Strzelanie z moździerza nie wydaje się skomplikowane. Ot, wystarczy wsunąć pocisk do rury. Moździerz to broń ładowana od góry, zatem po wpuszczaniu granatu do lufy, osuwa się i uderza spłonką w iglicę. Tak powstaje płomień, który zapala proch znajdujący się w ładunku zasadniczym pocisku. Następnie zapalają się ładunki dodatkowe, a wytworzone ciśnienie gazów wyrzuca granat z lufy. Czy coś może pójść nie tak? Ano może, o czym regularnie przekonują się rosyjscy artylerzyści. Wojna w Ukrainie. "Taktyczna nieudolność". Rosjanie mają problem z bronią Kilkanaście dni temu do sieci wypłynął filmik ilustrujący jedną ze zmór armii Putina. Kadr otwierający przedstawia załadunek wspomnianego granatu. Oczekujemy na wystrzał, ten nie następuje. Dwóch żołnierzy z obsługi chwyta moździerz, przechylają lufę, felerny pocisk spada na ziemię. I tak trzy razy, poprzedzone wcześniejszymi próbami, bo odłożonych na plandekę niewypałów widzimy dużo więcej. Materiał wieńczy konkluzja, wedle której północnokoreańska amunicja jest do niczego. "Takim g... musimy tu walczyć" - skarży się jeden z udostępniających filmik blogerów militarnych. Pod koniec lata 2022 roku amerykańskie media donosiły, że Moskwa chciałaby kupować amunicję artyleryjską w Korei Północnej i Iranie. Wtedy ów ruch wydawał się niezrozumiały. Przed 24 lutego 2022 roku rosyjskie zasoby amunicji artyleryjskiej szacowano na co najmniej 15 mln sztuk, moce produkcyjne na 1,5 mln rocznie. "Wystarczyłoby nie tylko na Ukrainę" - przewidywali analitycy, którzy nie docenili niekompetencji i taktycznej nieudolność Rosjan. Sprawdź, jak przebiega wojna na Ukrainie. Czytaj raport Ukraina-Rosja Generałowie Putina już wiosną 2022 roku dali sobie spokój z wojną na zachodnią modłę - której nie byli w stanie prowadzić - i wrócili do sowieckich wzorców. "Walec artyleryjski" - wypluwający dziennie nawet 60 tys. pocisków - miał złamać ukraińską obronę. Nie złamał, a gdy jesienią 2022 roku na front zaczęły docierać pociski z głębokich magazynów w Rosji, duża ich część - z uwagi na wcześniejsze wieloletnie składowanie w fatalnych warunkach - do niczego się nie nadawała. Wielomilionowy zapas okazał się pozornym bogactwem, stąd konieczność zwrócenia się do sojuszników Federacji. Wojna na pełną skalę. Korea Północna "pomaga" Rosji słabymi pociskami Tyle że sojusznicy, przynajmniej ci koreańscy, wysłali Rosji jeszcze gorszej jakości produkt. Jak dotąd Rosjanie otrzymali od Koreańczyków co najmniej milion pocisków artyleryjskich. Niezależny portal Moscow Times podaje, że z uwagi na fatalną jakość prochu, "kim-amunicję" stosuje się tylko w sytuacjach, gdy "precyzja pocisku, a nawet samo wystrzelenie go z lufy mają najmniejsze znaczenie" dla działań bojowych. Innymi słowy, gdy strzela się "dla huku" i wypełniania norm. Zwłaszcza że realny zasięg pocisków z Korei jest niemal dwa razy mniejszy, niż w przypadku amunicji produkowanej w Rosji. Warto też wspomnieć o innym "darze" Kim Dzong Una - rakietach balistycznych krótkiego zasięgu. Kilka tygodni temu Rosjanie ostrzelali nimi Charków. Nie wiemy nic o niewypałach, ale sądząc po miejscach upadku rakiet (mocno przypadkowych), ich precyzja pozostawia wiele do życzenia. Niestety, mówimy o broni wykorzystywanej do rażenia obiektów znajdujących na obszarach zurbanizowanych, co oznacza, że choć felerna, i tak robi krzywdę - głównie cywilom. Właśnie w takim celu, w tym przypadku zupełnie świadomie, Moskale posługują się systemem uzbrojenia od innego sojusznika - Iranu. Ale drony Szahid przeznaczone są nie tylko do atakowania budynków mieszkalnych i terroryzowania ludności cywilnej. Wysyłane nad Ukrainę falami - po kilkanaście-kilkadziesiąt