W celu stworzenia jak największej armii złożonej ze skazanych, Jewgienij Prigożyn (oligarcha, założyciel grupy Wagnera, "prywatnej armii Putina") i jego podwładni objeżdżają już nie tylko kolonie karne jak Rosja długa i szeroka, lecz również areszty śledcze w okolicach Moskwy, w których trzymani są podejrzani i oskarżeni, których sprawy karne - w przypadku zwerbowania - są tymczasowo zawieszane - powiedziała Romanowa. Nie należy się jednak dawać skusić na obietnice dużych pieniędzy - twierdzi. Nie ma żadnych gwarancji, że cokolwiek zostanie wypłacone, a zginąć można nie tylko od ukraińskiej kuli, lecz również od strzału w tył głowy z rąk "wagnerowców", gdyby komuś przyszło do głowy przejście na stronę ukraińską lub próba dezercji. Za dezercję - rozstrzelanie - Z tyłu idą oddziały zaporowe złożone z bardziej doświadczonych bandytów i o tym Prigożyn mówi otwarcie. W przypadku próby dezercji lub ucieczki na stronę wroga czeka ich rozstrzelanie na miejscu - twierdzi założycielka fundacji. Jak podaje rosyjska Federalna Służba Więzienna według stanu z 1 lipca w koloniach karnych i aresztach śledczych przebywało 426 tys. pełnoletnich mężczyzn, w tym cudzoziemcy, niepełnosprawni i starcy. Wychodzi na to, że w potencjalnym polu zainteresowania Prigożyna jest co ósmy rosyjski skazany - zauważyła szefowa Rusi Siedzącej. - Wypuszczeni z więzienia kryminaliści, którzy nie mają krewnych, a którzy zginą na Ukrainie, mogą nie wrócić nawet w cynkowych trumnach - podkreśliła rozmówczyni kanału Możem Objasnit. - Nie będą nawet uwzględnieni w statystykach, a ich ciała nie zostaną pochowane. Wiemy o ciałach, które znajdują się w strefie działań wojennych i nikt nie ma zamiaru ich stamtąd zabierać. Jak dotąd nie mamy informacji, by sprowadzono choćby jedno ciało - dodała.