"Witamy w Rosji, w której nie można protestować, kupować ubrań i wyjeżdżać na wakacje" - tytułuje swój tekst James Kilner z "The Telegraph". W reportażu ukazującym codzienne życie w kraju Putina czytamy, że ostatni rok przyniósł niepewność, niezgodę i wysokie ceny. "Ta wojna zrujnowała mi życie" - Miałam plany, cele, a teraz moim jedynym celem jest przeprowadzka albo chociaż przeniesienie stąd mojej córki - mówi pielęgniarka mieszkająca w Moskwie. - Ta wojna zrujnowała mi życie - dodaje. Jak opowiada kobieta, która podobnie jak inni bohaterowie tekstu, nie ujawnia swoich danych, niedawno dostała polecenie dotyczące szkolenia wojennego. Miała nauczyć się działania na polu bitwy. Choć nie dostała przydziału na front, bardzo się tego obawia. - Przeraża mnie ta perspektywa. Podobnie jak to, że z frontu wracają ci, którzy dostali amnestię za walkę w Ukrainie. Nawet ci, którzy popierają wojnę, są przeciwko mordercom i gwałcicielom, którzy wracają do kraju i żyją na wolności - powiedziała. "Pogrążeni w depresji" - Ludzie pogrążyli się w depresji - mówi gazecie kolejny Rosjanin. Mieszkający w centralnej Rosji budowlaniec wskazuje, że ludzie są niespokojni. - Jesteśmy podzieleni, jakby to była ponownie rewolucja z 1917 roku. Dochodzi do kłótni w rodzinach i między kolegami z pracy - przyznaje. Autor artykułu wskazuje, że Rosjanie zaczęli odczuwać to, na co od miesięcy pracuje Putin - że wojna dotarła do ich domów i codziennego życia. Kremlowska propaganda stara się pokazać Rosjanom, że są oni zagrożeni atakiem ze strony NATO, a naród musi się jednoczyć i mobilizować, by uniknąć zagłady. W tym celu, nie tylko propaganda pracuje na najwyższych obrotach. Szkoły zaczęły uczyć podstawowych umiejętności żołnierskich, dzieci znów są zmuszane do wiwatowania na cześć narodowej flagi, a emeryci ćwiczą techniki noszenia noszy - czytamy. Jak czytamy, w zeszłym roku we wszystkich regionach Rosji drastycznie wzrosły wydatki na patriotyczne proporce, plakaty i flagi. Większość Rosjan zareagowała na wojnę spokojem, niemal lekceważąc wydarzenie. To zmieniło się jednak drastycznie, kiedy Putin ogłosił mobilizację na wojnę - czytamy dalej. W mniejszych miejscowościach żyje się trudniej "Prawie każda rodzina w Rosji zna mężczyzn, którzy zostali wysłani do walki na Ukrainie" - wskazuje autor. "Sen" Kremla, by każdy Rosjanin czuł wojnę i czekał na pomoc Putina, ziścił się tylko w połowie. Opinie o przywódcy kraju są podzielone. - Wśród moich przyjaciół nazywam go międzynarodowym terrorystą. Ale jeśli jestem z kimś, kogo nie znam, wtedy mówię inaczej - mówi gazecie Rosjanin z miasta w centrum kraju. Choć w największych miastach ceny się ustabilizowały, restauracje są pełne, a na rynku można kupić produkty, które omijają sankcje, to w dalszych częściach kraju wojnę czuć bardziej. - Ceny wzrosły, życie jest bardziej nużące, niepewne. W zasadzie niczego nie możesz. Nie możesz zachorować. Nie możesz kupować ubrań. Nie możesz iść do kawiarni i do kina. Nie możesz jechać na wakacje - opisuje.