia komisji nie ma jeszcze punktu dotyczącego zmian w ustawie o pomocy uchodźcom z Ukrainy. Nieoficjalnie mogę powiedzieć, że najprawdopodobniej taka inicjatywa wyjdzie bezpośrednio z komisji. Z punktu widzenia praktycznego, będzie to niewielka korekta przyjętej ustawy. Wychodzimy naprzeciw głosom, które pojawiły się w trakcie prac. Trzeba jeszcze poczekać kilkadziesiąt godzin. - Przede wszystkim zmiana wynika z potrzeby łączenia bliskich, którzy uciekają przed wojną. Sądzę, że wszystko jest obecnie analizowane. Proszę pamiętać, że wojna trwa od trzech tygodni i ustawa została przyjęta. Jeśli ta inicjatywa wyjdzie jutro z komisji, przy konsensusie politycznym, zostanie przeprowadzona bardzo szybko. Skłaniałbym się wtedy, żeby nie odsyłać ustawy do komisji tylko przyjąć ją na sali plenarnej w piątek. Żeby to potwierdzić, potrzeba jednak opinii MSWiA. - Zwracam też uwagę, że jako państwo członkowskie Unii Europejskiej jesteśmy zobowiązani udzielić pomocy tym, którzy przekroczyli granicę polsko-ukraińską. Być może początkowo trudno było działać w sposób rozszerzający. Tak interpretuję ostrożność ze strony MSWiA. Chcę również zauważyć, że każdy uchodźca, który trafił z Ukrainy do Polski, nawet podróżując przez inne kraje, i tak jest objęty ochroną międzynarodową na podstawie innych przepisów. Łukasz Szpyrka, współpraca: Jakub Szczepański