"W ostatnim czasie w wypowiedziach białoruskich i rosyjskich polityków coraz częściej przewija się temat możliwej eskalacji wojny na Ukrainie, poważnych prowokacji na granicy z NATO, tworzenia nowych frontów. (...) Większość tych prognoz to najprawdopodobniej tylko element wojny informacyjnej, ale obecna sytuacja daje podstawy by twierdzić, że część z nich może okazać się prawdziwa" - czytamy. Pierwszy możliwy scenariuszem, jaki Biełsat postanowił przeanalizować, jest rozszerzenie konfliktu do poziomu kontynentalnego lub globalnego. Tutaj twórcy analizy przytaczają wypowiedzi prezydent Rosji Władimira Putina, który zapewniał, że nie zamierza atakować NATO. Jednak z drugiej strony nasuwa się ultimatum postawione przez kremlowskiego przywódcę w grudniu 2021 roku. Prezydent Federacji Rosyjskiej domagał się wtedy wycofania infrastruktury NATO na pozycje sprzed 1997 roku. Według ekspertów palny Kremla nie zmieniły się na przestrzeni ostatnich dwóch lat. Oznacza to, że zapewnienia Putina o braku planów napaści na państwa Paktu Północnoatlantyckiego mogą nie być prawdą. Eskalacja konlfiktu. Walki o Przesmyk Suwalski W scenariuszu ataku Rosji na kraje NATO prawdopodobnym miejscem zarzewia konfliktu wydaje się Przesmyk Suwalski, a więc terytorium oddzielające Białoruś od obwodu królewieckiego. Opanowanie tej przestrzeni oznaczałoby odcięcie krajów bałtyckich od sojuszniczej pomocy. Co z kolei mogłoby sprawić szybkie zajęcie przez Rosjan Litwy, Łotwy i Estonii, które nie miałby możliwości skutecznej obrony przed inwazją. Według ekspertów atak na jedno z państw NATO wydaje się jednak niemożliwe, bo Rosja nie dysponuje odpowiednim potencjałem militarnym. Wszystkie siły rzucone zostały na Ukrainę. Tak więc Rosjanie musieliby najpierw zamknąć front ukraiński. Według jednego ze scenariuszy NATO do ataku mogłoby dojść nawet w przyszłym roku pod warunkiem, że Rosjanie dużą mobilizacją w pierwszej połowie 2024 roku przełamaliby impas na froncie. Do tego musiałoby powstać sprzyjające warunki w przestrzeni międzynarodowej. Tutaj eksperci Biełsatu wymieniają zwycięstwo w wyborach prezydenckich w USA Donalda Trumpa i odcięcie Ukrainy od pomocy zza oceanu. Według innych przewidywań ekspertów Kreml na przeorganizowanie armii potrzebowałby nawet do 10 lat. Wojna w Ukrainie. Niekontrolowana eskalacja Kolejny scenariusz zakłada nieplanowaną eskalację między Rosją a NATO. Tutaj twórcy analizy powołując się na raport ośrodka RAND wyodrębnili trzy sytuacje, które mogłyby doprowadzić do nieplanowanej konfrontacji: "śmierć polityków z krajów NATO na Ukrainie w wyniku rosyjskiego ataku rakietowego; śmierć pilotów amerykańskich samolotów w wyniku prowokacyjnego manewru rosyjskich maszyn; błędna ocena aktywność wojsk NATO w Europie Wschodniej może przestraszyć Kreml i popchnąć Rosję w stronę wniosku, że konieczne jest przeprowadzenie ataku prewencyjnego na obiekty NATO". Takie sytuacje są tym bardziej prawdopodobne, im bardziej napięta jest sytuacja, co wymusza podejmowanie kluczowych decyzji pod rosnącą presją. Tutaj przewiduje się, że wymiana ognia przy zaistnieniu, któregoś z wariantów z początku byłaby kontrolowana, ale istniałoby ryzyko szybkiej eskalacji. Ukraina: Atak z północy Ostatni ze scenariuszy dotyczy ponownego uderzenia Rosjan z północy, tak jak miało to miejsce na przełomie lutego i marca 2022 roku. Wtedy wojska Federacji Rosyjskiej poniosły klęskę i nie dotarły do Kijowa, co z kolei utrzymało przy życiu broniącą się Ukrainę. Ofensywa była przeprowadzana z terytorium Białorusi, gdzie Rosjanie zgromadzili 30 tys. żołnierzy. Teraz ten potencjał musiałby być znacznie większy i według kalkulacji ekspertów wynosić 100-120 tys. Wynika to z tego, że ukraińskie dowództwo cały czas doskonali umocnienia chroniące dostępu do stolicy. Atak z ziem białoruskim mógłby też oznaczać natarcie na kierunku Łuck-Lwów, którego celem miałoby być odcięcie ukraińskiej armii od dostaw z Zachodu. Do realizacji otwarcia ofensywy z północy Rosjanie potrzebowaliby przeprowadzenia dużej mobilizacji. I to wydaje się mieć podstawy zważywszy, że Putin jest świeżo po wyborach i niepopularne decyzje nie są mu już straszne. Poza tym rosyjska propaganda usiłuje częściową winą za zamach pod Moskwą obarczyć władze w Kijowie, co może posłużyć do stworzenia narracji, która usprawiedliwiłaby nową mobilizację. *** Przeczytaj również nasz raport specjalny: Wybory samorządowe 2024. Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!