Jak ustalił ukraiński wywiad, służby specjalne podległe Kremlowi zmuszają rodziny marynarzy, którzy zginęli podczas zatonięcia krążownika "Moskwa", by ukrywali ich śmierć. Jeśli złamią zakaz, grozi im odpowiedzialność karna "za ujawnienie tajemnic państwowych". Agencja Ukrinform wyliczyła, że w oficjalnym rejestrze jako zmarli nie figuruje 27 członków załogi statku, w którego 14 kwietnia uderzyły dwie ukraińskie rakiety. "W Sewastopolu (na okupowanym Krymie - red.) pochowany jest tylko jedna osoba - pomocnik Warchuszew" - podał resort obrony w Kijowie. Służby nachodzą krewnych zmarłych marynarzy z "Moskwy". Nie pozwalają mówić o ich śmierci Rodzinom nieżyjących marynarzy - zamiast wypłacić odszkodowania - Rosja oferuje pomoc psychologów, lekarzy i prawników. Mimo "dostępności" tych ostatnich, bliskim odmawia się bezpośredniego kontaktu z wojskowymi dowódcami. Ukrinform dodaje, że funkcjonariusze rosyjskiej bezpieki nachodzili osoby, które w mediach społecznościowych opublikowali wiadomości o śmierci krewnych na "Moskwie". Zjawiali się w ich domach albo miejscach pracy, oficjalnie przeprowadzając z nimi "wyjaśnienia". Ukraińskie władze: Na krążowniku "Moskwa" było ponad 500 osób Jak przekazali informatorzy ukraińskich władz, wśród rodzin marynarzy narastają "napięcia". Kreml przyznaje, że podczas ataku na krążownik, który na początku wojny brał udział w przejmowaniu Wyspy Węży, zginął jeden mężczyzna, zaginęło 27 osób, a 396 zostało ewakuowanych. Zachodnie państwa kontrują, iż te dane najpewniej są nieprawdziwe. Ołeksij Daniłow, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy, uważa, że w chwili uderzenia w "Moskwę" na jej pokładzie było 510 osób, z czego 58 zdołało uciec przed śmiercią.