Paulina Sowa, Interia: W ostatnich dniach głośno jest o Legionie "Wolność Rosji", który przekroczył granicę ukraińsko-rosyjską. Co wiemy o tej organizacji? Dr Michał Piekarski: - Organizacja istnieje od kwietnia 2022 roku. Jest to formacja, której wizerunek - legenda, został wykreowany na zasadzie "jesteśmy Rosjanami, byłymi żołnierzami, którzy sprzeciwiają się Putinowi i walczą po stronie Ukrainy". Trzeba pamiętać, że są dwie duże organizacje walczące po stronie ukraińskiej - Legion "Wolność Rosji" i Rosyjski Korpus Ochotniczy. Ta druga formacja jest bardziej utożsamiana z nacjonalistami. Według doniesień medialnych osoby, które przed wojną były identyfikowane jako skrajnie prawicowe, pojawiły się na zdjęciach i nagraniach właśnie z ostatniego rajdu za granicę ukraińsko-rosyjską. Jedyną pewną informacją, jaką mamy, jest to, że Legion "Wolność Rosji" liczy około kilku tysięcy ludzi. Charakterystyczna jest symbolika, którą posługują się żołnierze tej formacji. Używają rosyjskiej flagi, z której usunięto kolor czerwony. To flaga biało-niebiesko-biała. Wielokrotnie była widywana także w Polsce na demonstracjach i jest jednym z symboli oporu wobec dyktatury Putina. Można jednak zakładać, że są tam osoby o bardzo różnych ścieżkach życiowych i ideologiach. Legion "Wolność Rosji". Znaczenie na froncie Wszyscy jednak walczą po stronie Ukrainy. - I otrzymują broń z zasobów Sił Zbrojnych Ukrainy. Dla Ukrainy są niezwykle przydatnym narzędziem nie tyle wojny kinetycznej, co propagandowej. Ich wkroczenie na terenie Rosji militarnie ma bardzo niewielkie znaczenie, ale propagandowo cały ten przekaz, trollowanie Rosjan, żart i memy o specjalnej operacji wojskowej "tych innych Rosjan" przyciągają uwagę opinii publicznej. Zobacz więcej: Raport Wojna na Ukrainie To oznacza, że nie mają znaczenia jeśli chodzi o walkę na froncie? - Jest to niewielka formacja, zaledwie kilka tysięcy ludzi, to odpowiednik jednej brygady piechoty. Nie wiadomo jakie jest ich wyposażenie, zapewne bardzo szybko się ono zmienia z uwagi na straty bojowe. Militarnie jest to jedna z wielu formacji wojskowych, która sama w sobie nie stanowi żadnej decydującej siły, jej obecność nie przyniesie przełomu na froncie. Natomiast jest bardzo wygodnym narzędziem do stosowania przeciw Rosjanom broni, którą oni kiedyś stosowali wobec Ukrainy. - Rosjanie wysyłali kiedyś swoich żołnierzy bez oznaczeń przynależności państwowej na Krym czy ochotników do Donbasu, teraz Ukraina odpłaca się pięknym za nadobne. Można tę operację przedstawić jako prowadzoną tylko i wyłącznie przez ochotnicze formacje rosyjskie, nie mówiąc o wsparciu ze strony Ukrainy. To pierwsza taka sytuacja od wybuchu wojny w Ukrainie? - Mieliśmy już w tym roku operację, ale na mniejszą skalę: w marcu w obwodzie briańskim zajęto na czas jednego dnia dwie wioski przy granicy. Warto zwrócić uwagę na to, że ta obecna operacja prowadzona przez rosyjskich ochotników została podjęta tuż po tym, jak siły ukraińskie ostatecznie wycofały się z Bachmutu. Można odnieść wrażenie, że te formacje zostały wykorzystane do zrównoważenia negatywnego wydźwięku opuszczenia miasta. Teraz coraz mniej osób mówi o Bachmucie, bo tematem numer jeden jest Legion "Wolna Rosja", który urządził rajd na terytorium Rosji. Co może się wydarzyć na tych terenach w najbliższych dniach? Będą zacięte walki? - Obecnie Rosjanie prowadzą operacje przeciwko tym, którzy zajęli ich tereny, ale ściągnięcie ciężkiego sprzętu i oczyszczenie tego obszaru potrwa. To jest czas, kiedy siły Legionu będą mogły się z tego