W pierwszych dniach wojny pojawiały się doniesienia, że działania Rosjan jednoznacznie ukazują chęć jak najszybszego zdobycia Kijowa. To umożliwiłoby im nie tylko przejęcie centrum operacyjnego wojny w Ukrainie, ale i osłabienie ducha walki po stronie ukraińskich wojsk. To, co miało zakończyć się w trzy dni, trwa już jednak ponad 280, a finału tej wojny wciąż nie widać. Rosjanie ponieśli ogromne straty i zostali zepchnięci na pozycje we wschodniej części kraju. Przedłużająca się inwazja i zachodnie sankcje nie działają także pozytywnie na gospodarkę kraju, pogarszając nastroje społeczne. Rosyjska propaganda w akcji By rozpalić ducha walki w narodzie, prokremlowska propaganda nadaje każdego dnia przekłamane komunikaty o postępach i sile rosyjskiej armii. W sieci pojawiło się nowe nagranie z występu ulubienicy Władimira Putina - Margarity Simonian. Redaktor naczelna telewizji RT rozpływa się najpierw nad wielkością Rosji i jej "pewnym zwycięstwie". Zaprzeczyła również, jakoby Rosja kiedykolwiek miała uderzyć w Kijów bronią nuklearną. Nie dlatego jednak, że w wyniku takiego ataku zginęliby ludzie, ale z powodu... świętych miejsc w Kijowie, które są ważne również dla Rosjan. - Putin, czy też Szojgu, nigdy nie zdecydowaliby się na bombardowanie Kijowa, choćby z uwagi na Ławrę Kijowsko-Peczerską - dowodziła. Wspomniane miejsce to zabytkowy klasztor prawosławny. Jak później dodała Simonian, jest także drugi powód, dla którego atak na Kijów nie miałby sensu. - Przecież już zdobyliśmy Kijów na początku wojny, byliśmy tam - mówiła. Z słów propagandystki wynika jednak, że wojsko Putina oddało ten teren, a żołnierze mieli być wstrząśnięci, że rozkazano im odejść. Okoliczności "zajęcia" Kijowa były jednak inne. Rosjanie długo walczyli o miasto, ale zostali pokonani przez Ukraińców i zmuszeni do odwrotu w wyniku licznych niepowodzeń. W akcie zemsty Rosjanie zdziesiątkowali ludność podkijowskiej Buczy.