Władimir Putin oficjalnie uznał niepodległość dwóch samozwańczych separatystycznych republik: Donieckiej i Ługańskiej. Obie powstały na terenie Donbasu po tym, jak w 2014 roku wybuchł konflikt pomiędzy Ukrainą a prorosyjskimi separatystami. W specjalnym orędziu wygłoszonym w poniedziałek Putin, przekonywał, że Ukraina to "nieodłączna część historii Rosji i jej kulturowej przestrzeni". Przypominał, że Kreml od dawna sprzeciwia się dążeniom Ukrainy do NATO, tłumacząc, że taka zmiana sił zagrażałaby bezpieczeństwu Rosji. Następnie wydał rozkaz, by wysłać rosyjskie wojska na wschodnią Ukrainę w celu "utrzymania pokoju".Umowa z separatystami. Rosja ma prawo do budowy baz wojskowych Widmo wojny. Jan Piekło o Putinie: Przemówienie małego gangstera - To nie było przemówienie człowieka, który jest przywódcą jednego z najważniejszych państw na świecie, tylko małego gangstera, który używa języka nienawiści. Mówi w podobnym duchu jak Adolf Hitler - komentuje w rozmowie Interią Jan Piekło, były ambasador RP na Ukrainie. W jego opinii uznanie przez Putina niepodległości regionów na wschodzie Ukrainy, to wstęp do dalszej gry. - Problem polega na tym, że republiki uznano za niepodległe, ale nie wiadomo, w jakich granicach - podkreśla i przypomina, że część Donbasu nadal jest pod kontrolą Ukrainy. Z Rosji płyną na ten temat sprzeczne komunikaty. - Nie uznamy republik ludowych w Donbasie w granicach szerszych, niż faktycznie kontrolowane przez separatystów - oświadczyła we wtorek Swietłana Żukowa, wiceszefowa komisji spraw zagranicznych rosyjskiej Dumy Państwowej. - Chodzi o obecne grancie, nikt nie pójdzie dalej - stwierdziła. Wcześniej pojawiały jednak się wypowiedzi o możliwości uznania szerszych granic. Putin zajmie cały Donbas? "Chodzi o korytarz na Krym" - Należy domniemywać, że Putin będzie chciał iść dalej, będzie chciał "wyzwalać" większą część terytorium, żeby skompletować być może cały Donbas - nie wyklucza Jan Piekło. I przypomina, że u granic Ukrainy rozlokowano ponad 150 tys. rosyjskich żołnierzy. - Obawiam się, że chodzi o korytarz lądowy na Krym, by rozwiązać palący problem związany z transportem i brakiem wody pitnej na okupowanym półwyspie - mówi. Rosja utorowała sobie drogę na Krym, budując poprzez Cieśninę Kerczeńską most łączący terytorium Rosji z okupowanym półwyspem. To jedyna lądowa droga. - Wystarczy jedna rakieta wystrzelona przez Ukraińców, by zniszczyć Most Krymski. Niewykluczone, że Putin będzie chciał wyrąbać sobie drogę na Krym przy użyciu wojska. To niezwykle prawdopodobne, bo ten korytarz jest Putinowi potrzebny pod każdym względem - mówi Jan Piekło. - Następna opcja to punktowe działania militarne od strony Białorusi, żeby pokazać światu, że Rosja ma wiernego sojusznika, który będzie odgrywał główną rolę w destabilizowaniu wschodniej flanki NATO - stwierdza. Zobacz także: Niemcy wstrzymują certyfikację Nord Strem 2 Wojna Rosja-Ukraina? "Istnieje ryzyko globalnego konfliktu" W opinii byłego ambasadora, w tym momencie istnieje ryzyko globalnego konfliktu, choć jak podkreśla, Putin unika konfrontacyjnych działań na pełną skalę. - Jego specyfiką jest łączenie działań hybrydowych, sabotażowo-dywersyjnych z działaniami wojskowymi. Nadal będzie działał w ten sposób, by minimalizować ewentualne sankcje, które mogą zostać nałożone na niego i jego najbliższe otoczenie - mówi Interii. Zwraca też uwagę, że pozycja Putina z wiekiem słabnie. - Propaganda kremlowska przedstawia prezydenta jako człowieka niezniszczalnego, który z obnażonym torsem jeździ na koniu, łowi ryby, czy głaszcze tygrysy. A Putin ma 70 lat i nie będzie rządził wiecznie. Były momenty, kiedy nie wyglądał na człowieka całkiem zdrowego. Krążyły wieści o tym, że kilkukrotnie przechodził COVID-19 i panicznie się go boi. Teraz w rosyjskich kręgach intelektualnych, a także militarnych, pojawiają się głosy krytyki i obawy, że Putin pcha kraj ku dezintegracji. Mam wrażenie, że na Zachodzie dojrzewa świadomość, że to może być końcówka rządów Putina - konkluduje Jan Piekło.