Prezydent Andrzej Duda powiedział na czwartkowej konferencji prasowej z Kamalą Harris, że Polska dotychczas przyjęła blisko 1,5 mln uchodźców. Podkreślił, że ludzie ci nie zostali wysłani do obozów dla uchodźców, tylko znaleźli miejsce w polskich domach, hotelach, pensjonatach i sanatoriach. Powiedział, że "zostali przyjęci przez zwykłych Polaków, którzy czują w sercu obowiązek pomocy ludziom, którzy znaleźli się w potrzebie". Uznał taką postawę za powód do dumy. - Ogromnie za to moim rodakom dziękuję. Jest to dla nas, polskich władz, powód do dumy. Jestem wam bardzo, bardzo wdzięczny - oświadczył. W piątek Straż Graniczna podała, że granicę z Polską przekroczyło już 1,54 mln uchodźców z Ukrainy. Część z nich faktycznie znalazła schronienie w polskich domach, część koczuje jednak na dworcach, czekając, aż ktoś wyciągnie do nich pomocną dłoń. Polacy do pomocy są chętni, ale na jak długo wystarczy im sił i entuzjazmu? Socjolog: To nie potrwa wiecznie - Takie spontaniczne, emocjonalne i bardzo altruistyczne reakcje są dla polskiego społeczeństwa dosyć charakterystyczne. Widzimy to co roku przy okazji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy - wtedy też następuje taki zryw. Jednak emocje dość szybko się wyczerpują i nie można na nich bazować. Zwłaszcza, kiedy chodzi o 1,5 miliona uchodźców uciekających przed wojną - ocenia w rozmowie z Interią prof. Grażyna Skąpska z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dodaje: - Polacy chcą pomagać, nie można jednak liczyć na to, że to będzie trwało zawsze. Socjolog zauważa, że w pomoc uchodźcom z Ukrainy angażują się głównie ludzie młodzi, którzy w większości pracują lub studiują. - Na długo czasu i siły im nie wystarczy. Emocje też nie trwają wiecznie, dlatego powinny być zastąpione przez racjonalne, długofalowe działanie profesjonalistów, którzy zajmują się opanowaniem sytuacji kryzysowych. Niestety, ja takich działań nie widzę. Ludzie, którzy są najbliżej tej tragedii, muszą mieć wsparcie - podkreśla. Jak mówi, "w długofalowe i zorganizowane akcje angażują się zwykle moralne elity, młodzi i wrażliwi ludzie". - Widzieliśmy to już na granicy polsko-białoruskiej. Tam też niesiona była taka spontaniczna pomoc przez konkretne jednostki. Jako naród nie mieliśmy wielkich chęci do pomocy - dodaje. Zdaniem prof. Skąpskiej na chęć niesienia pomocy Ukraińcom wpłynęło kilka czynników. Pierwszym z nich jest oczywiście współczucie. - Ta straszna rzeź, która tam się dzieje wywołuje w nas duże emocje. Dodatkowo mamy poczucie, że obywatele Ukrainy są nam bliscy, bo zostali przecież zaatakowani przez silne autorytarne państwo jakim jest Rosja. A w nas, Polakach, wciąż są zakorzenione silne postawy antyrosyjskie - tłumaczy ekspertka. Nie bez znaczenia jest również to, że Ukraińcy już wcześniej mieszkali w Polsce i dobrze się zasymilowali. - Docierają do mnie jednak głosy od ludzi, którzy przyjęli pod swój dach uchodźców i przyznają, że to nie może trwać wiecznie. Wspólna kuchnia i łazienka to dobre rozwiązanie tylko na chwilę. To są przecież obcy ludzie. Jesteśmy pełni współczucia, ale mamy swoje granice, a emocje się wygaszają - mówi prof. Skąpska. Polacy i Ukraińcy. Co nas łączy, a co dzieli? Ambasador Ukrainy Andrij Deszczyca powiedział kilka dni temu, że "w ukraińskich mediach społecznościowych szerzy się przekaz, że po 11 dniach wojny straciliśmy brata, którym była dla nas Moskwa, ale odzyskaliśmy siostrę, a tą siostrą jest Polska". Wzruszające słowa trafiły do serc wielu Polaków, gdy jednak spojrzymy na te dwa narody z bliska, to okazuje się, że są mocno zróżnicowanym rodzeństwem. - Polacy są kulturowo bardzo monolityczni. W Ukrainie tego nie ma, tam nawet znajomość języka ukraińskiego nie jest oczywistością, chociaż staje się coraz bardziej powszechna i naturalna. W ostatnich