miejsca wycofać, a ostatecznie rosyjskie uderzenie będzie ciosem w próżnie. Nie będzie to miało przełożenia militarnego, ale takie działania mogą się powtarzać. Nie wiemy, czy te organizacje będą utrzymywane po zakończeniu wojny, jednak póki ona trwa, to Rosjanie muszą się liczyć z tym, że będą ponosić koszty wizerunkowe. Będą też musieli kierować środki do ochrony granicy z Ukrainą i przygotowania się do reakcji na kolejne ataki. Polityczna zgoda ze strony Ukrainy W poniedziałek informowano, że Rosyjski Korpus Ochotniczy oraz Legion "Wolność Rosji" przekroczyły granicę ukraińsko-rosyjską w rejonie miejscowości Grajworon. Wiemy, co się tam wydarzyło? - Na te chwilę więcej jest domysłów niż faktów. Prawdopodobne jest to, że rosyjscy ochotnicy wykorzystali dobrze rozpoznane wcześniej słabości rosyjskiej obrony. Miejsce, gdzie doszło do przekroczenia granicy było głównie bronione przez wojsko ochrony pogranicza podległe FSB (Federalna Służba Bezpieczeństwa - przyp. red.), a nie stricte wojsko. Rajd kilkuset żołnierzy z bronią ciężką i pojazdami opancerzonymi był siłą, której Rosjanie nie mogli tam powstrzymać, dlatego przygraniczne wioski zostały zajęte. Pojawiły się też informacje, że w pewnym momencie przejęto policyjne mundury z jakiegoś rozbitego komisariatu, co podobno skutkowało wydaniem rozkazu, żeby strzelać do każdego w rosyjskim policyjnym mundurze. Informowano też o zestrzeleniu rosyjskiego śmigłowca Mi-8. - Zestrzelenie śmigłowca jest prawdopodobne z uwagi na to, że Ukraina posiada dosyć dużą liczbę środków przeciwlotniczych. Nie wiemy jednak dokładnie, jakie są straty rosyjskie jeśli chodzi o żołnierzy sił regularnych i technikę. Więcej dowiemy się pewnie za kilka dni. - Możemy się natomiast domyślać, że po stronie ukraińskiej była polityczna zgoda, żeby taką operację przeprowadzić i było też wsparcie wywiadowcze. Ukraina od początku wojny otrzymywała duże wsparcie na tym polu od państwa zachodnich, zwłaszcza od USA. Z całą pewnością strona ukraińska dobrze wiedziała, które odcinki granicy są najsłabiej chronione i jaki będzie czas reakcji sił rosyjskich. Możliwe, że dodatkowym zyskiem z tej operacji było sprawdzenie, jak Rosjanie odpowiedzą na tego typu działania i jak działają ich systemy. To trochę jak uderzanie kijem drapieżnika, żeby zobaczyć, jak zareaguje. Pojawia się też pytanie o kontekst polityczny i międzynarodowy. O to, kto liczył na korzyści z tej operacji. A kto mógł liczyć na korzyści z tej operacji? - Przede wszystkim korzyści odnoszą sami żołnierze rosyjskich formacji opozycyjnych, o których jest głośno - świat o nich usłyszał, usłyszał także, że nie każdy Rosjanin popiera lub akceptuje wojnę i politykę Putina. Ogromne propagandowe korzyści odnosi Ukraina. Ale stworzenie zagrożenia kolejnymi rajdami przez granicę oznacza także, że militarnie może liczyć na osłabienie sił rosyjskich na froncie, gdyż Rosja będzie musiała wzmocnić ochronę granicy i wykorzystać do tego żołnierzy, których nie będzie mogła skierować na front choćby w Donbasie. - Przypomina to rajdy alianckich komandosów na wybrzeża okupowanej Europy oraz inne operacje nękające, prowadzone właśnie po to, aby zmusić przeciwnika do rozproszenia sił. Ponadto daje to kolejny polityczny środek nacisku na Moskwę, gdyż takie rajdy mogą się powtarzać i będą problemem dla reżimu Putina, który ustanie, jeśli Rosja po prostu wycofa swoje wojska z Ukrainy. - Nie należy spodziewać się tu decydującego znaczenia takich rajdów. To jeden z wielu środków nacisku, obok na przykład sankcji i dostaw uzbrojenia.