sztuk - mają też absorbować uwagę i środki ukraińskiej obrony przeciwlotniczej, "zmęczyć ją" przed uderzeniami z użyciem pocisków manewrujących. Dodajmy do tego zestawienia komercyjne drony, masowo kupowane przez Rosjan w Chinach, następnie przerabiane do celów wojskowych (zwykle poprzez dodanie ładunku wybuchowego). Tak zyskujemy pełen ogląd prorosyjskiej osi zła, choć gwoli rzetelności warto zauważyć, że chińskie bezpilotowce kupują też Ukraińcy (i proukraińscy wolontariusze), Pekin zaś formalnie nie udziela Moskwie wsparcia militarnego. Ukraina-Rosja. Broń zaczerpnięta z innych krajów. "Nie potrafią w miniaturyzację" Ale Rosja czerpie także z innych źródeł - jawnie jej nieprzychylnych. W czerwcu 2022 roku pojawiły się doniesienia o zachodnich komponentach znalezionych m.in. w radiostacjach, dronach, czołgach, systemach OPL oraz pozostałościach pocisków manewrujących. Większość z nich pochodziła z USA, więc tamtejsza FBI wszczęła dochodzenie, by ustalić, czy części trafiły do Rosji przed 2014 rokiem - kiedy zaczęto wprowadzać na Moskwę pierwsze sankcje - czy po tej dacie, zwłaszcza po wybuchu pełnoskalowej wojny. Nie znamy dokładnych ustaleń śledztwa, wiemy jednak, że jego efektem były rekomendacje dotyczące uszczelnienia reżimu sankcyjnego. Przypomnijmy, począwszy od aneksji Krymu i Donbasu, na Federację Rosyjską nałożono prawie 18 tys. ograniczeń. Tym samym Rosja stała się najbardziej dotkniętym sankcjami krajem na świecie. Kierunek działań jak najbardziej zasadny, szczególnie w obszarze technologii wojskowych. Rosjanie "nie potrafią" bowiem w miniaturyzację układów elektronicznych, problemem wciąż jest niska kultura pracy i wykonania, co przy delikatnych produktach mści się znacznie szybciej niż przy topornych urządzeniach mechanicznych. Gdy w 2022 roku ukraińscy inżynierowie zbadali szczątki rakiet Ch-101, ich oczom ukazała się elektronika z lat 70. Za najnowszy uchodził system nawigacji PGI-2M, opracowany w 1977 roku - analogowy i zawodny. W tej sytuacji nie może zaskakiwać fakt, że większość Ch-101 wystrzelonych do celów w Ukrainie chybiła. Zachodnie części w rosyjskich pociskach. Koordynator ds. sankcji potwierdza Ale Moskwa nie zamierzała oddać się bezczynności. Świadoma, że bez zachodniego "wsadu" ani rusz, zaczęła szukać luk prawnych i korytarzy transportowych, które pozwoliłby obejść ograniczenia eksportowe i zakazy korporacyjne. Efekt? Najnowsze partie rakiet są coraz mniej "rosyjskie". W szczątkach oraz wrakach niedolotów (rakiet, które spadły na ukraińskim terytorium, ale nie eksplodowały) roi się od zachodnich części. W zbadanych Ch-101 znaleziono 53 komponenty elektroniczne wyprodukowane przez zagraniczne firmy, głównie mikroukłady i chipy. W wystrzeliwanych z okrętów Kalibrach - 45 "obcych" podzespołów elektronicznych. W hipersonicznych Kindżałach - 48. Wszystkie o kluczowym znaczeniu. 81 proc. z nich pochodziło z USA, 8 proc. ze Szwajcarii, po 3,5 proc. z Niemiec i Japonii. - Mamy świadomość, że produkowane u nas części trafiają do Rosji - przyznał podczas konferencji prasowej koordynator ds. sankcji w Departamencie Stanu USA, Jim O'Brien. - Europejskie firmy sprzedają te materiały innym krajom, które następnie odsprzedają je Rosji. Pośrednicy pochodzą zwykle z Chin, Turcji i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Aby pokrzyżować im szyki, w grudniu 2023 roku Joe Biden podpisał rozporządzenie umożliwiające wprowadzenie sankcji przeciwko bankom z krajów trzecich, zamieszanym w sprzedaż zakazanych materiałów rosyjskiej zbrojeniówce. Czas pokaże, czy mechanizm sankcji wtórnych sprawdzi się w działaniu. ***Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!