O możliwym wybuchu spowodowanym upadkiem drona "szahed" wystrzelonego przez siły rosyjskie informowała w poniedziałek Państwowa Służba Graniczna Ukrainy. "Według informacji Państwowej Służby Granicznej Ukrainy, dziś w nocy podczas masowego ataku Rosji w rejonie Portu Izmaił rosyjski "szahed" spadł i wybuchł na terytorium Rumunii" - pisał Oleg Nikolenko. "Apelujemy do partnerów o przyspieszenie zapewnienia Ukrainie dodatkowych, nowoczesnych systemów obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej, a także lotnictwa bojowego, które wzmocnią ochronę infrastruktury Ukrainy i krajów sąsiadujących" - dodał. Kilkadziesiąt minut później Ministerstwo Obrony Rumunii opublikowało komunikat, w którym kategorycznie zaprzeczyło doniesieniom. "Ministerstwo Obrony Narodowej kategorycznie dementuje informacje w przestrzeni publicznej dotyczące sytuacji, która miała miejsce w nocy z 3 na 4 września, w której rzekomo rosyjskie drony spadły na terytorium Rumunii" - napisano. "Struktury podlegające Ministerstwu Obrony Narodowej monitorowały w czasie rzeczywistym sytuację wywołaną rosyjskimi atakami przeprowadzonymi przy użyciu dronów, zarówno ubiegłej nocy, jak i z soboty na niedzielę (...) Środki ataku zastosowane przez Federację Rosyjską w żadnym momencie nie powodowały bezpośredniego zagrożenia militarnego dla terytorium Rumunii lub wód terytorialnych" - dodano. Nagła zmiana stanowiska Kilka dni po zdarzeniu rumuński minister obrony Angel Tilvar zmienił wcześniejsze stanowisko i poinformował, że incydent z rosyjskim dronem faktycznie miał miejsce na terytorium Rumunii. - Części rosyjskiego drona spadły na terytorium Rumunii - stwierdził. Jednocześnie polityk poinformował, że nie podjęto decyzji o ewakuacji mieszkańców, ponieważ uznano, że nic nie wskazywało na jakiekolwiek zagrożenie. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!