Po miesiącu od rozpoczęcia - jak nazywał ją Kreml - "specjalnej operacji militarnej", wojska rosyjskie wciąż nie poczyniły znacznych postępów na froncie. Doniesienia strony ukraińskiej wskazują, że Rosjanie od 24 lutego stracili już ponad 15 tys. żołnierzy, setki czołgów i ponad 1500 pojazdów opancerzonych. Z informacji, jakimi podzielił się w czwartek szef obwodu charkowskiego Ołeh Syniehubow, wrogie wojska poniosły kolejne straty, tym razem jednak... sami je sobie zadali. Wojna w Ukrainie. Rosjanie ostrzelali własne wojska Ołeh Syniehubow napisał w serwisie Telegram, że w obwodzie charkowskim wojska rosyjskie ostrzelały własne pozycje ze śmigłowca. "Rosjanie ponieśli kolejne fiasko. Przy czym - z własnych rąk" - napisał Syniehubow, utrzymując, że rano rosyjski śmigłowiec ostrzelał rosyjskie pozycje w Małej Rohani. W wyniku tego przyjaznego ognia zlikwidowana została "duża liczba żołnierzy i sprzętu". "Ci sami okupanci stale ostrzeliwują Charków z artylerii i wyrzutni rakietowych - zauważył Syniehubow. Mamy nadzieję, że to nie ostatni przypadek "samozniszczenia" rosyjskich okupantów - dodał. Syniehubow nie wskazał dokładnych liczb dotyczących ilości zabitych żołnierzy czy sprzętu wojskowego, który miał rzekomo zostać zniszczony w wyniku ostrzału rosyjskiego śmigłowca. Szef władz obwodu charkowskiego zaznaczył też, że siły zbrojne Ukrainy pozostają w gotowości i bronią obwodu charkowskiego.