latach Ukraina mocno się jednoczy, jednak wciąż nie ma tam takiego poziomu jedności jak w Polsce, niezależnie od tego jakby nasza ojczyzna nie była podzielona - mówi Interii dr Elżbieta Olzacka z Katedry Porównawczych Studiów Cywilizacji UJ. Dużym plusem, szczególnie w obecnej sytuacji, jest natomiast to, że języki polski i ukraiński są do siebie bardzo zbliżone. - Różni nas tylko około 30 proc. słownictwa, dzięki czemu łatwo się rozumiemy, używając naszych własnych języków - mówi dr Olzacka. Zwraca też uwagę na kwestie związane z religijnością. - W Ukrainie ponad 60 procent społeczeństwa jest wyznania prawosławnego, ich kalendarz obrzędowy przesunięty jest o dwa tygodnie w stosunku do naszego. Należy o tym pamiętać, szczególnie, że zbliżają się święta Wielkanocne, które Ukraińcy będą obchodzili później od nas. Tradycje świąteczne mamy za to bardzo podobne - tak samo malujemy pisanki i święcimy pokarmy w koszyczkach - wskazuje badaczka. Świąteczne tradycje mamy podobne, jednak sporo różnic możemy dostrzec w kuchni. - Ukraińcy, którzy już do nas przyjechali, mogą narzekać na nasz nabiał. U nich te produkty mleczne są mniej przetworzone, częściej kupują je na bazarkach niż w marketach. Kolejna różnica dotyczy śniadań. W Ukrainie można zjeść na śniadanie kotlet czy udko z kurczaka i nikogo to nie zdziwi. U naszych sąsiadów bardzo ważne i popularne są też zupy, obiad bez zupy to nie obiad. Ziemniaki natomiast są u nich często osobną potrawą, a nie dodatkiem. Mnie przy pierwszy przyjazdach do Ukrainy zdziwiło, że zwykły obiad można popić kompotem z suszonych owoców - dla nas to potrawa świąteczna, a dla nich codzienny napój - opowiada dr Olzacka. Nieufność i brutalizm życia codziennego My będziemy zaskoczeni przy kuchennym stole, a Ukraińców może za to zaskoczyć nasze segregowanie śmierci i stosunek do ekologii. Jak mówi badaczka z UJ, dla nich czyste ulice i brak rozrzuconych śmieci to niekoniecznie częsty widok. W Polsce komfort życia jest lepszy niż w Ukrainie. U nas to, że autobus przyjedzie zgodnie z rozkładem, a ulica jest oświetlona, to już raczej norma. Tam wciąż tego nie ma. - U Ukraińców dostrzegamy też dość duży brutalizm życia codziennego, panuje duża nieufność. Ekspedientka w sklepie prędzej spojrzy na nas wrogo niż obdarzy uśmiechem. Na ulicy jest podobnie, ale to nie znaczy, że ludzie są dla siebie nieżyczliwi. Raczej mają maski, pod którymi się ukrywają, ale kiedy już się przez nie przedrzemy to okazuje się, że potrafią być bardzo uczynni i przyjaźni - mówi dr Olzacka. Wtedy możemy dostrzec, że nasi sąsiedzi nie stronią od zabawy. Chętnie się spotykają, ktoś przynosi gitarę albo bałałajkę i zaczynają wspólne śpiewanie. Lubią wychodzić z domu, urządzać pikniki, spacerować. Badaczka zauważa, że warto bliżej poznać kulturę Ukrainy, bo ma ona wiele do zaoferowania. - Polacy przez wiele lat nie rozróżniali Rosjan, Białorusinów i Ukraińców. Wszystkich ich określało się jako "ruski". Teraz możemy się dowiedzieć czegoś więcej o Ukraińcach, którzy najczęściej kojarzą nam się z folklorem, dumkami, kozakami i "Ogniem i mieczem". A Ukraińcy też mają dobre kino, muzykę, bajki dla dzieci - mówi. Zapytana, czy jej zdaniem są między Polakami i Ukraińcami różnice "nie do przejścia" odpowiada, że nie wyobraża sobie, że jest coś takiego w Ukraińcach, czego my nie bylibyśmy w stanie zrozumieć. - Oczywiście, może się pojawić chęć do dyskusji o trudnych momentach w naszej wspólnej historii, które były, ale to nie jest nie do przeskoczenia. Wystarczy, że obie strony będą otwarte na dialog. A jeśli okaże się, że przyjmując w domach Ukraińców natrafimy na jakieś trudności, to nie muszą one być związane z ich narodowością, a z tym, że goszczenie kogoś, nawet rodziny, po jakimś czasie może okazać się dla nas męczące - mówi dr Olzacka.